Za każdym razem, gdy przekraczała granicę, aby spotkać się z Sethem na neutralnym gruncie, jej serce przyspieszało bicia. Oczywiście z powodu strachu przed nakryciem jej z samotnikiem przez patrol, w którym nie daj Klanie Gwiazdy, Wyrocznio i inne Wszechmatki znajdowałby się syn lidera. Tak samo było również dzisiaj, lecz to nie był jedyny powód.
Mimo otaczających ją zasp, parła na przód, mając nadzieję, że spotka kocura na granicy, nawet jeśli nie wskazała dzisiejszego dnia na ich spotkanie. A jeśli by go nie było, ten pewnie będzie czaił się gdzieś w okolicy i zjawi się na jej wezwanie. Była tego pewna.
Kocur faktycznie kręcił się przy granicy. Nie musiała go wołać. Gdy tylko ją dostrzegł, wyszedł jej naprzeciw i na powitanie zetknął się z nią nosem. Widząc, że nie podzielała jego entuzjazmu z ich nieplanowanego spotkania, spochmurniał. Rozkwitająca Szanta nie miała zamiaru trzymać kocura w niewiedzy i postanowiła podzielić się z nim swoimi przypuszczeniami. Była pewna, że spodziewa się kociąt bengala. Miała tę przyjemność widzieć, jak na przestrzeni księżyców, a nawet z wschodu na wschód słońca zmieniały się ciała królowych oczekujących kociąt. U siebie również zaczęła dostrzegać pewne zmiany.
– Jesteś pewna? – spytał. Z jego tonu głosu zniknęło towarzyszące mu przez cały czas rozbawienie.
– A jak inaczej wytłumaczyć... – urwała, kręcąc głową. Westchnęła. – Jak wrócę do obozu udam się jeszcze do medyków, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Wolałam najpierw z tobą o tym porozmawiać niż z innymi...
– Załóżmy, że medycy potwierdzą ciążę. Co zamierzasz?
– Jak to co. Urodzę je i wychowam. Klan Burzy na pewno ucieszy się z nowych członków – mówiąc to nie odrywała spojrzenia od pyska czarnego. W tej chwili należała do innego kocura. Nie tego, który za każdym razem nie szczędził jej komplementów i opowieści o świecie. – Zarówno tych, które mają się w niedługim czasie urodzić, jak i tych, które zechciałyby porzucić samotnicze życie... – powiedziała drżącym głosem. Mimo, że starała się zachować zimną krew, strach przed tym co ją czekało za około dwa księżyce dawał już teraz o sobie znać.
– Chcesz żebym dołączył do twojego klanu? – cofnął się.
"Nie, głupolu!"
Jednak to Rozkwitająca Szanta była głupsza od samotnika. I zaczęła to sobie z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiać.
– Rany... Tyle wieści w ciągu jednego dnia, to za dużo dla mnie. – Zaśmiał się nerwowo, mimo to zbliżył się do kocicy i otulił ją ogonem, chcąc najpewniej dodać jej otuchy. – Możemy umówić się jutro, w tym samym miejscu? Gdy słońce będzie w zenicie! Nie ma co sobie teraz zawracać głowy czymś czego może nie być... Ekhm. Jeśli faktycznie oczekujesz moich kociąt, z przyjemnością dołączę do Klanu Burzy.
Przystała na propozycje kocura, spijając każde kłamstwo wypływające z jego pyska. Wiedziała, że nie będzie jutra. Wiedziała, że się nie pojawi, a mimo to nazajutrz pojawiła się w umówionym miejscu pomimo niedogodnych warunków pogodowych. Na granicy przesiedziała do czasu, aż błękit nieba został zastąpiony przez czerń, a jej futro zostało w całości pokryte przez śnieg. To również nie sprawiło, że zdecydowała się na powrót. Dopiero głos Kminkowego Szumu, który przewodził nocnym patrolem i akurat przechodził niedaleko granicy sprawił, że wróciła do rzeczywistości. Otrzepała się ze śniegu i skierowała się w stronę brata oraz pozostałych kotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz