W najbardziej zacienionym miejscu widziała Lipową Gałązkę, której bok powoli unosił się i opadał. Tuż obok niej spał Kaczy Pląs, wywalony na plecach. Mruczał coś i machał łapami na boki. Po lewej jeszcze przemknęło jej czekoladowo-białe futerko Dębowego Futra. Jednak reszty wojowników nie było. Większość była już w sercu obozu, jedząc i rozmawiając, a Deszczowe Futro pewnie zorganizował już patrole. Powoli wstała, po czym usiadła i zaczęła poranną toaletę. Musi wyjść pełna blasku, a jej sierść nie może być zmierzwiona, tylko starannie wyczyszczona i mięciutka.
Kiedy już uznała, że jest gotowa do wyjścia, ruszyła w kierunku stosu zdobyczy. Powąchała go i wybrała najświeższe zwierzątko, które tam leżało. Była to niewielka nornica, którą na pewno się nie naje. Trudno. Było niemiłosiernie gorąco, mimo, że słońce ledwo wzniosło się nad drzewa.
Ruszyła pod krzew paproci, aby tam w spokoju zjeść swój posiłek. Patrzyła na rozmawiające koty i poczuła ukłucie smutku, że ona nie ma z kim podzielić się zdobyczą. Westchnęła ciężko i popatrzyła na nornicę, leżącą w jej łapach. Nagle straciła apetyt.
Przypomniała sobie również niedawną wojną, która pochłonęła ich uczennicę, Pajęczą Łapę. Nie znała młodej kotki, ale wydawało jej się, że była bardzo miła. Według niej, wojny były bezsensowne. Przecież i tak mają równo rozdzielone terytoria, dużo zwierzyny i kochające koty w swoim klanie. Po co niepotrzebnie wymyślać sobie powody, żeby tylko powalczyć? Potrząsnęła głową. Nie powinna wypowiadać się na ten temat. Na razie nie brała udziału w żadnej poważnej walce, ale wiedziała, że gdyby miała walczyć w bitwie, walczyłaby najzażarciej. Zatopiła pazury w torfowej ziemi i strzepnęła kurz ze swojego grzbiet ogonem. Wystarczy tych rozmyśleń na dziś. Powinna skupić się na swoich wojowniczych obowiązkach. Próbowała przełknąć kawałek nornicy, aczkolwiek tylko się skrzywiła. Od jakiegoś czasu nie miała w ogóle apetytu, a sam zapach zwierzyny powodował u niej odruch wymiotny. Chyba tego nie zje.
Nagle poczuła za sobą czyjś oddech i wyczuła, że tuż za nią jest liderka Klanu Nocy, Żwirowa Gwiazda. Bicie serca zwolniło a ona szybko wygładziła zjeżone futerko. Obróciła się, skinęła jej głową i zaczęła:
— Żwirowa Gwiazdo? Coś się stało? - nerwowo polizała swoją klatkę piersiową. Czyżby przywódczyni uważała, że się leni?
Kotka o nietypowym umaszczeniu machnęła ogonem.
— Wierzbowy Brzegu, chciałabyś wybrać się ze mną na polowanie? — jej głos był pusty, jakby była nieobecna.
Liliowa kotka skinęła głową. I tak nie miała nic szczególnego do roboty, a wizja polowania o poranku sprawiała, że aż chciała rozprostować łapy. Nie była tak dobra w łowieniu ryb jak reszta kotów Klanu Nocy, aczkolwiek była najlepsza, jeśli chodzi o polowanie "na ziemi". Natychmiast zerwała się na równe łapy i szybko przygładziła futerko na ogonie. Żwirowa Gwiazda tylko kiwnęła głową i obie kocice zniknęły w ciernistym tunelu prowadzącym na terytorium Klanu Nocy.
Chlust wody, błysk łusek i zabójczy ruch łapą. Przywódczyni wyłowiła całkiem porządnego łososia. Brzuch Wierzbowego Brzegu zaburczał. Nagle odzyskała apetyt i aż zaśliniła się na myśl, że mogłaby go zjeść. Machnęła ogonem. Najpierw klan, potem ona.
— Twoja kolej. - usłyszała ciche mruknięcie Żwirowej Gwiazdy.
Kotka popatrzyła na liderkę. Wyglądała na bardzo zmęczoną i nieobecną. Jej wzrok był pusty, a dawny blask jej niebieskich oczu gdzieś zniknął.
Wierzbowy Brzeg przysiadła, starając się, żeby jej cień nie majaczył na wodzie. Kiedy wyczaiła odpowiedni moment, zamachnęła się łapą. Usłyszała ciche pluśnięcie i tuż obok niej leżał kolejny, dorodny łosoś. Przegryzła mu szybko gardło.
— Może zapolujemy jeszcze obok Starego Dębu? To całkiem niedaleko. — zaproponowała nieśmiało.
Żwirowa Gwiazda nie odpowiedziała. Wpatrywała się tępo w wodę.
Wierzbowy Brzeg przełknęła ślinę. Czuła, jak rośnie jej gula w gardle. Nie miała odwagi zapytać ponownie, więc próbowała dopatrzeć się, co Żwirowa Gwiazda tam widzi.
— Coś mówiłaś? - po kilkunastu uderzeniach serca, szylkretowa kotka znowu się na nią popatrzyła.
Wierzbowy Brzeg ponowiła pytanie.— Dobry pomysł, ale najpierw zaniesiemy ryby do obozu.
Liliowa szybko skinęła głową.
Wracały bardzo powoli, bo wojowniczka dostosowywała tempo do Żwirowej Gwiazdy, która wklekła się jak ślimak. Oklapnięte uszy, zmierzwiona sierść i ogon ciągnący się po ziemi nie wyglądały za ciekawie. Chciała porozmawiać o tym z przywódczynią, ponieważ, wydawałoby się, że były sobie bliskie.
Brązowooka przystanęła na chwilę.
— Żwirowa Gwiazdo, czy coś się stało?
<< Żwirowa Gwiazdo? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz