Zachichotała cicho, słysząc komplementy ślicznego kocurka o rudo-srebrnej sierści.
– Brzoskwiniowa Łapa. Nie jestem wojowniczką. – „Jeszcze trochę”, pomyślała z irytacją.
Maluch podniósł spojrzenie niebieskich oczu.
– A kto ci dał takie futerko? – zapytał. Obrócił się dookoła własnej osi, błękitnym spojrzeniem starając się wyłapać zawijasy na swoim futrze.
– Ojciec i matka – powiedziała. Malec był jeszcze w tym pociesznym wieku, w którym wszystko wydaje się być takie proste i oczywiste.
Wieczornik zmarszczył nosek i przerwał pląsanie po żłobku.
– A-ale jak to zrobili?! Przecież wtedy to im zabrakłoby futerka! – Wytrzeszczył oczy. Brzoskwiniowa Łapa zarechotała cicho, nie chcąc zdradzać Wieczornikowi tajników tego sekretnego aktu. Rudy otworzył pyszczek i spojrzał na nią głupawo, ale uczennica pokręciła tylko głową.
– Jak będziesz odrobinkę starszy, to ci powiem – puściła do kociaka oko, a ten rozszerzył niebieskie oczka z zaskoczeniem. Cóż, powinna wziąć się do roboty, a nie zajmować się demoralizowaniem kociaków. Wstała ciężko i rozejrzała się dookoła. Jak już to zrobi, to może Śledziowe Futro się od niej odczepi.
– Sioooo – mruknęła, wypychając Wieczornika i spółkę poza kociarnię – Mam tu robotę.
***
– Mam dziwne przeczucie, że cię zawiodłam, Brzoskwiniowa Łapo – westchnęła Śledziowe Futro, lekko machając kikutem ogona. – Przykro mi, że nie będę mogła dalej poprowadzić twojego treningu. Będziesz wspaniałą wojowniczką, która przyniesie chlubę swojemu klanowi. I obiecaj, że nie schrzanisz tego treningu i weźmiesz się w garść. Mam wyrzuty sumienia, że tak cię wystawiłam.
– Niesłusznie. Jedz – przysunęła Śledzikowi sporych rozmiarów rybę – To nie twoja wina. Będziesz miała piękne kociaki. To… To też moja wina, że się nie dogadałyśmy. Mogłam cię bardziej słuchać, a nie odgrywać wszechwiedzącą i przemądrzałą gówniarę. Głupia, głupia! – westchnęła, uderzając się łapą w pysk. – Przykro mi, że to się tak potoczyło. Byłaś wspaniałą mentorką.
Śledziowe Futro zwinęła się w kłębek sierści i zasnęła. Brzoskwiniowej Łapy to nie zdziwiło. Ostatnimi czasy głównie jadła i spała.
Przygnębiona wróciła do swoich zajęć. Miała wrażenie, że zmiana mentora była idealnym rozwiązaniem i poczuła się jak ta najgorsza. Oszustka. Nigdy nie dogadywała się ze Śledzikiem, a teraz nie musiała się już tym przejmować. Nie wątpiła w to, że Szakłak będzie dużo cierpliwszym i spokojniejszym mentorem, wprost idealnym dla niej. I jednocześnie było jej żal ambitnej kocicy, bo nie mogła już jej szkolić i wylądowała w kociarni. Mimo wszystko Brzoskwinka wiedziała, jak Śledziowemu Futru zależało na ich wspólnym treningu. W końcu była jej pierwszą uczennicą.
– Co robisz? – do kociarni łebek wetknął rudo-srebrny kociak i uśmiechnął się pociesznie.
– Wymieniam posłania i widzę, że bardzo chcesz mi pomóc – mruknęła, ruchem łapy zachęcając Wieczornika, by podszedł. Srebrny kociak nie wahał się ani sekundy – z szerokim uśmiechem na mordce dotruchtał do kotki i usiadł obok.
– Czemu ona cały dzień śpi i je? – mruknął z lekka marudnie Wieczornik. I zdecydowanie zbyt głośno. Śledziowe Futro poruszyła się na swoim leżu.
– Cicho – warknęła Brzoskwiniowa Łapa i lekko się rozluźniła – Bo będzie miała kociaki. Koty mają kociaki.
– Przepraszam – wyszeptał malec – Teraz dobrze mówię?
Skinęła głową z wyrzutami sumienia. Nie powinna tak na niego naskakiwać.
– Czyli ja też będę miał kociaki? I będę spał jak popielica? – zapytał, zabawnie rozszerzając oczy.
– Nie. Znaczy nie w tym sensie. Musisz pytać o tak wiele rzeczy? – spytała z irytacją, strzepując puchatym ogonem. Był jej całkowicie obojętny. Oznaczał jedynie więcej legowisk do wymienienia i więcej zwierzyny do dostarczenia. Ale nie powinna być dla niego tak oschła, nieważne, co się teraz wyprawiało z jej treningiem.
– Przepraszam – powiedziała cichym, z lekka schrypniętym głosem.
<Wieczorniku? aa, to opowiadanie to taka żenua, przepraszam cię bardzo ;;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz