Przysłuchiwała mu się w spokoju, starając się nie przejmować zimnem, które atakowało jej zatopione w śniegu łapki. Przyzwyczaiła się do tego, iż kocur musi się wpierw porządnie wygadać, nim ona będzie miała szansę zrelacjonować wydarzenia ze swojego życia. Lekko zawiesiła się na wspomnieniu o śmierci jej ojca, a stwierdzenie „zaczął sikać czerwonym czymś” wydawało jej się dziwne, aczkolwiek nie kwestionowała słów Zimorodka. To on w końcu był świadkiem tej sytuacji i z pewnością lepiej wiedział, co tak naprawdę miało miejsce tamtego dnia. Wciąż czuła w sercu ból po widoku nieruchomego ciała ojca oraz fragment pozlepianej od krwi sierści. Zadrżała, zdając sobie sprawę, jak bardzo żałuję tego, iż tak mało chwil spędzała ze Świszczącą Wichurą. Najgorszym ciosem dla niej była śmierć matki, w dosyć krótkim odstępie czasowym po zgonie ojca. Przełknęła głośniej ślinę, starając skupić się na reszcie słów towarzysza, wręcz z radością depczącego biały puch łapami. Podziwiała jego optymizm nawet w absurdalnych i dramatycznych momentach życia. Niekiedy wydawał się infantylny i głupi, aczkolwiek znała go wystarczająco długo, by się do tego przyzwyczaić i zaakceptować to.
Gdy kocur zakończył swój monolog, postanowiła udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi na wszystkie pytania.
- No, odkąd Czerńcowy Mrok umarł, moim mentorem jest Miodowa Chmura. Cóż, wydaje się być zdecydowanie milszy od tamtego gbura, aczkolwiek ten ma dziwną chęć bycia we wszystkim lepszym. Nie twierdzę, że nie ma doświadczenia w walkach i jestem od niego lepsza, ale wszystko traktuje jako… zawody? Sama nie wiem, jak to nazwać, ale mam nadzieję, że w końcu zostanę mianowana i nie będę musiała znosić jego dziwnych fochów o to, że pierwsza upolowałam mysz. Raz nie odzywał się do mnie przez 3 dni z takiego powodu – miauknęła z lekką żałością. Jej nowy mentor nie był zły, ale miał dosyć wysoką samoocenę i ciągłą chęć rywalizacji, a przy tym nie akceptował porażek. Było to irytujące, jednak nie powiedziała mu tego wprost, bo stwierdziła, iż nie ma co psuć sobie z nim w jakikolwiek sposób relacje. Spojrzała na moment na kocura, który wręcz wydawał się zdumiony tym, iż jest w stanie tyle powiedzieć. Zguba nigdy nie czuła się jakoś mało gadatliwa. Jeśli miała temat i wiedzę, to lubiła wypowiadać się w dłuższy sposób. Była odbierana jako zamknięta w sobie tylko przez rzadkie spędzanie czasu w większych gronach znajomych. Wydawało jej się, że w klanie niektórzy mają swoje własne grupki i głupio było jej się gdzieś przyłączyć.
- Na zgromadzeniu… było dobrze – miauknęła, unikając faktu, iż przesiedziała go na uboczu. Co prawda wymieniła parę słów z kilkoma osobnikami, ale przede wszystkim skupiła się na wszystkim, o czym opowiadali liderzy. Więcej na ten temat się nie wypowiedziała, bowiem nie miała o czym.
- A przystojniak? Był tam jakiś? Rozmawiałaś z nim? Próbowałaś go poderwać? – dopytywał się. Lekko się skrzywiła, gdyż jego definicja tego słowa bywała inna, niż ta, którą słyszała od innych kotów.
- Hm… - zamyśliła się na chwilę, przywołując we wspomnieniach tamten dzień. Był swego rodzaju tłum i z pewnością ktoś przykuł jej uwagę, ale raczej w formie innej, niż Zimorodkowy Blask mógł sobie wyobrażać – Jakiś się z pewnością znalazł, ale dupy nie urywał – stwierdziła ostatecznie. W końcu posadziła swój tyłek na zimnym śniegu. Automatycznie poczuła jak chłód przeszywa całe jej ciało, ale tylko lekko zadrżała i owinęła ogonem przednie łapy. Potem zaczęli wymieniać się innymi informacjami z ich żyć, plotkując niczym stare przyjaciółki. Zgubioną Łapę zawsze zadziwiał fakt, iż kocur otaczał się taką ilością znajomych. Lekko mu tego pozazdrościła, lecz ten obiecał jej zapoznać ją z paroma fajnymi osobnikami, jeśli będzie chciała. Skinęła mu tylko łebkiem, na znak zgody. Pewnie spędzili by tak cały dzień, gdyby ktoś w końcu nie pogonił ich do roboty, bo przecież zwierzyna sama się nie złapie, a w Porze Nagich Drzew było o nią szczególnie ciężko. Obiecali sobie, iż jak dostąpi mianowania, to udadzą się na wspólne polowanie i pobiją rekord zdobytej zwierzyny, o ile taki był ustawiony. Jeśli nie, będą pierwszymi.
***
Dla Zguby zaskakujące było, iż następnego dnia została mianowana. Nowe imię brzmiało ładnie i dosyć interesująco, więc tym bardziej nie miała powodów do żalów. Sam fakt, że została wojownikiem sprawiał jej poczucie swego rodzaju dojrzałości i wyrafinowania. Zmiana legowiska i otoczenie się dorosłymi, było dla niej pierwotnie stresujące, jednak czuła się trochę pewniej, kiedy Zimorodkowy Blask wręcz oprowadził ją po tym miejscu i z zapałem opowiadał o tym, kto gdzie śpi. Sama miała swój kącik do snu niedaleko niego, co też wpływało na jej samopoczucie. Choć wiele było o nim opinii, dla niej był przede wszystkim dobrym przyjacielem, nieco dziwnym, ale wspaniałym.
- Kiedy pójdziemy na to ustalone wspólne polowanie? – spytała, kiedy w środku dnia przypadkiem natknęli się na siebie na środku obozu. Miała teraz nieco większy zakres obowiązku, ale dodatkowo mogła opuszczać tereny obozu o każdej porze, co było dla niej wspaniałe. Aktualnie kończyło się popołudniowe lenistwo, więc sporo z kotów dojadało posiłek, bądź wylizywało swe brudne futro. Odpoczynek minął i nastał czas powrotu do aktywnych zajęć.
- Teraz! – ożywił się kocur, niespodziewanie pacając ją łapą i krzycząc – Berek!
Następnie odbiegł w stronę lasu, a ona siedziała chwilę zamyślona, czy aby na pewno wyrósł z okresu kociaka. W końcu jednak podniosła swoje cztery litery z ziemi i popędziła za nim. Pewnie miałaby problem ze znalezieniem go, gdyby nie ślady łap odbite w śniegu. Prowadziły idealnie za drzewo, za którym krył się kocur. Był niezmiernie zdziwiony tym, że tak szybko znalazła jego kryjówkę. Następnie swe uwagę skupili na znajdującym się nieopodal ptaku, który z pewnością był głuchy, skoro nie słyszał głośnych dźwięków, które świadczyły o ich obecności.
- Ty chcesz iść czy ja mogę? – zapytała w końcu. Kocur kiwnął łebkiem, pozwalając jej być pierwszą. Niemalże dotykając brzuchem podłoża, zaczęła skradać się w stronę stworzenia. Żałowała, iż jej futro nie było w większej ilości białe, bo wtedy idealnie maskowałaby się w tym śnieżnym puchu. W końcu oddała skok, wykonując zamach łapką na ptaka. Ten jednak w porę spostrzegł niepokojący ruch po swej lewej stronie i wzbił się w powietrze. Ledwo musnęła pazurem jego ogon, bowiem gdyby zrobiła to mocniej, zwierzę straciłoby równowagę i nie byłoby problemu ze strąceniem go na ziemię. Lekko zrezygnowana swoim nieudanym polowaniem, spojrzała zasmucona na towarzysza, który stał trochę dalej, gdyż właśnie czaił się na coś innego. Podeszła cichaczem do pobliskich krzaków, nie chcąc przegonić mu jego ofiary. Wbiła w niego pełne zainteresowania spojrzenie, przypatrując się, jak napina wszystkie mięśnie podczas polowania. Liczyła, że zaprezentuje jakąś tajną technikę, o której mało kto wie. Może i została wojowniczką, ale wciąż się w pewien sposób uczyła życia, gdyż dopiero teraz zaznała jego prawdziwego znaczenia.
<Zimorodkowy Blasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz