Spał. Było mu tak dobrze, tak przyjemnie jak nigdy. Oczekiwanie na słodkie objęcia Morfeusza opłaciło. Ciepło mamy wynagrodziło wielominutowe leżenie w śniegu i przysłuchiwanie się rozmowie Świetlikowego Skrzydła i Trójki.
Spokojny i wspaniały spoczynek przerwał Ciężki. Ten wredny kocur. Skoczył na jego ogon, przez co cały żłobek wypełniła kakofonia dźwięków bólu płowego kocurka.
- Zapłacisz za to! - Naskoczył na brata, gryząc go i drapiąc. Chciał zbadać mu ból, jak największy, najgorszy, by cierpiał. By konał z bólu pod jego łapami i okrwawionymi pazurami. By błagał o litość żałosnymi miauknięciami. By wolał mamę piskliwym głosem, bo tylko w niej widziałby ratunek przed brutalnym członkiem rodziny.
Piszczeli, głośno, wręcz obudzili Trójkę, który spojrzał na nich z zawiścią. Tylko nie to. Traci w oczach, traci, a szukał jakiegokolwiek sojusznika. A żłobek praktycznie pusty!
Odepchnął brata w śnieg. Ignorując głód potruchtał zadowolony do liliowego. Wyszalał się i wyżył z rana, więc reszta doby powinna minąć względnie dobrze. Powinna, acz nie musi.
- Hej! To co? Opowiesz coś o roślinkach? - zapytał, machając przykrótkim ogonkiem. W sumie... Takie drobne kalectwo ich łączyło. Trójka nie miał czwartej kończyny, a Świt urodził się z za krótkim ogonem. Uśmiechnął się teatralnie, w myślach ciągle widząc leżącego pod nim skulonego ze strachu i bolu Ciężkiego.
- Nie, póki nie udowodnisz swojej wartości. - Kaleka przewrócił oczami, a ich zieleń pogłębiła się przez świecące na niego słońce. - Jesteś gotów na zadanie?
Świt kiwnął głową. No, no... Gra wstępna. Udowodnienie wartości. Dosyć schematyczna rzecz, ale jak inaczej mógł dotrzeć do zapatrzonego w siebie liliowego? Zabawą raczej nie, bo za stary. Komplementem...eeeh, lepiej nie.
- Musisz znaleźć w śniegu coś ciekawego. Na przykład jakiegoś kwiatka, roślinę, cokolwiek co ma związek z medycznymi zagadnieniami. Wiem, że podsłuchiwałeś, co mówiła do mnie Świetlikowe Skrzydło, więc sobie poradzisz. - Kocurek zmrużył oczy z wyrzutem wymalowanym na pysku, a nibynóżka drgnęła z pogardą. Udawał szczerego, tak przynajmniej wynikało z mowy jego ciała. - Jak to znajdziesz to przyjdź do mnie, jasne?
- Tak! - Świt wybiegł ze żłobka. Już mógł opuścić spokojne mieszkanko dla małych kotów. Nie pozwalano mu na dalekie oddalenie się, lecz zawsze lepszy rydz niż nic.
Szukał, kopiąc w śniegu. Szukał i szukał, i szukał. Miał wrażenie, iż poszukiwania potrwają do wieczora, a nie chciał tego. Chłód śniegu przenikał do wnętrza każdej komórki jego organizmu, a kończyny i ogon reagowały na to impulsywnym drżeniem. Dodatkowo głód potęgował uczucie chęci powrotu do ciepła mamy. Zignorowały to. Miał ważniejszą rzecz do wykonania.
W końcu znalazł. Zaśmiał się w głos. Jego morskim oczom ukazał się... pająk. Idealny. Czarny, z ośmiokątny drobnymi i cienkimi nogami. Łamliwymi łatwo jak drobniuteńkie patyki.
- Znalazłem coś ekstra! - zawołał głośno do Trójki. Mógł go łatwo znaleźć, ze śniegu wystawał ciemny ogon, odznaczający się wśród śnieżnej bieli. Wskazywał on na radość młodego kociaka.
- To weź to coś i przyjdź do mnie. Nie marnuj mojej energii - usłyszał pogardliwy głos liliowego.
- Nie! Bo mi ucieknie. To pająk! Najprawdziwszy! - kontynuował zaaprobowany widokiem owada. Obserwowałem go. Pająk, ukryty wśród bieli, nie miał szans na ucieczkę. Został uwięziony i miał szansę na rozpoczęcie nowego życia.
<Trójko?>
Spokojny i wspaniały spoczynek przerwał Ciężki. Ten wredny kocur. Skoczył na jego ogon, przez co cały żłobek wypełniła kakofonia dźwięków bólu płowego kocurka.
- Zapłacisz za to! - Naskoczył na brata, gryząc go i drapiąc. Chciał zbadać mu ból, jak największy, najgorszy, by cierpiał. By konał z bólu pod jego łapami i okrwawionymi pazurami. By błagał o litość żałosnymi miauknięciami. By wolał mamę piskliwym głosem, bo tylko w niej widziałby ratunek przed brutalnym członkiem rodziny.
Piszczeli, głośno, wręcz obudzili Trójkę, który spojrzał na nich z zawiścią. Tylko nie to. Traci w oczach, traci, a szukał jakiegokolwiek sojusznika. A żłobek praktycznie pusty!
Odepchnął brata w śnieg. Ignorując głód potruchtał zadowolony do liliowego. Wyszalał się i wyżył z rana, więc reszta doby powinna minąć względnie dobrze. Powinna, acz nie musi.
- Hej! To co? Opowiesz coś o roślinkach? - zapytał, machając przykrótkim ogonkiem. W sumie... Takie drobne kalectwo ich łączyło. Trójka nie miał czwartej kończyny, a Świt urodził się z za krótkim ogonem. Uśmiechnął się teatralnie, w myślach ciągle widząc leżącego pod nim skulonego ze strachu i bolu Ciężkiego.
- Nie, póki nie udowodnisz swojej wartości. - Kaleka przewrócił oczami, a ich zieleń pogłębiła się przez świecące na niego słońce. - Jesteś gotów na zadanie?
Świt kiwnął głową. No, no... Gra wstępna. Udowodnienie wartości. Dosyć schematyczna rzecz, ale jak inaczej mógł dotrzeć do zapatrzonego w siebie liliowego? Zabawą raczej nie, bo za stary. Komplementem...eeeh, lepiej nie.
- Musisz znaleźć w śniegu coś ciekawego. Na przykład jakiegoś kwiatka, roślinę, cokolwiek co ma związek z medycznymi zagadnieniami. Wiem, że podsłuchiwałeś, co mówiła do mnie Świetlikowe Skrzydło, więc sobie poradzisz. - Kocurek zmrużył oczy z wyrzutem wymalowanym na pysku, a nibynóżka drgnęła z pogardą. Udawał szczerego, tak przynajmniej wynikało z mowy jego ciała. - Jak to znajdziesz to przyjdź do mnie, jasne?
- Tak! - Świt wybiegł ze żłobka. Już mógł opuścić spokojne mieszkanko dla małych kotów. Nie pozwalano mu na dalekie oddalenie się, lecz zawsze lepszy rydz niż nic.
Szukał, kopiąc w śniegu. Szukał i szukał, i szukał. Miał wrażenie, iż poszukiwania potrwają do wieczora, a nie chciał tego. Chłód śniegu przenikał do wnętrza każdej komórki jego organizmu, a kończyny i ogon reagowały na to impulsywnym drżeniem. Dodatkowo głód potęgował uczucie chęci powrotu do ciepła mamy. Zignorowały to. Miał ważniejszą rzecz do wykonania.
W końcu znalazł. Zaśmiał się w głos. Jego morskim oczom ukazał się... pająk. Idealny. Czarny, z ośmiokątny drobnymi i cienkimi nogami. Łamliwymi łatwo jak drobniuteńkie patyki.
- Znalazłem coś ekstra! - zawołał głośno do Trójki. Mógł go łatwo znaleźć, ze śniegu wystawał ciemny ogon, odznaczający się wśród śnieżnej bieli. Wskazywał on na radość młodego kociaka.
- To weź to coś i przyjdź do mnie. Nie marnuj mojej energii - usłyszał pogardliwy głos liliowego.
- Nie! Bo mi ucieknie. To pająk! Najprawdziwszy! - kontynuował zaaprobowany widokiem owada. Obserwowałem go. Pająk, ukryty wśród bieli, nie miał szans na ucieczkę. Został uwięziony i miał szansę na rozpoczęcie nowego życia.
<Trójko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz