*kontynuacja poprzedniego opka, bo wyszło w ciul długie*
Kremowy poczuł, jak chłodna woda obmywa mu łapy, kiedy skakał po kamieniach. Uwielbiał to uczucie, zupełnie jakby rzeka porozumiewawczo puszczała mu oko. W pewnym momencie wlepił w nią wzrok i po prostu nie mógł go od niej oderwać. Nagle, pod wpływem impulsu po prostu dał nurka do wody, nie czekając nawet na reakcję Iskrzącego Kroku.
- No chodź! - krzyknął przez ramię, kiedy oddalił się od kamieni na długość dwóch ogonów. - Zrobimy kółko i wrócimy!
Iskrzącego Kroku nie trzeba było długo zachęcać. Wskoczył do wody równie szybko, co tamten karaś, którego Łososiowa Łapa wyrzucił na brzeg przed Pstrągową Gwiazdą. Uczeń zanurkował. Spod powierzchni wody spoglądał na błękitne niebo. Wodną wstęgę co chwilę rozświetlały złociste promyki słońca, tuż za nim sunął Iskrzący Krok, próbując go dogonić. Jutro sam miał zostać wojownikiem. Czy w ogóle może być lepiej?
Niedługo potem wynurzył się, mrużąc oczy. Wyszedł na trawę, a kiedy tylko stanął obok niego cynamonowy wojownik, otrząsnął się jak pies i tym samym strząsnął sporą część wody prosto na swojego kompana.
- Co ty, zdziczałeś? - krzyknął wojownik z udawanym oburzeniem i po chwili zrobił to samo, jednak Łososiowa Łapa był już poza jego zasięgiem. Kremowy kocur upadł jak do przysiadu łowieckiego i skrył się w poszyciu iglastego lasku, mając nadzieję, że uda mu się uniknąć zemsty przyjaciela. Wtedy jednak, jak piorun spadł na niego Iskrzący Krok i przycisnął do ziemi. - Mam cię. - Wyszczerzył zęby.
- Dobra, dobra, nie popisuj się - zaśmiał się Łososiowa Łapa. - A teraz złaź!
Cętkowany cofnął się, ale niechcący nastąpił uczniowi na ogon. Łososiowa Łapa syknął z bólu.
- Przepraszam - wymamrotał Iskrzący Krok. - To ja zrobiłem?
- Nie, nie sądzę - miauknął, delikatnie wylizując ogon. - Pstrągowa Gwiazda dziś na niego nadepnęła, może dlatego tak boli. Nieważne. Znajdźmy sobie coś do roboty.
Iskrzący Krok najpierw rozejrzał się wokół siebie, po czym z zawadiackim uśmiechem zaproponował:
- Co powiesz, na wyścig?
Oczy Łososiowej Łapy zalśniły.
- Pewnie! Jakieś pomysły na trasę?
- Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć stąd. Potem jedno okrążenie wokół sadzawki i przez las w stronę łąki. Zatrzymalibyśmy się na granicy z Klanem Burzy. Tylko bez żadnych głupich sztuczek!
Zanim się obejrzeli, obydwaj pędzili już pod osłoną drzew.
Kremowy musiał przyznać, że najwięcej trudności przyniosło mu przedarcie się przez jeżyny. Nie było to miłe, kiedy kolce kłuły cię w poduszki łap. Powinien był biec prosto za Iskrzącym Krokiem, a nie obok niego. Kiedy nareszcie wyplątał się z pędów, znowu ruszył przed siebie. W oddali migał mu gdzieś cynamonowy ogon. Wydawało się, że nie ma już możliwości, aby udało mu się go dogonić, ale nagle wojownik potknął się o wystający z ziemi korzeń i stracił równowagę, po czym na chwilę upadł na ziemię. Co prawda nie sprawiło to, że Łososiowa Łapa zdołał go od razu dogonić, ale był teraz znacznie bliżej. Doskonale. Uczeń wiedział, że w czystej próbie szybkości, nie ma szans z przyjacielem, dlatego postanowił trzymać się na ogonie. Da Iskrzącemu Krokowi złudne poczucie triumfu i przy okazji oszczędzi energię, aby na finiszu, kiedy jego kumpel się zmęczy, pobiec do mety najszybciej, jak mu się uda. Plan wydawał się idealny do czasu, kiedy nie dotarli do łąki. Wysoka trawa skutecznie ograniczała widoczność, przez co kocurkowi o wiele ciężej było śledzić pozycję Iskrzącego Kroku. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że się zgubił, bo całkowicie stracił z oczu futro wojownika. Rozejrzał się gorączkowo w trawie. Nagle dostrzegł jakieś poruszenie i bez namysłu skoczył w tamtą stronę. Jeśli dystans między nimi będzie za duży, nie będzie miał szans na zwycięstwo. Był pełen nadziei, że Iskrzący Krok pobiegł właśnie w tę stronę.
Pomylił się.
Miał nadzieję, że kiedy opuści łapę, spotka się ona z trawą i ziemią. Zamiast tego, nastąpił na twardą, rozgrzaną od słońca płytkę. Moment później, złączone z nią rdzawe szczęki zacisnęły się na nodze kocura. Powietrze rozdarł przeraźliwy wrzask.
- Iskrzący Kroku! - krzyczał. - Iskrzący Kroku, ratuj!
Bał się spojrzeć na swoją łapę. Bał się tego, co tam zobaczy. Ból był tak przeogromny, że Łososiowa Łapa najchętniej odgryzłby sobie całą nogę. Zupełnie nie mógł się ruszyć, niosło to ze sobą zbyt duże cierpienie. Pozostawało mu czekać na ratunek. Ale wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie w porządku, prawda? Iskrzący Krok jest blisko, musiał go usłyszeć. Musiał. Zaraz po niego wróci i go uratuje. Wszystko będzie dobrze.
Próbował to sobie wmówić do momentu, kiedy nie poczuł, jak z rany cieknie krew. Początkowo była to cienka stróżka, potem pojawiło się jeszcze kilka. Wtedy spanikował. Nie może tutaj umrzeć. Mimo ogromnego cierpienia, spróbował wyszarpać łapę z pułapki, jednak przyniosło to tylko więcej bólu. W rezultacie zaczął się szamotać, wciąż próbując się wydostać, aż jego zakleszczona łapa nie trzasnęła i nie wygięła się pod dziwnym kątem. Powietrze rozdarła kolejna fala krzyku. Teraz krew nie sączyła się powoli, a obficie ściekała z rozległej rany.
- Iskrzący Kroku! - krzyknął rozpaczliwie.
- Łosiosiowa Łapo! Gdzie jesteś!? - przez łąkę poniósł się głos zielonookiego.
- Tutaj! Tutaj! Pośpiesz się!
Nie mógł już unikać widoku swojej łapy. Krew była wszędzie wokół. Serce ścisnął mu lęk. Nie może się tutaj wykrwawić. Jutro będzie wojownikiem. To nie może się tak skończyć!
W prawdziwą panikę wpadł dopiero, kiedy zorientował się, że stracił czucie poniżej miejsca, w którym zacisnęły się szczęki. Pojawienie się Iskrzącego Kroku przyniosło mu jednak minimalną ulgę.
- Proszę, zrób coś! - lamentował. Kocur wyglądał na równie przejętego. I przerażonego.
- Nie ruszaj się - zarządził. - Siedź spokojnie, a ja sprowadzę pomoc. - Powiedziawszy to, pomknął w stronę wysepki.
Oczekiwanie na pomoc było najgorszym czasem w jego życiu. Umierał ze strachu i bólu. Czuł, jak przypieka go słońce. Kiedy w ostatecznym akcie desperacji miał podjąć próbę odgryzienia nogi, na widoku pojawił się patrol.
Na przedzie biegł Iskrzący Krok i prowadził resztę kotów. Za nim Łososiowa Łapa zauważył swoją mentorkę oraz zastępcę, Aroniowy Podmuch. Z tyłu szedł Poziomkowy Blask, pomagając Porannej Zorzy. Uczeń chciał się opanować przed członkami swojego klanu, ale nie potrafił. Jęknął jeszcze kilka razy, zanim Poranna Zorza zdołał mu się przyjrzeć. Z rany wciąż ciekła krew. Łososiowej Łapie zrobiło się słabo. Ostatnie, co zapamiętał to fakt, że połknął kolosalną dawkę ziaren maku, przyniesioną na miejsce przez medyka. Potem zakręciło mu się w głowie i całkiem odleciał.
of biedny łosoś, a tak sympatycznie było
OdpowiedzUsuńrip łapka [*]