— Przepraszam! — wykrztusiła, bo choć uspokoiły ją trochę słowa Wilczka, to i tak z nerwów przeskakiwała z łapy na łapę. — Wiesz, że ja nie chciałam, prawda? W życiu bym cię celowo nie skrzywdziła! Nikomu bym zresztą nie zrobiła umyślnie krzywdy! To okropne i ja tak serio nie chciałam. Na pewno rozumiesz, że mi przykro? Bo ja przyrzekam, nie... — trajkotała jak najęta, dopóki stanowcze spojrzenie lykoia nie przywołało jej do porządku. — Ale jak coś to ja tak poważnie jestem smutna przez to, że cię uderzyłam. Teraz przeze mnie cię boli, to okropne — stwierdziła, wpatrując się intensywnie w miejsce, w które dostał. — A co, jak wyrośnie ci tam guz? Na tuptającego w nocy jeżyka, a jeśli zginiesz od tego?! — spanikowała nie na żarty, a oddech ponownie zamarł jej w piersi.
— Ja naprawdę nie kłamię, mówiąc, że nic mi nie jest — odparli, przecierając łapkami zaspane oczy. — Bolało na początku, ale już przestało — dodali, ale Aksamitka i tak krzywiła się z powodu lekkiego zaniepokojenia.
Na wszelki wypadek podeszła do Wilczej Pogoni, która i tak wybudzona przez podniesiony głos córki, łypała na nich czujnym okiem. Ziewnęła przeciągle, gdy niebieska zaczęła trącać łapą jej bok.
— Coś się stało? — zapytała z troską, chociaż była poniekąd świadkiem całego zdarzenia.
— Bo przypadkiem Wilczek dostał ode mnie w główkę kulką meszku i nie wiem, czy przez to nie umrze — wyjaśniła z przejęciem w głosie. Podbiegła do szylkreta i wskazała noskiem miejsce, w które dostał. — Mówi, że wcześniej bolało i teraz przestało, ale szczerze trochę w to nie wierzę — wyszeptała, a jej oczka szkliły się ze strachu przed stratą kogoś bliskiego. I to tylko i wyłącznie z jej winy. — Trzeba iść do pana medyka! Na pewno wśród tej swojej kolekcji magicznych kwiatuszków ma jakiś specjalny, niezwykle kolorowy okaz, który ratuje przed zgonem! — wymamrotała, używając z pewną dumą słów, które nieraz usłyszała padające z pysków dorosłych wojowników.
— Ja naprawdę nie kłamię, mówiąc, że nic mi nie jest — odparli, przecierając łapkami zaspane oczy. — Bolało na początku, ale już przestało — dodali, ale Aksamitka i tak krzywiła się z powodu lekkiego zaniepokojenia.
Na wszelki wypadek podeszła do Wilczej Pogoni, która i tak wybudzona przez podniesiony głos córki, łypała na nich czujnym okiem. Ziewnęła przeciągle, gdy niebieska zaczęła trącać łapą jej bok.
— Coś się stało? — zapytała z troską, chociaż była poniekąd świadkiem całego zdarzenia.
— Bo przypadkiem Wilczek dostał ode mnie w główkę kulką meszku i nie wiem, czy przez to nie umrze — wyjaśniła z przejęciem w głosie. Podbiegła do szylkreta i wskazała noskiem miejsce, w które dostał. — Mówi, że wcześniej bolało i teraz przestało, ale szczerze trochę w to nie wierzę — wyszeptała, a jej oczka szkliły się ze strachu przed stratą kogoś bliskiego. I to tylko i wyłącznie z jej winy. — Trzeba iść do pana medyka! Na pewno wśród tej swojej kolekcji magicznych kwiatuszków ma jakiś specjalny, niezwykle kolorowy okaz, który ratuje przed zgonem! — wymamrotała, używając z pewną dumą słów, które nieraz usłyszała padające z pysków dorosłych wojowników.
<Wilczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz