Od kłótni z Nagietkową Pręgą minęło trochę czasu, lecz Leszczynek nadal zachowywał się ozięble wobec pręgowanego wojownika. Specjalnie zamieniał się z kimś patrolami, czy też prosił o to ojca, byleby tylko unikać tej rudej mordy. Sam nie wiedział skąd u niego tak silne emocje, lecz nie potrafił nad tym zapanować. W głowie miał jeden wielki mętlik. Nienawiść, żal, niechęć, smutek... to wszystko mieszało mu się w głowie, wybuchając gdy tylko rudzielec znajdował się w jego strefie komfortu. Miał ochotę wykrzyczeć mu w pysk wszystko, od tego jak bardzo zniszczył mu życie, aż po to, jak niesamowicie mocno nim gardzi. Syn Iglastej Gwiazdy za każdym razem gdy ojciec dzieci jego siostry próbował z nim rozmawiać prychał i syczał skutecznie odprawiając natręta z kwitkiem. Kilka kotów zdążyło zadać mu pytanie o co się tak pokłócili, bo jednak widok wściekłego, syczącego na kogoś Leszczynka był czymś zdecydowanie niecodziennym. Kocur jednak zbywał ich mówiąc, że to mało ważne. Bo co innego miał powiedzieć? Że zakochał się w kocie z innego klanu a Nagietkowa Pręga mu wszystko popsuł?
Drgnął na samą myśl o Malinowej Łapie i jego szorstkim języku. Miał ochotę wyć i płakać z tęsknoty. Wiele razy myślał o tym, by teraz, w tej chwili rzucić się na ziemię i rozkleić niczym małe kocię. Nie zrobił tego jednak ani razu. Uznał, że będzie lepiej, jeśli stłumi emocje w sobie. Tak, tak było najlepiej.
— Witaj, Leszczynku. Czy... wszystko w porządku? Wydajesz się smutny — zastrzygł uszami, gdy jego przyjaciółka odezwała się cicho. Z początku chciał roześmiać się chaotycznie, że pewnie, wszystko jest cacy, tylko że... Potrzebował się wygadać, otworzyć do kogoś pysk a Żabka ni tylko była jego przyjaciółką, ale też zdawała się być idealną powierniczką sekretów.
— Ja... — zawahał się. Spuścił łeb, dłubiąc łapką w ziemi — N-nie... N-nie jest o-okej — wydukał w końcu z cichym westchnieniem. Obóz był spokojny, jedynie z dwa inne koty przechadzały się po nim, jednakże zaraz szybko zniknęły w leżu wojowników. Byli więc sami a rudzielec dobrze wiedział, że Migocząca Tafla szybko się nie zjawi i albo będą musieli wytargać ją za wąsy, albo zwyczajnie wyruszą spóźnieni na patrol.
— To co takiego? Mi możesz powiedzieć — miauknęła łagodnie, siadając obok kocurka, który aktualnie wpatrywał się w kupkę piachu przed nim. Wziął głęboki wdech, otwierając mordkę.
— Bo w-widzisz... Z-zakochałe-em s-się... — zaczął nieśmiało, czując, że zaraz spłonie ze wstydu — T-tyl-lko, że n-nie w tym, w k-kim powin-nienem... M-malinow-wa Ła-apa... j-jest k-kocurem z k-klanu n-nocy... — mówił dalej, czując jak pojedyncze łzy zaczynają spływać mu po pyszczku — J-jed-den d-dzień j-jak z-zwykle spotkaliśmy s-się. T-ty, r-razem przy g-grani-icy naszeg-go k-klanu... N-nagietkowa P-pręga... o-o-on... on wszys-stko zniszcz-czył... S-szedł z-za mną, o-od d-dłuższego c-czasu wł-łaził mi w-w życie n-na si-iłę... W-widz-ział nas... Z-zapytał c-co to m-ma z-znaczyć... C-czepiał się... — wziął głęboki wdech, starając się uspokoić emocje. Mimowolnie na jego mordce pojawił się łagodny uśmiech, gdy poczuł, jak Żabka kładzie swoją łapkę na jego — B-byłem g-głupi. Wyk-krzyc-czałem, ż-że k-kocham M-malinka... W-wszystko d-działo się t-tak sz-szybko... Malin-nek uciekł. T-to było kilkanaście k-księżyc-ców t-temu... O-od tamtej p-pory nie w-widziałem g-go już n-nigdy. A N-nagietek n-nadal wpycha m-mi się w-w życie, w-więc go przeg-ganiam — wymamrotał, wycierając łapką gluty spod nosa.
— Witaj, Leszczynku. Czy... wszystko w porządku? Wydajesz się smutny — zastrzygł uszami, gdy jego przyjaciółka odezwała się cicho. Z początku chciał roześmiać się chaotycznie, że pewnie, wszystko jest cacy, tylko że... Potrzebował się wygadać, otworzyć do kogoś pysk a Żabka ni tylko była jego przyjaciółką, ale też zdawała się być idealną powierniczką sekretów.
— Ja... — zawahał się. Spuścił łeb, dłubiąc łapką w ziemi — N-nie... N-nie jest o-okej — wydukał w końcu z cichym westchnieniem. Obóz był spokojny, jedynie z dwa inne koty przechadzały się po nim, jednakże zaraz szybko zniknęły w leżu wojowników. Byli więc sami a rudzielec dobrze wiedział, że Migocząca Tafla szybko się nie zjawi i albo będą musieli wytargać ją za wąsy, albo zwyczajnie wyruszą spóźnieni na patrol.
— To co takiego? Mi możesz powiedzieć — miauknęła łagodnie, siadając obok kocurka, który aktualnie wpatrywał się w kupkę piachu przed nim. Wziął głęboki wdech, otwierając mordkę.
— Bo w-widzisz... Z-zakochałe-em s-się... — zaczął nieśmiało, czując, że zaraz spłonie ze wstydu — T-tyl-lko, że n-nie w tym, w k-kim powin-nienem... M-malinow-wa Ła-apa... j-jest k-kocurem z k-klanu n-nocy... — mówił dalej, czując jak pojedyncze łzy zaczynają spływać mu po pyszczku — J-jed-den d-dzień j-jak z-zwykle spotkaliśmy s-się. T-ty, r-razem przy g-grani-icy naszeg-go k-klanu... N-nagietkowa P-pręga... o-o-on... on wszys-stko zniszcz-czył... S-szedł z-za mną, o-od d-dłuższego c-czasu wł-łaził mi w-w życie n-na si-iłę... W-widz-ział nas... Z-zapytał c-co to m-ma z-znaczyć... C-czepiał się... — wziął głęboki wdech, starając się uspokoić emocje. Mimowolnie na jego mordce pojawił się łagodny uśmiech, gdy poczuł, jak Żabka kładzie swoją łapkę na jego — B-byłem g-głupi. Wyk-krzyc-czałem, ż-że k-kocham M-malinka... W-wszystko d-działo się t-tak sz-szybko... Malin-nek uciekł. T-to było kilkanaście k-księżyc-ców t-temu... O-od tamtej p-pory nie w-widziałem g-go już n-nigdy. A N-nagietek n-nadal wpycha m-mi się w-w życie, w-więc go przeg-ganiam — wymamrotał, wycierając łapką gluty spod nosa.
< Żabko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz