Powiem szczerze, jego historia mnie lekko poruszyła. Starał się być najlepszy mimo przeszłości, jak ja. Bycie względnie miłym było dobre, dowiedziałam się więcej niż kiedykolwiek zachowując się jak ,,ja". Może Królicza Skórka miała rację? Odwróciłam pysk w drugą stronę i lekko kiwnęłam łebkiem.
- To dobrze, że jesteś oddany klanowi w którym się wychowałeś, tak postępują prawdziwi wojownicy- odpowiedziałam nadal nie patrząc na kocura- i nie wstydź się tego, że byłeś pieszczoszkiem, czy tego iż twoja matka nim była. To nic złego. Teraz jesteś tu i codziennie pokazujesz swe oddanie dla klanu, to się liczy.
Lamparci Krok zdziwił się i rzucił mi przelotne spojrzenie. W końcu mimo woli i ja zwróciłam ku niemu oczy.
- Skąd ty możesz wiedzieć jak to pochodzić od pieszczocha i zdrajcy z obcego klanu?- fuknął bardziej z bólem niż ze złością. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się, wiele mi nie brakowało do wybuchu. Każda wzmianka o mojej rodzinie która aktualnie siedziała u dwunożnych wylegując się na kanapie i żrąc żarcie z miski napełniała mnie wstrętem i obrzydzeniem dla siebie. Odczekałam kilka uderzeń serca zanim się odezwałam.
- Więcej niż przypuszczasz. Nie wracajmy do tego- zakończyłam krótko i ruszyłam szybciej w stronę Drogi Grzmotu. Kolejne minuty dłużyły się nieubłaganie, szliśmy w ciszy, żadne z nas nawet nie mruczało. Z jednej strony mi to odpowiadało, lecz z drugiej czułam się samotna. Wiatr coraz mocniej wiał zsyłając na nas lodowate powietrze. Nie raz przechodziły mnie dreszcze. Chciałam już być w ciepłym legowisku otoczona zapachem przeróżnych ziół i w towarzystwie Króliczej Skórki. Jednak miałam misję do wypełnienia. Śnieg nadal powolnie spadał na ziemię okrywając ją, jakby chciał ochronić te puste pola traw przed czymś. Słyszałam jedynie skrzypienie śniegu pod naporem naszych łap i częste, głębokie wdechy Lamparciego Kroku. Zdałam sobie sprawę iż kocur nie był zły, starał się być najlepszym, zachowywał spokój i odnosił się z szacunkiem i miłością do ojca, który był zwykłym zdrajcą. Przez głowę przeszła mi myśl, że i ja chciałabym zaakceptować moje pochodzenie jak i rodzinę.
W końcu znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu. Na osłoniętej polance rosło jedno drzewo, dąb o ile się nie myliłam. W jego cieniu lubiły kryć się stokrotki. Zwróciłam się w stronę Lamparciego Kroku i zaczęłam:
- Możesz iść zapolować, zwierzyny jest jeszcze więcej niż powinno być w Porę Nagich Drzew. Nie śpiesz się, nie sądzę abym szybko znalazła te chwasty- mruknęłam w jego stronę a widząc, że rozumie, odwróciłam się i poszłam na poszukiwania. Drzewo było oddalone o kilka długości lisa, więc szybko się przy nim znalazłam. Ponownie zaczęłam ryć nosem w zimnym śniegu niczym dzik. Poszukiwałam rośliny o przyjemnym, lekkim zapachu. Przeszłam drzewo na około i w końcu znalazłam jeden kwiatek. Ostrożnie zerwałam liście i zadowolona z siebie ulokowałam je w malutkiej dziupli przy samych korzeniach, tak aby śnieg nie padał na liście. Zaczęłam szukać innych. Dalej brodziłam nosem w białym puchu co raz to oddalając się od dębu, szłam w stronę Drogi Grzmotu. Czując w nozdrzach nieprzyjemny zapach cofnęłam się i zdałam sobie sprawę jak blisko znalazłam się owego miejsca. Lecz tuż przed ciemną drogą rosła dorodna stokrotka. Nie myśląc wiele skoczyłam po nią i urwałam liście najszybciej jak się dało i w jednej chwili cofnęłam się. Idealnie wymierzyłam czas, gdy lądowałam dwie odległości ogona od roślinki po Drodze Grzmotu przebiegł wielki potwór. Zjeżyłam sierść i zasyczałam wrogo obserwując jak znika za linią horyzontu ze świecącymi, żółtymi oczami.
Nazbierałam więcej liści i wzięłam je w pyszczek, stos był nie za wielki, ale wystarczył. Już miałam iść do obozu kiedy przypomniałam sobie iż był ze mną Lamparci Krok. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam czarną sylwetkę oddaloną o długość drzewa. Nie byłam do końca pewna czy to Lamparci Krok, ale mimo wszystko poczekałam. Młody wojownik zaraz do mnie przybiegł trzymając w zębach nornice. Podszedł do drzewa i wykopał jeszcze dwie myszki, jedna chuda, druga nieco grubsza.
- Nie źle jak na taką pogodę- zauważył Lamparci Krok.
- Co prawda to prawna, mogę to samo powiedzieć o liściach- dodałam i ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo wszystko cieszyło mnie towarzystwo kocura, Królicza Skórka ostatnio nie poświęcała mi dużo czasu, miała pracę. Ledwie Pora Nagich Drzew się zaczęła a już mieliśmy chore koty.
Idąc przez bezkresne wręcz pola w końcu zapytałam:
- Dlaczego tak panicznie bałeś się klanu Wilka? Byliśmy blisko terenów, to fakt, ale nadal zbieraliśmy rośliny na naszym terenie, nie rozumiem twojego strachu- zauważyłam i cicho prychnęłam ściągając uszy do tyłu. Lamparci Krok rzucił na mnie spojrzenie swych błękitnych oczu po czym wypuszczając parę z pyska zabierał się do odpowiedzi.
<<Lamparci Kroku?>>
- To dobrze, że jesteś oddany klanowi w którym się wychowałeś, tak postępują prawdziwi wojownicy- odpowiedziałam nadal nie patrząc na kocura- i nie wstydź się tego, że byłeś pieszczoszkiem, czy tego iż twoja matka nim była. To nic złego. Teraz jesteś tu i codziennie pokazujesz swe oddanie dla klanu, to się liczy.
Lamparci Krok zdziwił się i rzucił mi przelotne spojrzenie. W końcu mimo woli i ja zwróciłam ku niemu oczy.
- Skąd ty możesz wiedzieć jak to pochodzić od pieszczocha i zdrajcy z obcego klanu?- fuknął bardziej z bólem niż ze złością. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się, wiele mi nie brakowało do wybuchu. Każda wzmianka o mojej rodzinie która aktualnie siedziała u dwunożnych wylegując się na kanapie i żrąc żarcie z miski napełniała mnie wstrętem i obrzydzeniem dla siebie. Odczekałam kilka uderzeń serca zanim się odezwałam.
- Więcej niż przypuszczasz. Nie wracajmy do tego- zakończyłam krótko i ruszyłam szybciej w stronę Drogi Grzmotu. Kolejne minuty dłużyły się nieubłaganie, szliśmy w ciszy, żadne z nas nawet nie mruczało. Z jednej strony mi to odpowiadało, lecz z drugiej czułam się samotna. Wiatr coraz mocniej wiał zsyłając na nas lodowate powietrze. Nie raz przechodziły mnie dreszcze. Chciałam już być w ciepłym legowisku otoczona zapachem przeróżnych ziół i w towarzystwie Króliczej Skórki. Jednak miałam misję do wypełnienia. Śnieg nadal powolnie spadał na ziemię okrywając ją, jakby chciał ochronić te puste pola traw przed czymś. Słyszałam jedynie skrzypienie śniegu pod naporem naszych łap i częste, głębokie wdechy Lamparciego Kroku. Zdałam sobie sprawę iż kocur nie był zły, starał się być najlepszym, zachowywał spokój i odnosił się z szacunkiem i miłością do ojca, który był zwykłym zdrajcą. Przez głowę przeszła mi myśl, że i ja chciałabym zaakceptować moje pochodzenie jak i rodzinę.
W końcu znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu. Na osłoniętej polance rosło jedno drzewo, dąb o ile się nie myliłam. W jego cieniu lubiły kryć się stokrotki. Zwróciłam się w stronę Lamparciego Kroku i zaczęłam:
- Możesz iść zapolować, zwierzyny jest jeszcze więcej niż powinno być w Porę Nagich Drzew. Nie śpiesz się, nie sądzę abym szybko znalazła te chwasty- mruknęłam w jego stronę a widząc, że rozumie, odwróciłam się i poszłam na poszukiwania. Drzewo było oddalone o kilka długości lisa, więc szybko się przy nim znalazłam. Ponownie zaczęłam ryć nosem w zimnym śniegu niczym dzik. Poszukiwałam rośliny o przyjemnym, lekkim zapachu. Przeszłam drzewo na około i w końcu znalazłam jeden kwiatek. Ostrożnie zerwałam liście i zadowolona z siebie ulokowałam je w malutkiej dziupli przy samych korzeniach, tak aby śnieg nie padał na liście. Zaczęłam szukać innych. Dalej brodziłam nosem w białym puchu co raz to oddalając się od dębu, szłam w stronę Drogi Grzmotu. Czując w nozdrzach nieprzyjemny zapach cofnęłam się i zdałam sobie sprawę jak blisko znalazłam się owego miejsca. Lecz tuż przed ciemną drogą rosła dorodna stokrotka. Nie myśląc wiele skoczyłam po nią i urwałam liście najszybciej jak się dało i w jednej chwili cofnęłam się. Idealnie wymierzyłam czas, gdy lądowałam dwie odległości ogona od roślinki po Drodze Grzmotu przebiegł wielki potwór. Zjeżyłam sierść i zasyczałam wrogo obserwując jak znika za linią horyzontu ze świecącymi, żółtymi oczami.
Nazbierałam więcej liści i wzięłam je w pyszczek, stos był nie za wielki, ale wystarczył. Już miałam iść do obozu kiedy przypomniałam sobie iż był ze mną Lamparci Krok. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam czarną sylwetkę oddaloną o długość drzewa. Nie byłam do końca pewna czy to Lamparci Krok, ale mimo wszystko poczekałam. Młody wojownik zaraz do mnie przybiegł trzymając w zębach nornice. Podszedł do drzewa i wykopał jeszcze dwie myszki, jedna chuda, druga nieco grubsza.
- Nie źle jak na taką pogodę- zauważył Lamparci Krok.
- Co prawda to prawna, mogę to samo powiedzieć o liściach- dodałam i ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo wszystko cieszyło mnie towarzystwo kocura, Królicza Skórka ostatnio nie poświęcała mi dużo czasu, miała pracę. Ledwie Pora Nagich Drzew się zaczęła a już mieliśmy chore koty.
Idąc przez bezkresne wręcz pola w końcu zapytałam:
- Dlaczego tak panicznie bałeś się klanu Wilka? Byliśmy blisko terenów, to fakt, ale nadal zbieraliśmy rośliny na naszym terenie, nie rozumiem twojego strachu- zauważyłam i cicho prychnęłam ściągając uszy do tyłu. Lamparci Krok rzucił na mnie spojrzenie swych błękitnych oczu po czym wypuszczając parę z pyska zabierał się do odpowiedzi.
<<Lamparci Kroku?>>
Ale czemu ciągle wymyślasz jakieś drzewa i polanki, skoro na terenach Klanu Burzy nie ma lasu? Jedyne drzewa występują na granicy z Klanem Wilka. Może kilka tuż przy Drodze Grzmotu...
OdpowiedzUsuńNie mam opisu mapy a więc mogę pisać, jedno drzewo nie zaszkodzi :>
UsuńZróbcie opis klanu Burzy- będzie zgodnie. :3
Dziękuje.
A polanki, czemu nie, łyse pole z krzakami.