Opuścił legowisko medyków, gdzie czuwał nad Malinową Łapą. Koteczka czuła się znacznie lepiej, ale Poranna Zorza uznał, że powinna trochę dłużej u nich odpocząć. Wojownik zauważył zastępcę Klanu Nocy, kroczącego w jego kierunku. Skulił się mimowolnie. Widocznie to jeszcze nie był koniec jego zmartwień.
- Musimy porozmawiać, Królicze Serce. - Jesionowy Wicher zaprosił go na stronę.
Na trzęsących się łapach podążył za dawnym mentorem. Usiadł naprzeciwko niego, wbijając w kocura żółte ślepia. Pamiętał złość na pysku czekoladowego, gdy opisywał mu, kto brał udział w wypadku. Gdyby Malinowa Łapa zginęła, Królicze Serce nie zobaczyłby więcej na oczy słońca. Był o tym przekonany. Jesion zawsze wybierze własne potomstwo. Westchnął. Naprawdę nie chciał jej narazić. Obiecał sobie, że będzie ją jeszcze bardziej chronił.
- Rozumiesz, że nie ominą ciebie i Rzecznej Bryzy konsekwencje, po tym co się stało? - zaczął czekoladowy, a niebieski jedynie kiwnął łbem. - Dostaniesz większą liczbę obowiązków i przy niebezpiecznych naukach, będziesz musiał brać ze sobą innego wojownika na trening.
Odwrócił wzrok. Zawsze mogło być gorzej. Mógł stracić Malinową Łapę jako uczennicę. Decyzja była słuszna, chociaż gorycz pozostała. Przecież poradzi sobie z jej szkoleniem. W czasie nauki pływania, gdy wrzuci ją do rzeki, da radę pilnować, żeby się nie utopiła. A gdy będą ćwiczyć walkę, pazury pozostaną schowane.
- Rozumiem. - miauknął. Podniósł się na równe łapy. Spojrzał w oczy dawnego mentora. Nie potrafił odczytać emocji, jakie mu towarzyszyły. - Przepraszam.
Udał się do legowiska wojowników. Zanurzył się w przytulnym wnętrzu, odnajdując od razu swoje posłanie. Zwinął się na mchu, myślami będąc już w bezpiecznej przystani marzeń. Poczuł przy sobie ciepłe futro. Zwinkowy Ogon położyła pysk na jego barku, chcąc go uspokoić. Zamknął oczy. Klanie Gwiazdy, czy naprawdę był takim złym mentorem?
***
W obozie panowała cisza. To był zły znak. Chociaż zwykle kojarzył się ze spokojem, w obozowisku takiego znaleźć nie można było. Królicze Serce poczuł, jak sierść zaczyna mu się jeżyć. Wszedł do obozu, od razu upuszczając na ziemię złapanego pstrąga, gdy zauważył zbiegowisko kotów na samym środku. Czuwanie.
Szepty ucichły, gdy tylko został dostrzeżony. Zauważył zapłakaną Rzeczną Bryzę i przygaszonego Poziomkowy Blask. Szybko podszedł do kuzynostwa. Jego złe przeczucia tylko się nasiliły, gdy dojrzał sierść Szakłakowego Cienia. W miarę jednak jak dotarł, ujrzał jeszcze jedno ciało. Zimne, leżącego bez życia na ziemi, nieruchome. Stanął jak wryty, dostrzegając znajomy pysk. Ten, który widział praktycznie odkąd otworzył oczy. Żółwi Brzask.
- NIEEE! - wrzasnął.
To nie mogła być prawda. Nie mogła! Wiedział, że tata był już dość stary, ale nie sądził, że śmierć go tak szybko zabierze. Miał doczekać dnia, gdy Króliczek przedstawi mu swoją przyszłą lubą. Miał bawić wnuki. Miał być przy synu. Rana po śmierci Szałwiowej Chmury, jeszcze dobrze się nie zagoiła, a już przyszło mu przeżyć kolejną stratę.
Czym zawiniłem Klanie Gwiazdy, że odbieracie mi kolejne osoby, którą kocham?
Jego łapy stały się miękkie, nie mogące unieść ciężaru cierpienia i rozpaczy. Żółwi Brzask miał być przy nim, nie w Klanie Gwiazdy! Tata tyle go nauczył, poznawali razem świat. Jedyna dobra nadzieja, że był teraz z Szałwiową Chmurą i razem spoglądali na jedynego potomka. A Szakłakowy Cień? Wujek, który traktował go niemal jak własne dziecko. Zawsze służył mu mądrą radą w ciężkich chwilach. Stał się sierotą. W ciągu tak krótkiego czasu utracił stanowczo zbyt dużo bliskich sobie kotów. Tyle stresu nigdy jeszcze nie przeżył. Żałoba ponownie przejęła nad nim władzę.
Przypadł do ciała Żółwiego Brzasku, wtulając nos w futro ojca. Zalał się łzami. Rozpacz wzięła górę i nawet nie próbował jej ukryć. Płacząc wtulał się w kocura, marząc, żeby to wszystko okazało się jedynie złym snem. Tego dnia coś w nim na zawsze pękło.
***
Leżał zwinięty w ciasną kulkę na mchu. Zakrył pysk puchatym ogonem, chowając się przed całym światem. Co jakiś czas samotna łza spadała na posłanie. Ukryty, nawet nie słuchał słów Liściastego Kamienia. Nie chciał słuchać. Zakrył uszy. Niech wszyscy dadzą mu spokój.
- Króliczku. - Zwinka usiadła obok niego. - Nie jadłeś nic od trzech dni. Zasłabniesz.
Nie odpowiedział. Nawet na szturchanie w bok przez jej łapę. Usłyszał jedynie ciężkie westchnięcie przyjaciółki, zanim ta opuściła legowisko. Pociągnął nosem.
Wyczuł kolejny zapach, jeszcze zanim jakiś kot koło niego usiadł, ale nawet nie podniósł głowy, żeby na niego spojrzeć. Jesionowy Wicher.
- Królicze Serce.. - zaczął zastępca, lecz wojownik przerwał mu trzepnięciem kity.
- D-daj mi sp-spokój, wu-wujku. - wtulił się mocniej w mech.
Chciał do rodziców. Powrócić do beztroskich czasów. Nie czuć się samotnym.
jejku aż trochę źle się poczułem z mordem npc
OdpowiedzUsuń