Przesunął wzrokiem po pogrążonym w ciemności legowisku. Powinien spróbować ponownie zasnąć. Westchnął, rezygnując z podjęcia kolejnej próby udania się do krainy snów. Usiadł, owijając ogon wokół krótkich łap. Był przekonany, że pobratymcy są pogrążeni w śnie i gdyby wybrał się do centrum obozu, jego krótki spacer pozostałby bez gapiów. Kiedyś obecność pobratymców była przez niego akceptowana, chętnie ich obserwował i wymieniał informacje. Obecnie nie chciał nikogo widzieć. Unikał ich towarzystwa. Pod przykryciem nocy mógł czuć się swobodnie. Dni kocura upływały na leżeniu w legowisku starszych. Zwykle był zamyślony, błądząc wspomnieniami po dawnych czasach.
Jego historia zaczęła się w Klanie Nocy i tutaj również miała się zakończyć. Kaczorek miał ogromne szczęście. Urodził się w kochającej, pełnej rodzinie. Swoich rodziców pamiętał doskonale. Zginęli kilkanaście księżyców temu i chociaż przestał odczuwać cierpienie spowodowane ich stratą, wciąż za nimi tęsknił i ich potrzebował. Powrócił do dawnego rytmu, gdyż musiał skupić się na obowiązkach medyka. Jesionowy Wicher i Brzoskwiniowa Bryza zapewne obserwowali go ze Srebrnej Skóry. Możliwe, że podobnie jak on, pragnęli kolejnego spotkania. Kacze Pióro miał jednak świadomość, że nie można przyspieszyć odejścia do Klanu Gwiazdy. Los każdego kota spisany był w gwiazdach. Stanie się jedną z nich, gdy nadejdzie jego czas. Odejdzie polować z przodkami, a jego historia dobiegnie końca. Ścieżka, którą wybrał przed wieloma sezonami nie mogła ciągnąć się wiecznie. Nie bał się śmierci. Jako medyk był świadkiem umierających kotów i kiedyś sam będzie musiał odejść do lepszego miejsca. Ufał Klanowi Gwiazdy. W końcu od wielu sezonów kroczył wyznaczoną przez nich drogą. Odkąd przyjął ich błogosławieństwo, zostając uczniem medyka, a później medykiem, czuł z nimi wyjątkową więź. Osłabła w momencie, gdy medycy nie mogli przestali otrzymywać sny, ale wciąż wierzył w ich dobroć i chęć opieki nad klanami. Kacze Pióro był ciekawy wszystkich tajemnic życia na Srebrnej Skórze. Chciał ponownie zobaczyć swoich bliskich. Z biegiem kolejnych księżyców, właściwie odkąd przeszedł na emeryturę, wizja śmierci nawiedzała go coraz częściej. Właściwie mógł być wdzięczny za to, że dane mu było przeżyć tak wiele księżyców i odejdzie w swoim klanie, w swoim legowisku, zabrany z powodu starczego wieku.
Wspominał radosne zabawy w żłobku. Często pakował się w kłopoty, mając duszę łobuza. Raz wdrapał się na drzewo i Jesionowy Wicher musiał go ściągać. Innym razem wybrał się z Malinką na Zgromadzenie, oczywiście nielegalnie. Tata był wspaniałym kocurem. Nic nie powiedział mamie i kociaki nie dostały szlabanu. Wtedy w klanie rządził Aroniowa Gwiazda, choć z siostrą woleli go nazywać Posraną Gwiazdą. Jesionowa Gwiazda i Brzoskwiniowa Bryza wiedzieli, że wychowują małych poszukiwaczy przygód, ale to właśnie dzięki ich troskliwej opiece, wyrośli na zdolnych uczniów. Kacze Pióro dobrze ich wspominał. Podobnie jak Malinowy Pląs.
Malinka...
Kacze Pióro odwrócił wzrok, wpatrując się teraz w ścianę legowiska. Jego ukochana, jedyna siostra. Wbił pazury w ziemię, próbując powstrzymać napływającą wściekłość. Nie mógł już płakać. Miał wrażenie, że wszystkie łzy już opuściły jego ślepia. Siostra została zabita podczas bitwy, choć z uwagi na wiek nie powinna brać w niej udziału. Klan Gwiazdy niech będzie świadkiem, że Kacze Pióro w całym swoim życiu nie krzyczał równie głośno. Wrzask wydobył się z jego pyska równie szybko, jak krople deszczu opadają na ziemię. Ból, największy jakikolwiek doświadczył, złamał jego serce. Czuł się tak, jakby jego dusza została rozszarpana na drobne kawałeczki. Cierpiał nie tylko jako brat, który stracił tragicznie siostrę. Malinka była jego najlepszym przyjacielem, połową serca, kawałkiem duszy. Podczas tamtej bitwy zginęli oboje. Wiele następnych dni przepłakał, czuwając nad jej grobem. Dopiero później zrozumiał, że Malinka by tego nie chciała. Ceniła twardość, wojowniczość i śmierć w bitwie była dla niej stworzona. Zaakceptował jej cichą, niewypowiedzianą prośbę. Skrył się w legowisku przed całym światem. Swoją nienawiść do Kruczej Gwiazdy starał się ukrywać, życząc jej śmierci w męczarniach. Wspomnienia o Malinowym Pląsie nie bolały, gdyż zawsze przepełnione były ciepłem dawnych przygód. Wciąż czuł na języku smak kocimiętki, słyszał jej rozbawiony śmiech, widział ich ubłoconych lub mokrych, zawsze z iskrami zadowolenia w oczach. Kochali przygody i równie mocno uczuciem darzyli siebie. Można powiedzieć, że byli tacy sami, choć wybrali zupełnie inne ścieżki. Malinka doczekała dwójki kociąt, które obecnie były wojownikami i nawet doczekali własnego potomstwa. Ich rodzina się rozrosła. Kacze Pióro żałował, że tak mało poświęcał czasu siostrzeńcom i ich dzieciom.
Miał ochotę się zaśmiać, przypominając sobie pamiętne Zgromadzenia i szalone gonitwy po obozie. Z Jesiotrem, swoim jedynym bratem, nie połączyła go taka więź. Brat nie urodził się karzełkiem i często im dokuczał. Dodatkowo był lizusem. Malinka i Kaczorek nie zapraszali go do zabaw i często zapewniali mu małe kary za jego zachowanie. Z czasem gdy dorośli, Kaczorek i Jesiotr pogodzili się. Brat również doczekał kociaka i ogólnie ułożył sobie życie. Zmarł jeszcze przed rodzicami. Z rodziny pamiętał również siostrzeńców ojca, którym utrudniał życie wraz z Malinką. Pogodził się jedynie z Chorym Uchem, jeszcze zanim odeszła z tego świata. No i dziadków, rodziców Jesionowego Wichru, ale o nich słyszał jedynie z licznych opowieści. Po dziadku otrzymał imię, a siostra drugi człon.
Życie Kaczego Pióra obracało się nie tylko wokół niezapomnianych przygód, oraz rodziny, ale również ukochanego zajęcia, jakim stało się leczenie pobratymców. Został medykiem. Uwielbiał zbierać i sortować zioła, dbać o zdrowie klanowiczów, otrzymywać sny i czuć się najważniejszym w klanie. Rola medyka wiązała się też z dużą odpowiedzialnością. Nie zawsze było kolorowo. Kacze Pióro zmienił się pod jej wpływem, a przynajmniej stał się spokojniejszy, już tak nie broił. Było warto. Bycie medykiem zapewniło sens jego życiu. Jako wojownik chyba nie byłby tak zadowolony ze swoich osiągnięć. Chociaż jako medyk nie stał się nagle delikatny i współczujący, to wykonywał dobrą robotę, z sukcesem zajmując się pobratymcami. Nawet doczekał ucznia. Mglisty Sen była dobrą mentorką, zanim uległa wpływowi Smutnej Ciszy. On też chciał być dobrze zapamiętany przez Muchomorka. Uczył go najlepiej jak potrafił, przekazując młodzikowi całą swoją wiedzę. Udało się. Borsuczy Warkot na pewno byłby niezadowolony z jego szczęścia. Nienawidził dawnego mentora z wzajemnością. Rudzielec cieszył się, że się od niego uwolnił. Z przeszłości Kacze Pióro pamiętał również adopcje przez dwójkę kocurów - Kwaśny Język i Zimorodkowy Blask. Wzięli go za kociaka, a on nie wyprowadził ich z błędu, dobrze się bawił pod ich opieką. Nabawił się wtedy groźnego kaszlu, zanim wrócił do obozu.
Kacze Pióro wiedział, że umiera. Spodziewał się, że jego czas nadchodzi coraz szybszymi krokami. To był odpowiedni moment. Kocur nie miał planów na przyszłość, a pod rządami Kruczej Gwiazdy i Niezapominajkowej Gwiazdy, jego przyszłość była niepewna. Spodziewał się, że może zostać wygnany z klanu. Miał swoje księżyce i był przekonany, że poza obozem sobie nie poradzi. Wolał zostać pochowany przy rodzicach i siostrze, niż żeby jego ciało rozszarpały drapieżniki. W Klanie Nocy nie czekało go nic dobrego. Kaczorek przeżył kilku przywódców i miał wrażenie, że teraz klan przechodził swój najgorszy okres, najbardziej okrutny i pozbawiony perspektyw. Źle mu się żyło w klanie. Dni stały się nudne. Jakoś nigdy nie ciągnęło go do posiadania dużej ilości przyjaciół, ale teraz wiele by oddał za to, żeby pogadać ze swoimi towarzyszami, ale i oni go opuścili. Wszyscy odchodzili, tylko on pozostał w miejscu, starzejąc się. Stracił energię i siłę dawnych księżyców. Był zbyt zmęczony na przeżywanie przygód. Jeśli jedynym plusem starości był odpoczynek, to mógłby go oddać, w zamian za odzyskanie wigoru.
Ponownie przeniósł spojrzenie błękitnych ślepi na wyjście z legowiska. Rudzielec westchnął. Mógłby wyjść na zewnątrz, nie skarżył się na ból stawów, ale był zbyt słaby na dłuższe wyjścia, a nawet teraz czuł się dziwnie zmęczony, choć przespał cały dzień. Ułożył pyszczek na krótkich łapach, czując jak jego ślepia powoli się zamykają. Pierwsze promienie porannego słońca wkradły się do legowiska, zachęcając do obejrzenia wschodu słońca. Kacze Pióro uśmiechnął się lekko, czując jak dziwna energia opuszcza jego ciało. Czuł się coraz słabszy. Rudzielec zamknął ślepia, nieświadomy, że ostatni raz widział swoje legowisko. Umierał.
Obudził się w innym miejscu. Jasne, piękne światło zachęcało go do ruchu. Kacze Pióro odetchnął z zadowoleniem. Z nowym zapałem ruszył przed siebie, zachwycony swoją energią i siłą przy każdym kolejnym kroku. Usłyszał znajome głosy, które wołały jego imię głośno i z tęsknotą. Im znajdował się bliżej, dostrzegał sylwetki swoich bliskich. Rodziców, rodzeństwa, przyjaciół. Przyspieszył kroku, gotowy na upragnione spotkanie.
Żegnaj, Kaczorku [*]
Zmarły w wieku 106 księżyców
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz