— Hej, jak się trzymasz?
Lekko drgnęła, nie spodziewając się dzisiaj usłyszeć tych słów od kogokolwiek. Przez moment zestresowała się, że jakimś cudem kocur wie za dużo. Zamiast odpowiedź mu na to troskliwe pytanie, wpatrywała się w niego nieufnie, z obawą, że ma nadprzyrodzone zdolności czytania w myślach.
— Dobrze — palnęła odruchowo, zdając sobie sprawę, że milczy zbyt długo.
— Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej — zauważył liliowy.
Nastroszyła się gniewnie, starając się sprawić wrażenie tej Motyl, którą była zawsze. Zafascynowaną własną urodą, miłą i otwartą na każdy rodzaj znajomości. Nie lubiła swojego aktualnego stanu. Zdołowana i bez sił, cały świat zawalił jej się przez jeden problem. Nie zasłużyła na to, by skończyć w przyszłości jako stara kotka bez uroczych pociech.
— Co masz na myśli? — fuknęła. — Ja zawsze wyglądam idealnie. Mam ślicznie zadbane futerko, piękny ogonek, oczka, pędzelki... — wymieniała zawzięcie. — Zbrzydłam według ciebie? — burknęła, patrząc na niego uważniej i dając mu spojrzeniem znać, że jedna zła odpowiedź może doprowadzić go do śmierci. Nie ważne, że był członkiem rodziny. Mamusia będzie musiała jej wybaczyć potencjalne skatowanie wujka.
— Oczywiście, że nie — odparł zakłopotany. — Raczej chodzi mi o to, że wydajesz się taka... smutniejsza — doprecyzował.
Zastrzygła uszami na tę uwagę. To było aż tak widoczne? Sądziła, że lepiej ukrywa swoje emocje, ale najwyraźniej była zbyt przewidywalna.
— Bo jestem, ale to nic strasznego. Nie umieram, usatysfakcjonuje cię taka odpowiedź? — westchnęła. — Przepraszam, ale... Nie mam ochoty na takie rozmowy — przyznała.
Poczekała chwilę, aż dostrzegła na jego pysku zrozumienia. Skinął jej głową, a ona powtórzyła ten gest i umknęła w tylko sobie znaną stronę.
Lekko drgnęła, nie spodziewając się dzisiaj usłyszeć tych słów od kogokolwiek. Przez moment zestresowała się, że jakimś cudem kocur wie za dużo. Zamiast odpowiedź mu na to troskliwe pytanie, wpatrywała się w niego nieufnie, z obawą, że ma nadprzyrodzone zdolności czytania w myślach.
— Dobrze — palnęła odruchowo, zdając sobie sprawę, że milczy zbyt długo.
— Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej — zauważył liliowy.
Nastroszyła się gniewnie, starając się sprawić wrażenie tej Motyl, którą była zawsze. Zafascynowaną własną urodą, miłą i otwartą na każdy rodzaj znajomości. Nie lubiła swojego aktualnego stanu. Zdołowana i bez sił, cały świat zawalił jej się przez jeden problem. Nie zasłużyła na to, by skończyć w przyszłości jako stara kotka bez uroczych pociech.
— Co masz na myśli? — fuknęła. — Ja zawsze wyglądam idealnie. Mam ślicznie zadbane futerko, piękny ogonek, oczka, pędzelki... — wymieniała zawzięcie. — Zbrzydłam według ciebie? — burknęła, patrząc na niego uważniej i dając mu spojrzeniem znać, że jedna zła odpowiedź może doprowadzić go do śmierci. Nie ważne, że był członkiem rodziny. Mamusia będzie musiała jej wybaczyć potencjalne skatowanie wujka.
— Oczywiście, że nie — odparł zakłopotany. — Raczej chodzi mi o to, że wydajesz się taka... smutniejsza — doprecyzował.
Zastrzygła uszami na tę uwagę. To było aż tak widoczne? Sądziła, że lepiej ukrywa swoje emocje, ale najwyraźniej była zbyt przewidywalna.
— Bo jestem, ale to nic strasznego. Nie umieram, usatysfakcjonuje cię taka odpowiedź? — westchnęła. — Przepraszam, ale... Nie mam ochoty na takie rozmowy — przyznała.
Poczekała chwilę, aż dostrzegła na jego pysku zrozumienia. Skinął jej głową, a ona powtórzyła ten gest i umknęła w tylko sobie znaną stronę.
***
Odkąd zdobyła trójkę idealnych dzieciąt, zaczęło jej się wydawać, że wszystkie problemy zniknęły. Nie potrzebowała nawet do szczęścia partnera, ta rodzina, którą miała, wystarczała jej na ten moment w pełni. Rodzice wciąż żyli i mieli się całkiem dobrze, miała jednego wujka i kilku znajomych.
Spojrzała na liliowego kocura, który właśnie wszedł do żłóbka. Sama wcześniej poprosiła go o przyjście tutaj, bo skoro Mleczowy Pył był i tak ograniczony prawami przez rządy Wielkiej Gwiazdy, to mogła przedstawić mu swoje pociechy.
Jastrząbek oczywiście czmychnął w kąt żłobka, wypinając się dupą na cały świat, czym dosadnie dał znać, jak bardzo obchodzą go inni. Frezja była podekscytowana, a Asterek akurat próbował zintegrować się z resztą kociąt w żłóbku.
— To on? — spytała jej mała kopia, wpatrując się w wojownika.
— Tak, mój drogi wujek — przedstawiła go uprzejmie, podchodząc do przybysza i chyląc głową na powitanie. — To Frezja, tam masz Asterka, a ten biały gburowaty w kącie to Jastrząbek. — Wskazywała po kolei na kocięta z ekscytacją. — Prawda, że są przecudowne? — spytała. — Nawet nie próbuj powiedzieć, że nie — ostrzegła.
<Mlecz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz