Stali blisko siebie, zmuszeni przez obie strony do walki. Przez zwykłe niespodziewane spotkanie. Przez decyzję Narcyzowego Pyłu i Śledzika, bo zapewne tak nazywała się kotka z kikutem zamiast ogona. Przyglądali się im. Starsza generacja nowemu pokoleniu. Dorośli wojownicy mlodym uczniom. Burza kontra Noc. Zającożercy kontra rybojady. Mieszańcy traw kontra mieszkańcy terenu przy rzece.
Nie chciał walki. Nie był gotowy. Za krótko ćwiczył. Nie wiedział, jak bardzo doświadczona była kremowa uczennica. Mogła mieć nawet dziwięć księżyców, a on ledwo skończył sześć. Tyle tygodni treningu różnicy. Mógłby podstępem wrzucić kotkę do rzeki, ale to nie pomogłoby w zdobywaniu potrzebnego doświadczenia dla wojownika. No... Może coś by dało, ale praktycznie nic.
- No atakuj! Tak, jak ci pokazywałem! Dumnie! Z ekspresją mnie! Tak mnie! Nikogo innego! - krzyczał Narcyzowy Pył. Klanie Gwiazdy... dlaczego om dostał za mentora takiego idiotę.
Na pysku Śledzika zagościł krzywy uśmieszek drwiny, który nie przysporzył jej urody.
- Wykorzystaj sytuację, Brzoswkiniowa Łapo. Dalej. Masz szansę. Patrząc na tego nieudacznika, pokonanie go będzie łatwiejsze niż polowanie na ryby podczas pory nagich drzew - miauknęła z pogardą.
- Ej! Paniusiu, wypraszam sobie takie słowa! - Narcyz napuszył się, widocznie poirytowany słowami dorosłej wojowniczki.
- No, proszę, proszę, trawiasty kiciuś się obraził, bo nie zdołał pokonać rybojada. Jaka szkoda. Taki nędzny niebieski szkodnik. Prosty do wyeliminowania. I jeszcze przypałętał się z białym szczurem do obceho klanu - ciągnęła monolog drwiny Śledzik.
- To ma ci pomóc w zdobyciu triumfu nad nami? To ma MNIE ruszyć? MNIE? - Narcyz coraz bardziej się wkurzał. Już nie przypominał przesadnie dbającego o siebie kocura, a wściekłego drapieżcę. Polozyl uszy po sobie.
- Rozpraszacie nas! Dajcie nam się wykazać! - przerwała im Brzoswkiniowa Łapa. W sumie... Jej imię brzmiało całkiem ładnie.
- Skoro jesteście tacy mądrzy, to może pokażecie nam, jak Klan Burzy powinien walczyć z Klanem Nocy i na odwrót? - dodał od siebie Orlikowa Łapa. Trzeba wykorzystać sytuację. Chciał poznać kota z innego klanu, nie chciał w tak młodym wieku naparzać sobie wrogów. W czasie bitwy co innego. Walka w imieniu rodziny i przyszłych pokoleń dominuje nad chęcią poznania odmiennego środowiska, acz teraz... Teraz panuje względny pokój. Klan Burzy i Klan Nocy nie są pogrążeni w głębszym konflikcie. Po powrocie do obozu dostanie sromotny opieprz za takie nakierowanie sytuacji. Poza tym Koniczynka mie będzie zadowolona... Tylko, że ona nie zajmuje się już nim. Jest wolny. Sam podejmuje decyzje.
Śledzik i Narcyz spojrzeli ze zdziwieniem na białego kota.
- Chyba sobie żartujesz. To wasza walka, nie nasza. Mieliśmy swoje kilka minut, które zadecydowały o dominacji Nocy nad Burzą - stwierdziła względnie lakonicznie kotka.
- Masz rację, Orliczku! Czas na pokazanie prawdziwej siły naszego klanu! - Narcyz, bez chwili zawachania, skoczył na Śledzika z wysuniętymi pazurami. Do uszu młodych uczniów dobiegły dźwięki szmotaniny, wredne miauknięcia i warkoty. Tym razem zupełnie różniła się od poprzedniej. Była o wiele brutalniejsza i wymagała więcej taktyki od obu stron.
- Pssst, chodź. Zaufaj mi. Nie mam złych intencji. Oni są zajęci, a my zajmiemy się sobą. Nie chcę mieć w tobie wroga - szepnął konspiracyjnie Orlikowa Łapa do Brzoskwiniowej Łapy.
Kremowa zawachała się. Spojrzała na lejących się mentorów i skinęła tylko głową. Idąc cicho, oddalili się od pobojowiska.
- Orliczek? Co to za dziwne imię? To twój ojciec? - zaśmiała się uczennica Klanu Nocy.
Biały skrzywił się na myśl o Narcyzie jako swoim rodzicu. Już wolał przesadnie naładowane komplementami opowieści o Ostrzeniu, prawdziwym tacie.
- Nie, jestem Orlikowa Łapa, już uczeń. Tamten narcyz... Doslownie narcyz tak mnie przezywa. Nie wiem dlaczego i po co. Tak sobie ubzdurał i tego się trzyma - miauknął mlodszy. - Co tutaj robiłaś?
<Brzoskwiniowa Łapo?>
Nie chciał walki. Nie był gotowy. Za krótko ćwiczył. Nie wiedział, jak bardzo doświadczona była kremowa uczennica. Mogła mieć nawet dziwięć księżyców, a on ledwo skończył sześć. Tyle tygodni treningu różnicy. Mógłby podstępem wrzucić kotkę do rzeki, ale to nie pomogłoby w zdobywaniu potrzebnego doświadczenia dla wojownika. No... Może coś by dało, ale praktycznie nic.
- No atakuj! Tak, jak ci pokazywałem! Dumnie! Z ekspresją mnie! Tak mnie! Nikogo innego! - krzyczał Narcyzowy Pył. Klanie Gwiazdy... dlaczego om dostał za mentora takiego idiotę.
Na pysku Śledzika zagościł krzywy uśmieszek drwiny, który nie przysporzył jej urody.
- Wykorzystaj sytuację, Brzoswkiniowa Łapo. Dalej. Masz szansę. Patrząc na tego nieudacznika, pokonanie go będzie łatwiejsze niż polowanie na ryby podczas pory nagich drzew - miauknęła z pogardą.
- Ej! Paniusiu, wypraszam sobie takie słowa! - Narcyz napuszył się, widocznie poirytowany słowami dorosłej wojowniczki.
- No, proszę, proszę, trawiasty kiciuś się obraził, bo nie zdołał pokonać rybojada. Jaka szkoda. Taki nędzny niebieski szkodnik. Prosty do wyeliminowania. I jeszcze przypałętał się z białym szczurem do obceho klanu - ciągnęła monolog drwiny Śledzik.
- To ma ci pomóc w zdobyciu triumfu nad nami? To ma MNIE ruszyć? MNIE? - Narcyz coraz bardziej się wkurzał. Już nie przypominał przesadnie dbającego o siebie kocura, a wściekłego drapieżcę. Polozyl uszy po sobie.
- Rozpraszacie nas! Dajcie nam się wykazać! - przerwała im Brzoswkiniowa Łapa. W sumie... Jej imię brzmiało całkiem ładnie.
- Skoro jesteście tacy mądrzy, to może pokażecie nam, jak Klan Burzy powinien walczyć z Klanem Nocy i na odwrót? - dodał od siebie Orlikowa Łapa. Trzeba wykorzystać sytuację. Chciał poznać kota z innego klanu, nie chciał w tak młodym wieku naparzać sobie wrogów. W czasie bitwy co innego. Walka w imieniu rodziny i przyszłych pokoleń dominuje nad chęcią poznania odmiennego środowiska, acz teraz... Teraz panuje względny pokój. Klan Burzy i Klan Nocy nie są pogrążeni w głębszym konflikcie. Po powrocie do obozu dostanie sromotny opieprz za takie nakierowanie sytuacji. Poza tym Koniczynka mie będzie zadowolona... Tylko, że ona nie zajmuje się już nim. Jest wolny. Sam podejmuje decyzje.
Śledzik i Narcyz spojrzeli ze zdziwieniem na białego kota.
- Chyba sobie żartujesz. To wasza walka, nie nasza. Mieliśmy swoje kilka minut, które zadecydowały o dominacji Nocy nad Burzą - stwierdziła względnie lakonicznie kotka.
- Masz rację, Orliczku! Czas na pokazanie prawdziwej siły naszego klanu! - Narcyz, bez chwili zawachania, skoczył na Śledzika z wysuniętymi pazurami. Do uszu młodych uczniów dobiegły dźwięki szmotaniny, wredne miauknięcia i warkoty. Tym razem zupełnie różniła się od poprzedniej. Była o wiele brutalniejsza i wymagała więcej taktyki od obu stron.
- Pssst, chodź. Zaufaj mi. Nie mam złych intencji. Oni są zajęci, a my zajmiemy się sobą. Nie chcę mieć w tobie wroga - szepnął konspiracyjnie Orlikowa Łapa do Brzoskwiniowej Łapy.
Kremowa zawachała się. Spojrzała na lejących się mentorów i skinęła tylko głową. Idąc cicho, oddalili się od pobojowiska.
- Orliczek? Co to za dziwne imię? To twój ojciec? - zaśmiała się uczennica Klanu Nocy.
Biały skrzywił się na myśl o Narcyzie jako swoim rodzicu. Już wolał przesadnie naładowane komplementami opowieści o Ostrzeniu, prawdziwym tacie.
- Nie, jestem Orlikowa Łapa, już uczeń. Tamten narcyz... Doslownie narcyz tak mnie przezywa. Nie wiem dlaczego i po co. Tak sobie ubzdurał i tego się trzyma - miauknął mlodszy. - Co tutaj robiłaś?
<Brzoskwiniowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz