Ból rozpierał ją od środka. Czuła się, jakby w jej ciele siedziała jakaś żmija, próbująca wyjść na zewnątrz, rozrywając jej ciało. Spazmy bólu przechodziły przez jej ciało, jednak to, co bolało najbardziej, to nie ból fizyczny, a fakt, że rodziła Piaskowej Gwieździe kocięta.
Otworzyła zaczerwienione, zamglone oczy, gdy zauważyła w progu tego okropnego miejsca Wilczą Zamieć. Osiwiała kotka płakała. Łzy strumykami spływały z jej oczu.
Kamienna Agonia odwróciła głowę, zaciskając powieki. Nie chciała, by Wilcza to widziała. Nie chciała, by widziała, jak na świat przychodzą kocięta tyranki.
— Błagam, nie oglądaj tego. — miauknęła cicho.To musiało być traumatyczne dla Wilczej. Po tym, co przeżyła. Co obie przeżyły.
To taki paradoks, że po tym wszystkim, Kamień przeżywała to samo.
Teraz wiedziała. Wiedziała, jak to cholernie raniące uczucie, rodzić kocięta komuś, kto tak cię skrzywdził. Kogo tak nienawidzisz, a jednocześnie nie potrafisz powstrzymać.
Skuliła się, gdy usłyszała głęboki wdech i kroki. Czy kotka źle ją zrozumiała?
Miała ochotę wrzeszczeć, by wróciła, jednak była zbyt osłabiona nawet, by się podnieść.
Leżała niemal nieruchomo, gdy do kociarni wparowała Wiśniowa Iskra z ziołami. Medyczka była z nią prawie przez cały czas porodu. Nikt nie wchodził do środka.
Pozostali członkowie rodziny musieli się o nią martwić. Albo też ją znienawidzili? Tak jak wszyscy?
W końcu tylko na to zasługiwała morderczyni.
Może to były tylko oszczerstwa, może to nie była prawda, może nie zamordowała kociąt Obłocznej Myśli, ale czy kłamstwo powtarzane wiele razy nie staje się prawdą? Nieważne, czy będzie próbowała się bronić, wszyscy wierzyli w to, że była zdrajczynią.
Ale zamordowała.
Naprawdę kogoś zamordowała, pozbawiła życia wiele księżyców temu.
Wciąż ciężko było jej pogodzić się z tą myślą. Nawet, jeśli wiedziała, że zrobiła to w imię lepszego dobra.
Ostatnie spojrzenie Pszczelego Pyłku nie dawało jej spać dobre parę księżyców po dokonaniu tego aktu.
Czy ta ofiara była tego warta?
Jej oczy uciekały spojrzeniem po ścianach legowiska, szukając odpowiedzi, których nie było, gdy szylkretowa medyczka podała jej wilgotny mech.
Piaskowa Gwiazda nie raczyła nawet przyjść. Nawet udawać, że między nią a Zajęczą Gwiazdą cokolwiek jest. A przecież dotąd była w tym tak dobra. W udawaniu. W kłamaniu. W niszczeniu tego marnego życia.
* * *
Odkąd wyjawiła bratu prawdę, czuła się trochę lżej na sercu. Wiedziała, że nie musiała dłużej ukrywać przed nim tajemnicy. Że mogła mu ufać i nie był na nią zły. Wciąż był jej ukochanym braciszkiem. Ale zmienił się. Blizny pozostawiły na nim swoje odbicie.
Im dłużej myślała o tym, co się stało na zebraniu klanu, tym bardziej miała ochotę coś rozwalić. Owszem, nie umiała radzić sobie z emocjami. Ale teraz musiała.
Wysuwała i wsuwała pazury, wodząc przez obóz wzrokiem zmrużonych oczu. Jeśli Piaskowa Gwiazda myślała, że mogła już uważać siebie za wygraną, to była durna. Równie durna była, zdradzając jej swoją tożsamość. Może ona, Gliniane Ucho i Wilcza Zamieć, jedyne koty, które znały prawdę, nie byli tym samym, co niegdyś rebelia Zajęczej Gwiazdy. Ale ufali sobie. To się liczyło.
Ona nie miała prawa bezcześcić ciała Zająca. Nie miała prawa sprawiać, że tak dobry kot mógł zostać zapamiętany nie taki, jakim rzeczywiście był.
Jeśli myślała, że umiała udawać Zajęczego Nosa, to robiła to wyjątkowo nieumiejętnie. Czarna prychnęła, zaciskając szczęki. Życzyła jej najgorszej możliwej śmierci. Życzyła jej rozszarpania przez wściekłe kruki. Nie zasługiwała na nic.
Gdyby nie ona, Króliczy Sus dalej by żyła. Mama była impulsywna. Czasami się denerwowała, ale była też dobra. Kochała ich. Opiekowała się nimi. Łzy zaczęły cieknąć z policzków Kamiennej Agonii. To wszystko wina Piaskowej Gwiazdy. Wszystkie te zasrane śmierci, cały ból i cierpienie, jaki ją spotkał. Gdyby nie Piasek, wszystko byłoby dobrze.
Zhańbiła jej matkę, pozbyła się jej tak łatwo, jakby była nic nie znaczącą pchłą. Mordowała koty i tego nie żałowała. Nie miała żadnych uczuć.
Pamiętała, jak kiedyś Drżąca Ścieżka opowiadał był, jaka była Piasek w młodości.
Ciężko było myśleć, że były do siebie tak podobne. Ciężko było myśleć, że już niejeden kot stwierdził, że wcale się tak od siebie nie różniły. Ale nie była taka sama. Piaskowa Gwiazda była zepsuta do każdego cala, pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Coś, co Kamień posiadała.
Kotka westchnęła, patrząc na te wszystkie znajome pyski, które posuwały się po obozie. To było dziwne stwierdzenie, zwłaszcza jak na nią, ale tęskniła za czasami uczniowskimi, gdy dyskryminacja była tak zaogniona. Bo wtedy czarna była przepełniona energią do działania.
Czuła, jak ta energia powraca. Powracała do niej małymi kroczkami, a swoim paskudnym zachowaniem Piasek sprawiła, że ta sama energia zawrzała w niej jeszcze raz, tak jak za młodych czasów.
Podniosła się, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę Wilczej Zamieci. Zielonooka bała się, że mogła ją przypadkowo zranić wtedy, w żłobku. Jednak odepchnęła od siebie tę myśl.
Była coś winna Wilczej. Kotka uratowała jej życie. Gdyby Wilczej z nią nie było... Gdyby nie okazała jej litości, pewnie już by nie żyła. To przerażające tak myśleć, ale to prawda.
I chciała jej to wynagrodzić.
Dać jej chociaż jeden dzień z dala od Piaskowej Gwiazdy, z dala od problemów, z dala od decyzji, których żadna z nich nigdy nie chciała podejmować. Ale musiała też z nią porozmawiać. W cztery oczy. Nie chciała obciążać siwej kolejną falą trudnych rozmów i szczerości, na które pewnie nie była przygotowana. Ale musiała.
— Wilcza? — zielonooka wojowniczka podeszła do kotki, niepewnie spoglądając w pomarańczowe oko. Ją też Piaskowa Gwiazda skrzywdziła. — Przepraszam, że kazałam ci wtedy odejść. Nie chciałam... żebyś na to patrzyła. Żebyś mnie taką widziała. W tym stanie. Czułam się, jakbym miała w tamtej chwili umrzeć. — miauknęła, spuszczając wzrok na swoje łapy. Nastała chwila niezręcznego milczenia, aż córka Króliczego Susu znowu podniosła wzrok, tym razem z tym błyskiem w oku, który nosiła w sobie kiedyś. Determinacji, złości na niesprawiedliwość Piaskowej Gwiazdy. Przez chwilę znowu czuła się jak Kamienna Łapa, jak ta uczennica, która tak się różniła od kotki, którą była obecnie.— Musimy porozmawiać. Tak... szczerze porozmawiać.
Miała tak dużo rzeczy do wyznania. Skoro podczas trwania jednego ze zgromadzeń wyrzekły sobie, że nie będą mieć przed sobą tajemnic... musiała dotrzymać słowa. Powiedzieć jej o tym, czego nie wiedziała. O propozycji Jastrzębiej Gwiazdy. O Zwęglonym Futrze.
Pamiętała słowa Wilczej Zamieci ze zgromadzenia. O Konwalii. Matce tego, który ją tak skrzywdził.
Wilcza Zamieć zadrżała, wbijając w młodszą niepewne spojrzenie.
— O-o czym?
Czarna westchnęła. Miała dużo do powiedzenia.
— Powiem ci poza obozem. Pójdźmy na patrol łowiecki. Chcę porozmawiać w cztery oczy.
Siwa niepewnie kiwnęła głową. Kamienna Agonia czuła się niezręcznie przy kotce. Nie chciała jej przez przypadek urazić lub przestraszyć, a o to było łatwo. Wilcza Zamieć kiwnęła jednak słabo głową. Czarna ruszyła, wychodząc z obozu. Teraz mieli większe tereny. Znacznie większe. I liczny klan. Piaskowa Gwiazda naprawdę dbała o Klan Burzy. Szkoda tylko, że w tak okropny sposób.
Po dłuższej chwili milczenia, gdy kotki weszły na otwartą przestrzeń, a wokół roznosiła się słaba woń królików, zdmuchiwana przez silny wiatr, czarna zwróciła się w stronę starszej od siebie wojowniczki.
— Miałyśmy nie mieć przed sobą sekretów, prawda? — zaczęła, a gdy siwa kiwnęła głową, oczekując, co powie, zielonooka przez chwilę błądziła spojrzeniem po swoich łapach, nim znowu spojrzała na towarzyszkę. — Więc muszę ci wyznać kilka rzeczy. Powinnam to zrobić wcześniej, ale nie byłam gotowa na... taką rozmowę. — miauknęła i wzięła głęboki wdech, próbując uspokoić pulsującą w żyłach krew i szybkie bicie serca. — Poświęcałam ci mniej uwagi, gdy urodził się Węgielek. Przepraszam, naprawdę przepraszam, chodzi o to... On... To Zwęglone Futro. To mój mentor, który zginął w pożarze, gdy nie mogłam być razem z nim i uratować go od płomieni. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale Klan Gwiazdy dał mu drugie życie. Jako twój syn. — wypaliła szybko, chcąc mieć to z głowy. Popatrzyła swoim ciężkim spojrzeniem na Wilczą Zamieć.
Jednooka wojowniczka spojrzała się na nią spojrzeniem, które wyraźnie sugerowało, że niedowierza w te słowa. Szybko jednak wyraz jej pyska zmienił się, gdy otworzyła usta, by jej odpowiedzieć.
— Skąd wiesz? — zapytała niepewnie. — Jak doszłaś do tych wniosków?
Czarna zamrugała dwa razy i wzięła wdech.
— Po prostu... Urodził się, i już to podejrzewałam. Wyobraź sobie, że w miocie kogoś, z kim jesteś tak... No, z kim miałaś tyle wspólnej przeszłości, rodzi się jedyny nierudy kocur, z oczami takimi samymi, jak twój dawny mentor. No a potem... Potem Zwęglone Futro sam mi potwierdził, że to on. Teraz to wiem.
Źrenice czarno-szarawej wojowniczki zmniejszyły się, a sama Wilcza Zamieć wbiła sztywniej łapę w ziemię. Córka Króliczego Susu obserwowała to wszystko z jeszcze większym napięciem rozpierającym jej ciało. To kolejny ciężar tajemnicy, którego się pozbyła, ale kosztem kolejnej niezręcznej, stresującej chwili.
— P-przepraszam — miauknęła szybko Wilcza Zamieć. — P-przepraszam, że zachowywałam się tak źle wobec tak ważnej dla ciebie osoby.
Kamień spojrzała na swoje łapy i mrugnęła kilkukrotnie.
— Nie musisz przepraszać. Nie wiedziałaś — odpowiedziała i wzięła kolejny duży haust powietrza. Musiała jej powiedzieć o rozmowie z Jastrzębiem. O tym wszystkim.
Potrzebowała chwili milczenia, żeby podjąć kolejny temat rozmowy. Potem ponownie otworzyła pysk, zastanawiając się, jakie słowa dobrać. Co powiedzieć. Czy powinna się przyznawać, że spoufala się z kotem z innego klanu, a w dodatku pełniącym rolę przywódcy?
— Mam coś jeszcze do powiedzenia — miauknęła, przełykając ślinę. — Dawno temu poznałam... jednego kota. I niedawno zdradził mi coś — czuła drżenie swoich własnych kończyn. W końcu wysunęła pazury i wbiła je głębiej w ziemię, próbując się odstresować. Pokręciła głową. Ufała Wilczej Zamieci. Mogła jej zaufać. Bez owijania w bawełnę. — Chcę być szczera. Poznałam Jastrzębiego Cienia, teraz Jastrzębią Gwiazdę. Dawno. Bardzo dawno. Jak byłam świeżo mianowaną wojowniczką — mruknęła, czując zalewający ją wstyd. Była taka głupia. Mogła uniknąć relacji z Jastrzębiem, gdyby tylko posłuchała pieprzonego rozsądku. Teraz musiała znosić jego niesprawiedliwe zagrania. Ale miała to na własne życzenie. — Nie jest dobrym kotem. Pewnie nigdy nie był. Nigdy nie wpadłoby mi do głowy, by myśleć o nim dobrze. Wiem, byłam głupczynią, że w ogóle pisałam się na kontakty z kimś takim, ale ostatnio... Rozmawiałam z nim — znowu przerwała, czując coraz większe zażenowanie własnym wahaniem. Nie potrafiła powiedzieć prosto z mostu. To ją przerastało. — Pamiętasz, gdy byłaś ze mną na tamtym zgromadzeniu? Jak powiedziałam ci prawdę na temat tego, kto teraz siedzi w ciele Zająca? P-powiedziałaś, że znasz kogoś, kto nam pomoże. K-konwaliową Rzekę. Jastrzębia Gwiazda powiedział mi, że kamień od Klanu Gwiazdy wcale nie służy do kontaktowania się z Klanem Gwiazdy. Można dzięki niemu nawiązać połączenie z Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. — rzuciła niemal na jednym tchu i znowu spuściła wzrok. Czy Wilcza będzie na nią zła? Straci do niej zaufanie, przez to, że myślała o takich rzeczach? — W-wiem, to okropne, plugawe i... sama wiesz, jakie są tego skutki. Jak Zając stracił swoje ciało przez głupi błąd. Ale czy mamy lepszy wybór?
Bała się spojrzeć jej w oczy i zaczynała powoli żałować, że w ogóle postanowiła zabrać Wilczą na taki spacer. Na taką rozmowę. Kotka miała tyle zmartwień na głowie, a Kamień właśnie dokładała do tego cegiełkę, bo nie potrafiła poradzić sobie z problemem sama. Była głupia. Ale nie było stać ją na nic więcej niż oczekiwanie na reakcję kotki. Nie mogła cofnąć czasu.
Chwila ciszy przeszyła powietrze.
Chwila ciszy przeszyła powietrze.
— ja to zrobię. — miauknęła cicho Wilcza i zamilknęła na dłuższą chwilę. — Nie chcę i ciebie stracić.
Kamień poczuła skurcz w żołądku, widząc, jak osiwiała kotka zajmuje się łzami. Naprawdę jej współczuła. Tyle przeżyła. Tyle katastrof. Tyle ciężkich sytuacji. Traum.
Po tym, co zgotowała jej Piaskowa Gwiazda...
Zasługiwała na odpoczynek.
— Nie. Nie przejmuj się tym. Tyle wycierpiałaś. — miauknęła, czując się winna, że doprowadziła kotkę do łez. — Przepraszam. Niepotrzebnie cię martwię. Zasługujesz na święty spokój. Spokój od tych wszystkich problemów. Od Piaskowej Gwiazdy i tego, co zrobiła z twoim bratem. — westchnęła, czując, że patrząc na smutek kotki sama nie mogła powstrzymać łez. Tylko ją obciążała. Powinna była wziąć sprawy w swoje łapy. Wilcza była zbyt dobra na ten świat. Powinna teraz być szczęśliwa, cieszyć się, spędzać czas z bratem, ale Piaskowa Gwiazda wszystko to zniszczyła. Całą ich wolność. — Przepraszam. Spotkajmy się przy traktorze o zachodzie słońca. Wynagrodzę ci to. Ten ból. To, co dla mnie poświęciłaś. Przez te parę minut zapomnijmy o tym, co się dzieje, po prostu... Zapomnijmy o Piaskowej Gwieździe. Tak jak wtedy. W żłobku. — miauknęła z goryczą w głosie.
Musiała jej to wynagrodzić.
Musiała.
Serce biło jej szybko. Zbyt szybko. Bała się, ale starała się okłamywać, wmawiać sobie, że wszystko jest dobrze.
Nic nie było dobrze.
* * *
Czekała przy miejscu, w którym miała się spotkać. Przy traktorze. Spojrzała na parę rysek, które one same zrobiły, gdy księżyce temu walczyły tutaj z kuną. W pysku trzymała kępę kwiatów, nerwowo spoglądając na swoje łapy. A co, jeśli ją uraziła? Jeśli nie przyjdzie? Jeśli znowu niepotrzebnie ją zmartwiła, rzucając ją na głęboką wodę, zdradzając tyle informacji?
Co, jeśli pomyśli, że jej nie zależy?
To, co zrobiła nie było wyśmienite. Białe stokrotki zdobiły traktor, a ona, ze zmizerniałą posturą, czekała na przybycie kotki, na której tak jej zależało. Nie była w stanie zrobić dla niej więcej. Była wyczerpana ciągłym martwieniem się o życie i zdrowie najbliższych, ciągłym obserwowaniem, czy ktoś nie czyha na twoje życie. Ale chciała się jakoś odwdzięczyć za to, co Wilcza dla niej zrobiła, ile zniosła, za uratowanie życia.
Dwa króliki leżały u jej łap. Czarna wojowniczka opuściła ogon, wątpiąc już, czy kotka przyjdzie. Pewnie znowu ją uraziła. Jasne. Tylko do tego się nadawała. Czajka miała rację. Raniła wszystkich wokół. Tylko to jej wychodziło.
Jednak rozszerzyła oczy, gdy na horyzoncie pojawiła się Wilcza Zamieć. Pamiętała?
Może niepotrzebnie się martwiła. Ale czy kotka nie była na nią zła?
Podniosła wyżej łeb, spoglądając na towarzyszkę.
<Wilcza? Wreszcie dokończyłam odpis :,)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz