Usłyszał chrząknięcie, które sprowadziło go na ziemię. Biały Kieł wrócił!
- I jak? - zapytał chcąc już znać decyzje.
- Gratuluję. - Uśmiechnął się. - Descowa Gwiasda zgosił się cię mianofać.
Kamień zleciał mu z serca. Czyli nie musiał się aż tak martwić. W końcu wiedział, że dobrze się spisał. Czuł, że zrobił wszystko, co w jego mocy. Uśmiechnął się czując jak radość wypełnia go całego. Zostanie wojownikiem. Najszybciej z rodzeństwa. Bardzo, ale to bardzo się cieszył. Pamiętał jak jako kocię, bardzo chciał zostać wojownikiem. Jego marzenie właśnie się spełnia.
Jeszcze chwilę spędził ze swoim mentorem, ponieważ wiedział, że to już koniec ich wspólnych przygód. Spotkają się teraz jako koledzy, a nie na zasadzie mentor i uczeń. Nie wiedział czy dane będzie im jeszcze wspólnie polować, dlatego korzystał z dnia. Musiał przyznać, że bardzo polubił kocura i jego seplenienie.
Nie wiedział ile zleciało im na wspólnych rozmowach, wspomnieniach poszczególnych treningów, kiedy to Deszczowa Gwiazda wezwał wszystkie koty. Usiadł przy Malinowej Łapie, który nie rozumiał, co się właściwie dzieję. No tak. Jesionowa Łapa zapomniał poinformować rodzeństwo o swojej ceremonii. Tak bardzo zasiedział się z Białym Kłem. Będą pewnie zdziwieni. Przywódca skinął głową na czekoladowego, a ten wystąpił do przodu. Czuł jak wszystkie oczy, spoczywają na nim. Serce zaczęło mu bić szybciej, kiedy czekał aż Deszczowa Gwiazda zacznie mówić.
- Ja, Deszczowa Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Jesionowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan za cenę życia?
- Przysięgam - Zdziwił się z jaką mocą powiedział to jedno słowo. Był świadom kruchości życia, mimo to wiedział, że jest gotów je poświęcić w obronie klanu. Tak jak zrobili to rodzice.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Jesionowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Jesionowy Wicher. Klan Gwiazdy ceni twoją szybkość i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
Deszczowa Gwiazda podszedł do niego i dotknął pyskiem jego głowy. Jesionowy Wicher polizał bark przywódcy, słysząc jak klan zaczyna wykrzykiwać jego nowe imię.
- Jesionowy Wicher! Jesionowy Wicher!
Jesionowy Wicher. Czyli tak będzie się odtąd nazywał. Uśmiechnął się szeroko, czując radość, że oto stało się. Spojrzał na ciemniejące niebo i mógłby przysiąc, że dostrzegł tam dwa mignięcia. Czyżby to byli jego rodzice? Prawdopodobnie. Musieli być dumni. On sam... sam był z siebie dumny.
- Teraz będziesz musiał czuwać w milczeniu całą noc, gdy reszta klanu będzie spać. Nie możesz się odezwać, aż do wyjścia porannego patrolu - odezwał się do niego Deszczowa Gwiazda.
Kiwnął głową. Da radę. Musi udowodnić, że jest wart swojego nowego tytułu. Przyglądał się jak wszyscy wracają do legowisk. Teraz on musiał zadbać o bezpieczeństwo klanu. Tak jak przysięgał. Widział jak Brzoskwiniowa Łapa i Malinowa Łapa, chcą do niego podejść i pogratulować, ale Aroniowy Podmuch wygonił ich do legowisk. Nie słyszał co mówił, ale mógł się domyślić, że prawdopodobnie nie chciał, aby mu przeszkadzano.
Zajął miejsce tak, aby mieć widok na wejście do obozu. Noc zapadła szybko i czuł pierwsze wyzwanie, które zsyła na niego Klan Gwiazdy. Zimno. Było tak strasznie zimno! Drżał na całym ciele, czując jak zamarzają mu łapy. Musiał to przetrwać. Czuł, że musi się ruszyć. I wtedy dostrzegł, jak ogon zaczął samoistnie się ruszać i siłą woli utrzymywał tylko własne ciało w ryzach. To była tortura. Siedzieć i pilnować. Bez ruchu. Bez możliwości spożytkowania energii. Jednak... musiał. Wytrzymać. Wytrzymasz. Dasz radę. To tylko noc. Nie spuszczał wzroku z wejścia. Miał nadzieję, że nie będzie żadnego incydentu. Chciał mieć spokojne czuwanie. Spokojne. Ogon walnął go w głowę. Jednak nie syknął na niego, nie odezwał się. Nie mógł. Wiedział, że jest obserwowany. Niebo było nieskazitelnie czyste. Widział mnóstwo gwiazd, które przyglądały się mu z ciekawością. Da radę. Wytrzyma. Pokusił się o zerknięcie w górę i gorzko tego pożałował. Tyle gwiazd. Widział dwie najbardziej jaśniejące. Uśmiechnął się. To chyba mama i tata. Chcieli dać mu swoją siłę. Widzieli jak mu trudno. Odwrócił wzrok. Musiał się skupić na pilnowaniu obozu. Co z tego, że przodkowie patrzą. W końcu wiedział, że muszą go sprawdzić, czy rzeczywiście nadaję się na wojownika. Robiło się coraz zimniej. Drżał już dość mocno. Nie tylko z zimna, ale przez roznoszącą go energię. Jego przypadłość znów dawała o sobie znać. Jego ciało nie chciało stać w bezruchu. Chciało biec, coś robić, a nie stać! Tortury trwały nadal. Zmuszał się do pozostania w bezruchu. Nie chciał ośmieszyć się przed tyloma obserwatorami. Da radę. Da radę. Czuł ból. Był gdzieś wewnątrz. Rósł i rósł. Jednak on ani drgnął. Nawet, gdy łapy paliły go już do tego, aby przynajmniej podreptać w miejscu. Nie drgnął. Milczał. Był tylko on i srebrna skóra. W ciemności. Wśród oddechów śpiących. Wytrzyma. Trwało to długo. Bardzo długo, gdy zobaczyć wschodzące słońce. Zawsze uwielbiał oglądać to narodzenie światła. Słyszał jak członkowie porannego patrolu budzą się. Słyszał ich kroki, kiedy podchodzili do niego. Czyżby cierpienie dobiegło końca?
- Możesz już odpocząć - zwrócił się do niego jeden z członków patrolu.
Nie wiedział kto. Chociaż powinien go znać. To cierpienie, to zimno, bezruch. Wstał czując zesztywniałe łapy. Kiwnął głową i ruszył do legowiska uczniów. A nie zaraz. Był już wojownikiem. Zmienił kierunek i wszedł do nowego miejsca zamieszkania. Niektórzy jeszcze spali. Patrzył na nich przez chwilę i pomimo tego, że zmarzł, czuł jak zaczyna cieknąć mu z nosa, to nie położył się. Odwrócił się i wybiegł na zewnątrz. Od razu poczuł ulgę. Tą wspaniałą ulgę, kiedy zesztywniałe kończyny, zaczęły powracać do życia. Biegł i biegł, tworząc zwiły ślad w śniegu. Był wolny. Robiło mu się na powrót ciepło. Dopiero, gdy obiegł wyspę trzykrotnie, wrócił do legowiska i położył się na mchu. Jaka ulga... Jaka ulga...
Błogosławiony bądź, Wichuro Nocna, ponad nieboskłonem widoczna! My, sługi widoku twego niegodzni, jednoczymy się z tobą w bolu tęsknoty za śmiałkami, którzy ciebie poczęli, zrodzili i wychowali. Zbliża się dzień, jak na twej głowie zalśni złoto, a serce przejmie gorące uczucie miłości ku Brzoskwiniowwej Łapie skierowane.
OdpowiedzUsuń