Westchnęła cicho, biorąc małą za skórę na karku. Kocię pisnęło wyrywając się, jednakże gdy zrozumiała, że bengalka nie ma żadnych złych zamiarów, uspokoiła się. Podkuliła łapki, popiskując pod nosem. Smark dreptał obok niej, sprawiając wrażenie, jakby nic potwornego się nie stało. Ogonek miał uniesiony wysoko ku górze, do tego podskakiwał w rytm kroków. Łapka za łapą i tak sobie szedł. Zboże pokręciła głową, czy ten pierd zdał sobie sprawę z tego, że mogli zginąć? Przez chwilę w jej głowie narodziła się myśl, że kocurek jest zwyczajnie głupi, jednakże szybko ją porzuciła.
Gdy dotarli na miejsce pierwszym kotem, który wyszedł im na spotkanie była przerażona Brzoskwiniowa Bryza. Kremowa złapała Smarka za kark, pospiesznie znikając razem ze Zbożem w wejściu do kociarni. Węglowa ułożyła się na mchu, oddychając ciężko, gdy nareszcie mogła wypuścić z pyska Zarazę. Ta natomiast pospiesznie wtuliła się w jej futro, trzęsąc się. Kotka co prawda nie miała pojęcia, czy to z zimna czy przerażenia, jednakże polizała małą za uchem, przyciągając do siebie.
— No już, nic wam nie grozi — szepnęła wprost do jej ucha, mrucząc cicho. Zerknęła na Brzoskwinkę, która z przejęciem chodziła w kółko.
— B-byłam taka głupia! — sapnęła przerażona, bijąc ogonem o ziemię. Zbożowy Kłos zamilkła, bo co miała powiedzieć? Że nic się nie stało? Oczywiście, że się stało! I obwiniała trochę o to karmicielkę. W końcu Zaraza i Smark byli pod JEJ opieką, a ta pozwoliła Lodowej zabrać bachory nie wiedząc, jakie ma zamiary.
Cholerna naiwność.
Nie odezwała się jednak z pretensjami, praktycznie zrobiła to tylko ze względu na wujka Jesionka. No i też dlatego, że nie zamierzała brać udziału w jakiejkolwiek sprzeczce. Dosyć miała już wyrobione nerwy przez niebieską wojowniczkę. Właściwie... ciekawe co się z nią teraz stanie? Nie liczyła na sprawiedliwość względem tego burego żartu w postaci liderki, jednakże pokładała ciche nadzieje w Aroniowym Podmuchu. Kocur był serio ogarnięty i wątpiła, aby puścił takie wykroczenie płazem. Obstawiała po cichu, że wywali ją na zbitą mordę. Zbliżała się zima, więc jak znalazł.
— Nie martw się, w końcu nic im się nie stało — strzepnęła uchem, chcąc rozluźnić i tak napiętą już atmosferę.
— Ale gdybyś ty nie... Gdybyś tu nie poszła! — zwiesiła łeb, spoglądając na wtulającą się w pierś młodszej kotki Zarazę — Obiecałam, że się nimi zajmę... — szeptała, kręcąc głową na boki.
— Brzoskwiniowa Bryzo! — warknęła Zboże, podnosząc głos — Nie masz się niczym przejmować! To nie była twoja wina! Skąd mogłaś wiedzieć, że tej wariatce coś odwali?! — wstała, podchodząc bliżej koleżanki. Oparła głowę na jej karku, starając się jakoś podnieść na duchu kotkę. Brzoskwinka pokiwała głową, biorą głęboki wdech.
— Tak, masz rację... Najważniejsze, że dzieci są całe — szepnęła. Słychać było, że całe napięcie powoli z niej schodzi. Jednak najwidoczniej to nie był koniec niespodzianek oraz atrakcji tego dnia. Obie kotki wychyliły się ze żłobka, słysząc poruszenie w obozie.
— WYGNANIE! — nie miała pojęcia, czy to Aronia czy Pstrąg wydała wyrok, hałas oraz wrzaski skutecznie utrudniał rozpoznanie głosu. Jakby na złość, nie widziała zarówno liderki jak i jej zastępcy. Jednak dostrzegł coś innego. Lodowy Szpon wrzeszczącą, że nie zgadza się na wyrok, a później rzucającą się na Borsuczy Warkot. Kurz wzbił się w powietrze, raban jeszcze bardziej nasilił. Widziała walczących ze sobą wojowników a później... ciało Lodowej upadające na ziemię bez życia z rozwalonym gardłem oraz poranionego, dyszącego ciężko czarno-białego kocura.
< Zarazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz