Sierść na jej karku stanęła dęba. Starała się ukryć tę reakcję, by nie wyglądać jak mieszanka niewychowanego dzikusa ze wściekłym jeżem. Jastrzębia Gwiazda potrafił samą obecnością zburzyć jej wyrafinowany spokój. Nie miał prawa grozić jej prosto w pysk i to szczególnie w kwestii Goryczki. Doskonale wytłumaczyła mu, że uczennica da sobie radę ze szkoleniem i nie może wyznaczać granic czasowych na to. To tylko dodatkowy i zbędny stres, złotej daleko było do ukończenia granicy wieku uczniowskiego, więc nie rozumiała jego nagłego oburzenia. Nie powinien wątpić w jej umiejętności mentorskie, miały się świetnie i prędzej czy później by mu udowodniła.
Trzepnęła ogonem. Nie dosyć, że martwiła się na każdym kroku swoimi problemami z płodnością, to ta bezużyteczna kupa futra dokładała jej kolejnych zmartwień. Tak naprawdę bury prócz władzy nie prezentował sobą nic. A to, w jaki sposób osiągnął dowodzenia nad klanem, było dla niej zagadką. Nikt o zdrowych zmysłach nie usadowiłby go w roli zastępcy, więc wychodziło na to, że ta cała Krocząca Gwiazda musiała mieć nieźle namieszane we łbie.
Trzepnęła ogonem. Nie dosyć, że martwiła się na każdym kroku swoimi problemami z płodnością, to ta bezużyteczna kupa futra dokładała jej kolejnych zmartwień. Tak naprawdę bury prócz władzy nie prezentował sobą nic. A to, w jaki sposób osiągnął dowodzenia nad klanem, było dla niej zagadką. Nikt o zdrowych zmysłach nie usadowiłby go w roli zastępcy, więc wychodziło na to, że ta cała Krocząca Gwiazda musiała mieć nieźle namieszane we łbie.
***
Nie przejęła się śmiercią Jastrzębia, ale nie dlatego, że spodobała jej się nowa władza. Dla niej Wielka Gwiazda pozostała tą głupią i niegroźną Małą Różą. Motyl bywała nieufna wobec sprawiedliwości panującej zza kadencji poprzedniego idioty, ale nie popadała w aż tak skrajny feminizm.
Czuła, że może odpocząć. Nie musiała martwić się tym zadufanym bucem, który nie docenił jej piękna.
Jej myśli zostały aktualnie zajęte przez trójkę puszystych kulek. Jeden daleki spacer okazał się błogosławieństwem od Klanu Gwiazdy. Nie było żadnego innego i sensownego wyjaśnienia na obecność takiego prezentu na jej drodze. Zabrała ich bez wahania, a w klanie wcisnęła bajkę o tym, że sama je urodziła, tylko wychowywała poza granicami. Jastrząb może by tego nie łyknął, ale na jej szczęście Wielka Gwiazda nie miała do tego problemów.
Uśmiechnęła się, łapą przysuwając do siebie siedzące na uboczu, białe kocie. Frezja i Asterek zasługiwali na swoje przeurocze imiona. Nie podpadali jej i byli tak idealni, jak tylko wymarzyć sobie ich mogła. Koteczka w dodatku była do niej tak podobna, że Motyl coraz mocniej wierzyła, iż te dzieci były przeznaczone właśnie dla niej.
Nie mogło być oczywiście zbyt idealnie. Co do trzeciego nieraz traciła cierpliwość. Z początku, przez swoje zafascynowanie, nie zauważyła, że on nie ignoruje jej specjalnie, tylko jest głuchy. Kiedy jednak zaczął wykazywać objawy nadmiernej agresji, poczęła się martwić. Starała się nie traktować go gorzej od reszty, ale nie była gotowa na takie utrudnienia.
Imię Jastrząb pasowało mu idealnie. Przypominał jej go. Głuchy na jej słowa i działający wiecznie po swojemu, niechcący słuchać jej gadaniny. Choć bury nie słuchał jej z własnych powodów, a biały przez problemy zdrowotne, to i tak widziała w kocięciu odzwierciedlenie zmarłego.
Odetchnęła spokojnie, widząc, jak niebieskooki w końcu daje sobie spokój i zwija się w ciasny kłębek, a następnie zapada w sen. Frezja i Asterek poszli w ślad za bratem i po chwili Motyl miała ich z głowy, bo jedyne, co słyszała, to ciche świsty wydobywające się z drobnych ciałek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz