Stęknął cicho i przypadł do ziemi, wzrokiem piorunując swojego wroga. Jego mięśnie były napięte, w każdej chwili gotowe do ataku, wszystkie zmysły kociak miał wytężone. Uszy położone po sobie, sierść lekko nastroszona, ogon wściekle bił powietrze, nosek zmarszczony, pyszczek delikatnie otwarty, pazurki wysunięte, a ząbki wyszczerzone. Żółte spojrzenie ani na chwilę nie opuszczało jego wroga, było ono czujne i skupione.
”Teraz! To twój moment, Kamyczku. Dasz radę!”, pomyślał bicolor i skoczył przed siebie, najdalej jak potrafił.
Niestety jednak nie wymierzył dobrze odległości, przecenił swoje siły i wylądował brzuchem do dołu z łapkami rozłożonymi na boki na miękkim posłaniu tuż obok Iskrzącej Nadziei.
— Nic ci nie jest? — spytała z troską jego mama i nachyliła się nad nim. Kociak podniósł się i otrzepał, kręcąc głową.
— Nie, posłanie jest miękkie — odparł, a potem westchnął. Był zły na siebie. Prawie pokonał swojego przeciwnika. Prawie. Podszedł bliżej dorosłej kotki i wtulił się w jej futro na szyi. — Twoja Końcówka-Ogona mi uciekła, teraz klan jest w niebezpieczeństwie — mruknął cicho.
— Daj spokój, Kamyczku — Iskrząca Nadzieja zaśmiała się cicho. — Nic złego się nie stało.
Kociak pokiwał głową w zamyśleniu. Mama na pewno miała rację, przecież jeszcze nigdy dotąd się nie myliła! Więc posłuchał jej i w mgnieniu oka zapomniał o całej sprawie. Ziewnął szeroko i z nudów zaczął turlać się w tę i z powrotem po legowisku. Nie wiedział, co może ze sobą zrobić. Do zabawy potrzebował towarzysza, i w sumie… Do każdej czynności, która nie była nudna, potrzebował towarzysza. Tak więc dobrze, że mama była obok, mógł ją teraz męczyć i nie dawać jej spokoju. Tylko, że nie chciał, aby ona była zmęczona i nieszczęśliwa. Więc ugryzł się w język i powstrzymał się od mówienia czegokolwiek. Następnie jednak na myśl przyszedł mu Miodowa Kora. Tatuś polował i walczył, przynajmniej tak im opowiadał. Więc czemu cała reszta jego bliskiej rodziny była tutaj w żłobku i mu nie pomagała? Nie dawało mu to spokoju, więc odczekał chwilę, aby dać mamie trochę przerwy od jego gadania, a następnie poturlał się do niej.
— Mogę się o coś spytać? — miauknął, trącając delikatnie noskiem futerko kotki, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Gdy ta pokiwała głową zachęcająco, kontynuował: — Ja też chcę polować i walczyć tak jak Miodowa Kora. Myślisz, że będzie chciał mnie tego nauczyć? — po chwili przerwy dodał: — Czemu my nie robimy tego, co on, tylko całe dnie bawimy się i odpoczywamy tutaj w żłobku?
— Kamyczku, przecież kociaki nie polują i nie walczą tak jak wojownicy — odparła Iskrząca Nadzieja z uśmiechem, najwyraźniej rozbawiona słowami swojego syna.
— A, no, chyba że tak — odparł maluch i na chwilę odwrócił spojrzenie. Ta odpowiedź go jednak nie usatysfakcjonowała. Oczywiście wiedział, że tak jest, wiedział, że w jego klanie istnieją rangi, tylko nie do końca rozumiał czemu. Po co różne role i stopnie? Nie lepiej by było, gdyby każdy polował i walczył? Przecież to musi być świetne i bardzo ciekawe zajęcie! Rzucił swojej mamie szybkie, krótkie spojrzenie, próbując wyczytać coś z jej pyska. Wydawała się wesoła i chyba nie była zmęczona, więc raczej może znowu zasypać ją pytaniami. Cóż miał poradzić na to, że prawie nic nie wiedział o otaczającym go świecie?
— A dlaczemu? — spytał szybko, przekręcając główkę w jej stronę.
— Dlaczego, nie dlaczemu — poprawiła go Iskrząca Nadzieja, a następnie odpowiedziała na jego pytanie: — No bo widzisz, Kamyczku, kociaki są małe i nie mają tyle siły, co dorośli wojownicy, tak więc niebezpieczne jest, żeby wychodziły poza obóz. Poza tym o wiele trudniej by im było złapać zwierzynę, która czasami jest prawie tak wielka, jak one same.
Maluch pokiwał głową. Teraz już wszystko rozumiał, tylko ostatnie słowa mamy nie dawały mu spokoju. Zmarszczył nosek w zdziwieniu.
— Przecież wasze jedzonko jest strasznie małe — zaprotestował, przechylając lekko głowę na bok.
Karmicielka zaśmiała się.
— Teraz, w porze Nagich Drzew, także i zdobycze mają mało jedzenia, więc są bardziej wychudzone, tak samo, jak my. Gdy nadejdzie pora Nowych Liści i zwierzyna będzie większa, bardziej tłusta i my wszyscy też nabierzemy więcej siły.
Kamyczek pośpiesznie wykonał szybkie, proste obliczenia czasu w myśli i uśmiechnął się szeroko.
— A wiesz, co jeszcze się stanie w porze Nowych Liści? Zostanę uczniem! — zawołał entuzjastycznie, nie czekając na odpowiedź na pytanie zadane przed chwilą.
— Tak i wtedy już będziesz mógł polować i walczyć, bo twój mentor cię nauczy — odparła z uśmiechem Iskrząca Nadzieja, ale po chwili na jej pysku pojawiło się zdezorientowanie. — Chwila, ale to chyba stanie się trochę później… Policz jeszcze raz.
— Ach, racja. W każdym razie jeszcze dużo czasu — westchnął kociak, przekręcając się na plecy. — To może… pobawimy się? Trop i Tygrysek nauczyli mnie kilku ciekawych gier, mogę ci którąś pokazać. Na przykład moją ulubioną, czyli… — przerwał nie tylko, żeby zbudować napięcie, ale też, żeby zabrać braciom trochę mchu z posłania i szybko uformować kulkę, która wyszła dosyć niezgrabna. — Piłka z mchu!! — zawołał i podskoczył z podekscytowania. — Gramy?
<Mommy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz