Nie miała chęci na wchodzenie w jakąkolwiek integrację z nim, szczególnie po tym wszystkim, co się stało. Nie zaszczyciła go spojrzeniem, gdy mówił jej nad głową o tym całym, zaistniałym chaosie. Jej zdaniem klan powinien przeżywać żałobę, a zamiast tego zachowywali się tak, jakby strata kogoś tak wspaniałego nie była najgorszą możliwą tragedią, jaka mogła ich spotkać.
— Z czego się tak naprawdę cieszysz? — prychnęła. — Przepraszam, ale powtórz. Ty wygrałeś? A co zrobiłeś? Kombinowałeś po kątach jak obalić Kruczą Gwiazdę. Spiskowałeś przeciw władzy. Łamałeś nieustannie kodeks i koniec końców czujesz satysfakcję z powodu własnej głupoty? — Podniosła głos, zażenowana jego podejściem do tak poważnego tematu. — Jesteś po prostu żałosny. Zmarli ci bliscy, a ty zamiast ich opłakiwać cieszysz się, bo wystarczająco dużo razy wypiąłeś się komuś dupą i wróciłeś do normalnych praw. A to niesprawiedliwe — mruknęła, prostując się. — Dlaczego ktoś tak silny i oddany klanowi jak ja jest stawiany na równi z tak bezużytecznym mysim bobkiem jak ty? — syknęła.
— Z czego się cieszę? Ponieważ wygrałem. Wszystko poszło tak jak zaplanowałem — wymruczał zadowolony. — Kodeks mówi, że można wystąpić przeciw liderowi, jeżeli nadużywa swej władzy, mordując koty. Twoja matka i siostra na pewno to rozumieją. Żal mi, że ta wariatka je zabiła, ale nie potrafię płakać. Uznaj mnie za potwora, ale taka prawda. Wygrałem z tą szują. Nie wiesz jak cudownie bezcześciło się jej zwłoki — zamruczał zadowolony, a ona momentalnie wyszczerzyła zęby. — Nie zepsujesz mi już humoru, Zajączku. Nieważne co powiesz. To najszczęśliwsze chwile mojego życia.
Z grymasem na pysku zmierzyła go ostrym spojrzenie i warknęła cicho.
— Nie mów do mnie "Zajączku". Nie masz prawa zwracać się do mnie inaczej, niż pełnym imieniem, a już najlepiej, byś w ogóle zamknął gębę. Mama i Lilka nie żyją tylko i wyłącznie z twojej winy, a ty dalej sądzisz, że "uznanie za potwora" nie jest niczym złym? — charknęła. — Jest okropnie złe. Ty jesteś największą porażką tego klanu — oświadczyła, czując dziwne ukłucie w sercu. Naprawdę aż tak miał głęboko gdzieś Bławatek, że po jej odejściu w ogóle nie był tym przejęty? To już więcej płakał za Jesionkiem. Może faworyzował to, co miało czekoladową sierść?
— Przeze mnie? Z jakiej racji to moja wina? To Krucza Gwiazda je zabiła. Ten chory potwór. Sama wpadła na ten pomysł — przypomniał jej to. — Mogła nie zrzucać niewinnych kotów z urwiska — prychnął. — I będę się zwracał do ciebie jak chciał. Teraz jestem jedynym członkiem twojej rodzinki. Więc Zajączku... — zaśmiał się. — Żadna mama czy Krucza Gwiazda nie ocali ci tyłka. Ja i Rudzik jesteśmy przyjaciółmi. Wie o wszystkim co robiła Krucza oraz ty. Mi wierzy, mi ufa — wymieniał z zadowoleniem. — Jesteś skończona córeczko, więc bądź grzeczna
Sierść na grzbiecie gwałtownie jej się zjeżyła. Lider był utrudnieniem, ale jeśli zajmie się tym dobrze, to nie będzie to jej problem, a właśnie Zdradzieckiej Rybki.
— A co ja niby zrobiłam? — warknęła.
— Zadawałaś się z Zajęczą Gwiazdą, namawiałaś mnie do samobójstwa, chciałaś mnie publicznie stracić i nękałaś psychicznie — wymieniał jej występki. — Masz wiele za uszami. Nie zgrywaj świętoszka — zażądał z oburzeniem.
— Jak miałam się z nim zadawać, skoro zdechł zanim się urodziłam? — burknęła. — Nie masz dowodów na to, o czym mówisz — dodała spokojniej. — Ale nie zaprzeczam, że dalej chciałabym cię zabić. A ty nikomu tego i tak nie udowodnisz. W końcu gdyby nie ty, mama i Lilka dalej by żyły...
— Sama przyznałaś, że z nim rozmawiasz! Da się komunikować z duchami! — przerwał jej, olewając temat rodziny. — Mam! Na to, że jesteś jakaś nienormalna skoro masz marzenie, by mnie wkopać do piachu — syknął. — Ale ci się nie uda — Uśmiechnął się szeroko. — Już nie. I jak to gdyby nie ja? To nie moja wina. Krucza Gwiazda je zabiła. To jej wina! Ta twoja cudowna mentorka, pozbawiła cię rodziny. Powinnaś jej nienawidzić! Zresztą... ty też nie opłakujesz bliskich. Co z tobą? Nie kochałaś mamusi i siostry? — przedrzeźniał ją.
— Kochałam. Ale ich śmierć najwyraźniej była światu potrzebna — rzuciła, kuląc uszy. — Nie udawaj niewinnego. Słyszałam twoje wszystkie rozmowy z Szafirowym Blaskiem. Znałam was cały plan i wiem, do czego zmierzaliście. — Odsunęła się na parę kroków i wyprostowała dumnie. — To ja na was doniosłam, a śmierć Liliowej Łapy zapewne była dla ciebie ostrzeżeniem. Gdyby nie banda idiotów, którzy przyszli tam w nocy i znaleźli się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie, to może to ty leżałbyś na dole.
<Rybko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz