Dlatego wstał wcześnie rano i przeciągnął się. Zauważył tylko, jak jego siostry jeszcze śpią. Starsi uczniowie byli już poza legowiskiem.
Wyszedł z legowiska uczniów. Bryza świeżego powietrza otarła się o jego pysk. Zmierzwiła białe futro. Lśniąca Łapa podniósł wysoko brodę i ogon, by prezentować się pewnie siebie. Niedawno został uczniem i chciał zrobić jak najlepsze wrażenie.
Dostrzegł znajomą sylwetkę Kalinkowej Łodygi. Na jej widok Lśniąca Łapa skłonił się z szacunkiem, ale kotka tylko machnęła ogonem, jak gdyby wcale nie zależało jej na poklasku. Na jej pysku gościł uśmiech. Już znał ten uśmiech.
— Gotowy na trening?
— Zawsze jestem gotowy! Co będziemy robić?
— Tropić i polować. Aż do skutku. Będę z tobą cały księżyc siedziała poza obozem, dopóki czegoś nie złapiemy — zaśmiała się, a po chwili spoważniała. — Dobrze byłoby dzisiaj wrócić z jakąś pokaźną zwierzyną w pysku.
Uczeń kiwnął głową na słowa mentorki. Kalinkowa Łodyga miała rację.
Wyszedł z nią poza obóz, łapami dotykając błotnistego i mokrego podłoża. Kalinkowa Łodyga prowadziła, zgrabnie przeskakując ściółkę, sztywne gałęzie i omijając kałuże. On naśladował jej ruchy, by przy okazji wyćwiczyć sobie zwinność. Wciąż czuł dystans do Kalinki i nie był z nią tak szczery, jak z najbliższymi, jednak mógł stwierdzić, że czuł do niej sympatię i był przekonany, że była doświadczoną i mądrą wojowniczką. Poza tym, szkoliła jego mamę, co dało mu argument, by jej ufać.
— Powiedz mi — zagadała wojowniczka, w miarę jak szli. — Dlaczego powinniśmy iść szybciej i tropić tak dokładnie i sprawnie, jak tylko możemy.
— Deszcz z łatwością zmywa zapach — odpowiedział albinos.
— Tak. A zapach jest...
— Jest... — głos kocura się urwał. — Nie wiem.
— Jest głównym narzędziem pozwalającym na wytropienie ofiary. Gdy słuch i wzrok zawodzą, zapach to główny ratunek. — miauknęła. — W porze nagich drzew, gdy śnieżna wichura ogranicza widoczność, śnieg tłumi dźwięk, a wilgoć zmywa zapach, co możemy zrobić, by wytropić ofiarę?
— Umm, chyba powinniśmy szukać... Gryzoni? I innych zwierząt zamieszkujących nory?
— Jakich?
— Nie wiem.W porze nagich drzew gryzonie zasiedlają się w norach, więc wystarczy znaleźć jakąś i ma się już dobry dostęp do pożywienia.
— Tak. Dobrze. A jeśli jakieś spróbują wyjść, często umierają przez temperatury. Padlina to okropny sposób na żywienie się, ale gdy panuje głód, lepiej to, niż nic.
Lśniąca Łapa się wzdrygnął. Nigdy by chyba nie zjadł padliny. Nie był wroną ani krukiem, ani żadnym innym ptaszyskiem, by sępić na śmierci.
— Dobrze. Jesteśmy. — miauknęła nagle kotka, gdy dotarli na miejsce, skąd mieli trenować. — Teraz powiedz mi, co czujesz. Otwórz pysk, a zapachy będą łatwiej wykrywalne.
Lśniąca Łapa poruszył nozdrzami. Zgodnie ze wskazówką otworzył pysk. Czuł mnóstwo zapachów. Jeden z nich był znajomy. Rozpoznał go jako ryjówkę.
— Czuję ryjówki.
— Jesteś w stanie określić, ile ich jest?
— Chyba tylko jedna.
— Czas się przekonać. Tropienie idzie ci całkiem dobrze. — stwierdziła kotka. — Ale to nie wszystko. Spójrz na mnie. Przenieś ciężar na uda. Kucnij nad ziemią tak, by twój brzuch się o nią nie ocierał. Postaw sztywno ogon i pamiętaj, żeby trzymać go poziomo. Zwierzyna ma dobry słuch i wyczuje każdy szelest.
Lśniąca Łapa skinął głową i kucnął. Przeniósł ciężar na uda i oparł swoje łapy o powierzchnię ziemi.
— Teraz lekko się poruszaj. Pamiętaj o napięciu każdego mięśnia. Musisz być cichy i dokładny.
Uczeń powoli podniósł łapę i zaczął się posuwać do przodu z pyskiem ku ziemi, skradając się coraz dalej i dalej, aż w końcu Kalinkowa Łodyga skinęła łbem.
— Całkiem dobrze ci idzie, ale nawet ja słyszę twój hałas. W skradaniu jest tak, że nie możesz wydać nawet malutkiego dźwięku. Wiem, że to ciężkie, ale w końcu z pewnością zyskasz wprawę. Teraz ostatnia część skradania. Wyskok. Pamiętaj, żeby dokładnie się naprężyć, by skoczyć jak najszybciej i jak najmocniej zabić ofiarę. Dam ci ważną wskazówkę - celuj od razu w tętnicę, by jeszcze w skoku przebić szyję ofierze. W ten sposób zabijesz więcej zwierzyny za jednym razem. Do tego też potrzeba wprawy. Teraz wypróbujesz się w praktyce. Wytrop położenie ryjówki, którą wyczułeś i spróbuj ją upolować.
— Dobrze. — miauknął uczeń. Czerwone oczy skierowały wzrok na jedno z drzew. Zbliżył się cicho, pamiętając o wskazówkach od mentorki. Z każdym kolejnym kocięcym krokiem zapach stawał się intensywniejszy. Dostrzegł zwierzę, które swoim umaszczeniem zlewało się z otoczeniem. Ryjówka nie była pokaźna. Chuda, dość marna i mała. Ale liczył, że uda mu się ją upolować. Przygotował się do wyskoku. Odbił się na tylnych białych łapach i wyskoczył. Otworzył paszczę i jego zęby niemal pochwyciły zwierzę, które jednak zdołało uciec. Lśniący na marne zaczął szukać jej po trawach, jednak ryjówka zniknęła mu z oczu.
— Wyskoczyłeś zbyt szybko. Została zaalarmowana o twojej obecności, zanim w ogóle próbowałeś ją złapać. Ale było blisko. No nic, może kiedy indziej się uda. — miauknęła Kalinkowa Łodyga. — Dobrze, teraz ostatnie zadanie na dziś. Zamaskuję swój zapach i ukryję się, a twoim zadaniem będzie mnie wytropić. W dowolny sposób - obojętnie, czy dokonasz tego po śladach na błocie, czy wykryjesz mnie wzrokiem, słuchem, a może nawet zamaskowanie zapachu cię nie zmyli.
Kocurek skinął głową. To brzmiało zachęcająco. Odprowadził wzrokiem Kalinkę, gdy ta się od niego oddaliła, znikając gdzieś na horyzoncie. Ślady na miękkiej ziemi łatwo się urywały tam, gdzie gęściej porastała trawa i narastały, gdzie większe kałuże błota. W ten sposób ciężko byłoby ją znaleźć. Zapach zbyt mieszał się z wilgocią osadzoną na ziemi i z zapachami lasu. Poniuchał nozdrzami w powietrzu i ruszał za śladami, chociaż miał wrażenie, że tylko kręcił się w kółko. Dopiero po którejś już minucie pałętania się po niewyraźnych śladach do jego nosa dotarł kolejny zapach. Ale tym razem nie leśny. Należał do Kalinkowej Łodygi, chociaż był ledwo wyczuwalny.
Z nosem przy ziemi nie zważał nawet na to, że brodził w błocie. Szedł do przodu, skręcając, gdy zapach słabnął i zatrzymując się, gdy trop się urywał. Zapach poprowadził go w kierunku miejsca, gdzie drzewa rosły gęsto. Wystarczająco gęsto, by stanowić dobrą kryjówkę. Nastawił uszy, gdy usłyszał szelest. Czy to zwierzyna, czy mentorka?
Przebłysk białego futra prześmignął przez krzaki.
— Widzę cię! — miauknął Lśniąca Łapa.
Odpowiedziała mu cisza. Jego ogon zesztywniał, gdy wpatrywał się w krzaki, z których bił jej zapach. Musiała tu być. Widział jej futro. Czuł ją. — Kalinkowa Łodygo?
Parę uderzeń serca minęło, nim z krzaków wyskoczyła wojowniczka i skoczyła prosto na niego.
— Klanie Gwiazdy! — rzucił Lśniący. Nie spodziewał się tego. Poturlali się przez kawałek ziemi, a ostatecznie to Kalinka skończyła w lepszej pozycji. Zaśmiała się, widząc jego minę.
— Przestraszyłam cię? — miauknęła, chichocząc. — Żebyś tylko widział swoją minę. Właśnie to. Cokolwiek robisz, musisz być uważny i przygotowany na zaskoczenie.
— Chyba bym dostał zawału — zaśmiał się cicho Lśniąca Łapa, wciąż próbując uspokoić swój oddech. — Z pewnością przydatna rada, ale nie musiałaś mnie straszyć.
— Dla zobaczenia tego zaskoczenia było warto — stwierdziła, posyłając mu zaczepne spojrzenie. — Dobrze, gratulacje. Znalazłeś mnie. Teraz wracajmy do obozu. Nie udało się nam nic dzisiaj upolować, ale może inni uczniowie znajdą coś, czym można pożywić starszych i kocięta.
— Teraz w żłobku jest tylko Jałowiec? — spytał albinos.
— Tak. Najwidoczniej. Niedługo będzie ich więcej — uśmiechnęła się ciepło.
— Nie mogę się doczekać, aż zobaczę wasze kocięta — miauknął Lśniąca Łapa, odpowiadając uprzejmym uśmiechem.
— Na razie zajmij się szkoleniem. Czas szybciej ci minie. Chodźmy. Nie wytrzymam chyba już ani uderzenia serca na tym obślizgłym błocie. Ty też, nie?
— Oczywiście. Brudzi moje futro, ale było warto.
— Cieszę się, że tak sądzisz.
* * *
Gdy wrócił do obozu u boku Kalinkowej Łodygi, niemal od razu skierował się do legowiska uczniów. Położył się na posłaniu na grzbiecie, patrząc w liściasty baldachim. Był zmęczony dzisiejszym treningiem, ale zadowolony z efektu, mimo że nie udało mu się nic upolować.
Podobało mu się to. Takie życie było o wiele ciekawsze i dynamiczne, niż czasy żłobkowe. To jednak nie zmieniało faktu, że momentami tęsknił za żłobkiem i panującym tam cieple i spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz