Został zaatakowany na zgromadzeniu przez siostrę Rudzika. Nie wiedział, że dzisiejsza noc tak się potoczy, że zniszczy w nim wszystko, co trzymało go przy zdrowych zmysłach.
Bronił się. Tylko to robił, gdy wojowniczka złamała mu przednią łapę. Bronił, gdy pękła i druga.
Bronił, gdy powyrywała mu sierść.
On tylko się bronił, mając nadzieje, że kotka zdechnie nim doczłapie do Rudzika. Ale to zrobiła. Magicznie odnalazła ich obóz i wszystko mu powiedziała. Pamiętał pierwsze słowa jakie padły z jego pyska, gdy zmuszony kicać, przez brak sprawnych, przednich łap, stanął przed legowiskiem medyka. Jego ofiara tam była, leżała nieprzytomna.
Powiedziała mu jednak wszystko. Wiedział to, patrząc na Wiśniową Iskrę i kocura, który nawet nie chciał na niego spojrzeć.
- Rozżarzony Płomieniu - miauknął donośnie. - Zbliż się, jeśli zależy ci na czymkolwiek w życiu związanym ze mną - syknął, wysuwając mimowolnie pazury w ziemię, zadarwszy wysoko podbródek.
Supeł zacisnął mu się w gardle. Miał przekichane. I to srogo. Widział to po rudzielcu. Zacisnął jednak pysk i wkicał do środka od razu mówiąc:
- Ona pierwsza mnie zaatakowała. Broniłem się. Chciała mnie zabić, byś był ode mnie wolny!
Medyczka wysunęła pazury i podrapała nimi skalną ziemię, wtrącając cię w ich sprawy.
– Ale to nie sprawia, że przysługuje ci prawo do takiego zniszczenia czyjegoś ciała. Do pastwienia się nad nim czy wydłubywania oczu. Wystarczyło ją przegonić. Nie widzisz, co jej zrobiłeś? — syknęła. — To tylko wojowniczka, która kocha swojego brata. Niewinnego. Widzisz, co ty czynisz? Ledwo udało mi się ją opatrzeć! To bestialskie!
No tak. On był tym złym, bo się bronił. Może powinien tam umrzeć, wtedy role by się odwróciły? On leżałby na jej miejscu, a ta stałaby się oprawcą? Czy wtedy Rudzik, by go kochał, a siostrę znienawidził? Dobrze wiedział, że nie pozwoliłby sobie na taką słabość. Jeżeli chodziło o życie... Robił to by przeżyć.
- Więc miałem dać się zabić? - prychnął do medyczki.
Nie rozumiała go. Jak zresztą zawsze. Przegonić kogoś takiego? Który był na niego cięty za to, że spotykał się z jej bratem? Nie odpuściłaby mu. I to się nazywa ktoś niewinny? Była głupia i ślepa.
Rudzik parsknął zduszonym śmiechem.
- Myślisz, że jestem głupi? Że uwierzę w twe kłamstwa? - parsknął, zrywając się.
Znowu to robił. Nie wierzył mu, chociaż mówił prawdę. Ta niesprawiedliwość trawiła mu wnętrzę. Dlaczego... Czemu nie potrafił przyjąć do wiadomości, że ona chciała go zamordować?!
- I masz czelność jeszcze zwracać się do swej medyczki takim tonem? Zanikające Echo nigdy nie podniosłaby na nikogo łapy! Ona... Ona była zbyt dobra. Jeśli ją stracę... Jeśli stracę ją z twojej winy przeklęty potworze... - mamrotał rudzielec, niczym w amoku, powoli się do niego zbliżając. Zatrzymał się dopiero w bezpiecznej odległości, mierząc go pogardliwym wzrokiem.
Nie podnosiła łapy? Złamała mu jedną z nich i to od razu podczas walki! Najwidoczniej nie znał swojej siostry. Nie wiedział do czego mogła się posunąć.
Nie wierzył w prawdę. Po co miał dalej to ciągnąć, skoro on wierzył w swoje? Nigdy nie zrozumie. Nigdy.
— Nie na tym rzecz polega. Wystarczyło ją przegonić. Nie krzywdzić ją do tego stopnia, że ledwo co można rozpoznać w niej kota — miauknęła Wiśniowa Iskra. — I to jest twój sposób na miłość? Krzywdzenie czyichś bliskich? Nigdy nie myślałam, że jesteś w stu procentach dobrym kotem, ale nie pomyślałabym, że byłbyś w stanie uczynić coś równie okropnego. — Najeżyła się. — To chore.
Był chory? Chory potwór. Prychnął na to wewnętrznie. Cena za życie była aż tak wysoka? To źle, że chciał jeszcze wrócić do obozu, a nie skonać nad tą rzeką? Czy ona nie widziała w jakim był stanie?
- Nie kłamię. Obiecałem ci, że będę mówił prawdę. Jak się ocknie to ci powie jak chciała bohatersko mnie ubić, byś był wolny - Położył po sobie uszy, zwracając się do partnera. - Wiśnia i ja nie lubimy się, więc tak wyszło. Ale dla twojej wiadomości wiedz, że twoja świrnięta siostrunia dopięła swego. Uziemiła na amen - Spojrzał na medyczke. - Mnie też oszpeciła. Nie rób z niej aniołka. Złamała mi łapy i jestem w połowie łysy - prychnął. - Ale jasne. Kotka zawsze broni swoją, nawet jak kłamie jak z nut.
Po co to ciągnął? Ona nigdy nie stanie po jego stronie! Zawsze wybierze kogoś, kto w jej mniemaniu wygląda biedniej. Nawet nie znała tej kotki, a go oceniała. Stanęła w obronie swojej płci. Bo słabsza, bo kotka, a on kocur. Powinien być delikatniejszy? Wtedy na pewno umarłby tam na miejscu.
— Ty na to zasłużyłeś — warknęła. — Nie mówię, że popieram to co ci zrobiła, ale wszyscy wiemy, że swoim zachowaniem sam się o to prosiłeś. — dodała, sycząc. — Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim co czynisz ktoś ci zaufa? Może najpierw znajdź błędy w sobie.
Zasłużył... no tak. Pewnie obwiniała go o całe zło, które działo się w obozie. Może wojna, to była też jego wina? Zamordował te wszystkie koty, nawet jak na nią nie poszedł? Nie zdziwiłby się, gdyby Rudzik obwiniał go o śmierć matki. Tak jakby sam zacisnął zęby na jej gardle. Lepiej mu spuścić manto, bo to jego wina, zasłużył.
- Mam gdzieś twoją radę. Nie pomoże nikomu - miauknął tylko, czując się z każdą chwilą coraz gorzej. Nie było sensu tego ciągnąć. Powinien wyjść i poczekać na babcię. Tylko ona jedna go rozumiała. Nie twierdziła, że był zły i że zasłużył na to cierpienie.
Medyczka podeszła do niego bliżej.
— SKRZYWDZIŁEŚ NIEWINNEGO KOTA. — powiedziała twardo. — Rozmawiałam z Rudzikowym Śpiewem i nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Jesteś potworem. Śnisz, jeśli myślisz, że opatrzę twoje przeklęte rany. Klan Gwiazdy prędzej ześle na ciebie krąg piorunów, żebyś wyłysiał do ostatniego włosa. — warknęła. — Nie widzisz, co ty jej zrobiłeś? Co ty MU zrobiłeś? — dodała wskazując ogonem na Rudzika. — Krzywdzisz każdego wokół siebie!
Ścisnęło go w piersi. Skrzywdził niewinnego kota, który chciał go zabić. Hm... tak. Bardzo mądre słowa. To utwierdziło go w przekonaniu, że medyczka go nie słuchała. Żadnego z jego słów, nie wzięła na poważnie. Czyli też uważała, że kłamał?
Podły kłamca. Tym był, mimo gdy mówił prawdę. Może i racja, że skrzywdził siostrę Rudzika i tym samym jego. Kochał ją. Widział. Bardziej niż jego. Znów te okrutne słowa. Nie chciał krzywdzić wszystkich wokół siebie. Starał się powstrzymywać. Nawet ignorować większość. Dał spokój Jałowemu Pyłowi, Kamiennej Agonii... Nie wyszło. Nadal był tym złym. Bo chciał tylko przeżyć do rana. Na dodatek miał leczyć się sam. Cudownie. Zostanie kaleką, bo rodzina nie chciała mu pomóc wyzdrowieć. Bo zasłużył. Zasłużył na cierpienie, by karma wróciła. Kto był potworem? Medyk co odmawia pomocy rannemu, czy on, kot który tylko się bronił?
Spuścił po sobie uszy.
- I tak opatrzysz. Zajęcza Gwiazda nie powoli ci na bierność - miauknął do niej. - Nie wtrącaj się w nasze sprawy.
Nie chciał by się więcej odzywała. To był koniec. Znów był oceniany. Nikt nie wierzył w jego słowa. Wszyscy uważali za złego. Jesteś zły, Żar. Czemu? Bo jesteś rasistą, bo biłeś koty, to że zabiłeś jednego, to szczegół, bo gdyby nie Rudzik, nie zrobiłbyś tego. Gdyby nie odtrącał cię. Gdyby kochał cię. Może byłby dobry. Zależało mu na nim bardziej niż na babci. To była prawdziwa miłość. Nie czuł jej do nikogo innego.
— Mam pomagać zdrajcy? Świetnie. — fuknęła. — Przed chwilą ratowałam kogoś kto na ten ratunek bardziej zasługiwał i bardziej potrzebował, Zajęcza Gwiazda nie może zarzucić mi bierności.
Był zdrajcą? Przecież to była kotka z Klanu Nocy. Nie zaatakował burzaka. Z każdą chwilą zbierało mu się na płacz. Nie chcieli go słuchać, był tym gorszym. Pewnie by się ucieszyli z jego śmierci. Przecież nie zasługiwał na ratunek, zasługiwała za to jego niedoszła morderczyni. Może taki plan był od początku? Aby go zabić? Tak jak rebelia zabiła Piaskową Gwiazdę?
Rudzikiwy Śpiew nagle do niego dopadł. Złapał go za ucho i pociągnął boleśnie. Wrzasnął. Kocur podniósł na niego wzrok. Żar nie miał ucha. Z czubka jego głowy ciekła przerażająco wielka ilość krwi.
Cofnął się aż pod ściane jaskini, zaczynając drżeć na całym ciele z przeszywającego bólu. Jak on mógł to zrobić?! Oszpecił go, skrzywdził!
- Ja... ja nie chciałem - zadręczał, ledwo co łapiąc oddech. - Ja naprawdę nie...
Cofnął się bardziej od nocniaka, brocząc krwią ściany i zioła. Czuł okropne uczucie w piersi. Strach? Możliwe. Ból? Prawdopodobnie. Zaczął się hiperwentylować, krzywiąc się z bólu. Spojrzał na swoje ucho, przy łapach rudego, jeżąc pozostałą mu sierść.
- A to ja niby jestem potworem.
- Bo jesteś - syknął, kuląc się. - Gdyby nie ty, nigdy nie zniżyłbym się do takiego poziomu! - wrzasnął, przerażony czynem, którego dokonał. - Zniszczyłeś mnie! Przez ciebie nie wiem sam, co się ze mną dzieje!
Zniszczył? Naprawił! Pomógł mu zyskać pewność siebie. Mieli być wielcy. Razem do końca swoich dni. A on... wybrał Klan Nocy. Nie jego. To zawsze był jego klan. Serce mu się łamało na kawałki. Miał jeszcze nadzieję. Że ta farsa się skończy i będą znów cieszyć się sobą. Teraz? Teraz miał ochotę stąd zniknąć, wejść pod jakiś krzak i zdechnąć.
- Mieliśmy być razem panami świata, a ty... - Pokręcił głową. - Ja cię nigdy nie skrzywdziłem fizycznie! Byłem miły dla Kamiennej Agonii, starałem się zmienić! To, że się broniłem to jedno! Robiłem to dla ciebie! - wylewał łzy.
- Panami świata? - powtórzył drętwo po nim. - Nigdy się na to nie pisałem. Ja nie chcę władzy, nie chcę być ponad nikim! Zawsze pragnąłem być na równi z innymi, bo w młodości im nie dorównywałem. Byłem gorszy od reszty i wierzyłem po spotkaniu ciebie, że mnie uratujesz. Szło dobrze i pewnie byłoby, gdybyś nie okazał się psychopatą bez serca i uczuć. To co czułeś do mnie to nigdy nie była miłość. To było chore uczucie - warknął, ale jego pewny głos mieszał się z płaczem.
Nie czuł miłości? Nie czuł? To co jego zdaniem czuł? Czy on siebie słyszał? Miał uczucia. Do niego. Do Rudzika. Kochał go szczerze. Nie chciał, by to się wydarzyło. Jak jakiś jeden głupi kot, mógł zniszczyć wszystko? Cały jego świat?
- Tak sądzisz? Uważasz, że nie kocham cię szczerze, a sobie to ubzdurałem? Że to co przeżywałem, gdy odszedłeś to było sztuczne? Posłuchaj się! Przeprosiłem wszystkich nierudych w klanie dla ciebie! Nigdy bym tego nie zrobił! Nie zabiłem Kamiennej Agonii, mimo tego, że zamordowała mi matkę! Dla ciebie! Robiłem to dla ciebie, a ty twierdzisz, że nie mam żadnych uczuć?! - wrzasnął.
Naprawdę chciał go zadowolić. By nie patrzył na niego jak na potwora. By usłyszeć od niego, że mu wierzy, ufa, kocha. Tylko tego chciał i pragnął. Zrobiłby dla niego wszystko. Był nawet zdolny pozwolić mu odejść do Klanu Nocy. Stałby się dobrym kotem. Dla niego. By zobaczyć radość na jego pyszczku, a nie odrazę.
- Tak. Tak właśnie twierdzę - rzucił hardo rudy. - Z bardzo prostego powodu. Wszystko, co mówisz, to tylko puste słowa. Nie wierzę, że kogokolwiek przeprosiłeś szczerze. Od samego początku składałeś tylko puste obiecanki. Nie wiem, czy cokolwiek co do mnie w życiu powiedziałeś było szczere.
Znowu to samo. Znów to uczucie. Przeżerało go. Bolało gorzej niż oderwane ucho. Przecież tłumaczył mu wiele razy... a on go nie słuchał. Nigdy nie słuchał. Już na zawsze miał być dla niego potworem. Przepraszał nierudych... na darmo. Ośmieszał się przed nimi... na darmo. Odrzucił dla niego swoją babcie... na darmo. Puste obiecanki... Nie powinno mu się ufać.
- To co mówiłem ci w tym pniu na granicy, na naszych spacerach i spotkaniach. To wszystko było szczere! Ale i tak mi nie uwierzysz, bo już zdecydowałeś, że jestem zły. Po co więc mam się starać? By ci coś udowodnić, czy komukolwiek, skoro zawsze będę tym złym? Może powinienem nim być, skoro to mi w życiu tylko wychodzi, co? - miauczał, zalewając się łzami.
Rozpadał się. Umierał. Czuł się jak śmieć. Wyrzucony w kąt. Jak zabawka, która się zepsuła i znudziła. Tym był dla kocura. Wadliwy. Był wadliwy. Nikt go nie naprawi, bo nikt nawet nie chcę na niego spojrzeć, wysłuchać... uwierzyć. Wszyscy tylko jedno. Oceniają, boją się. Potwór.
- Nie próbuj wzbudzić we mnie litości tym małym wodospadem - syknął, odwracając z obrzydzeniem wzrok. - Gdybyś mnie kochał, pozwolił byś mi odejść. Wróciłbym do klanu, pożegnał się chociaż ze swoim wujkiem! A zaraz prócz niego stracę jeszcze siostrę, bo postanowiłeś ją skatować! Więc jeśli nie widzisz nic złego w swoim zachowaniu, to tak. Bądź zły. Bo w każdej innej dziecinnie jesteś najwyraźniej zwykłym nieudacznikiem - wyrzucił kocur, rycząc.
Bądź zły. Nieudacznik. Kłamca. To był on, według Rudzika. Zdrajca, według Wiśni. Potwór.
Zacisnął pysk, mordując go wzrokiem.
- Nie potrafiłem cię puścić do Klanu Nocy. Chciałem ci pokazać to co chciałeś, gdy mi mówiłeś, że chciałeś spać u mojego boku. Dać to co pragnąłeś, ale co do czego wolałeś wrócić do rybojadów. Ale wiesz co? Możesz iść. Idź sobie, Rudzik. Idź i nie wracaj, bo jak wrócisz to cię zabiję. - przełknął gule, czując jak w nim coś pęka. Pustka. To było to, co wybawiło go od dalszego upokarzania się przed nim. - I jak już chcesz szczerości to zabiłem waszego zastępce. Czemu? - zaśmiał się. - Byłem zazdrosny o twojego nowego partnera i go zabiłem. Widzisz jakim jestem potworem, Rudzik? A ty? Może też się nim staniesz jak wrócisz do Klanu Nocy? Będziesz mordował w złości tak jak urwałeś mi ucho?
Miał wielką nadzieję. Skoro go zniszczył, nie pozwoli by i on mógł cieszyć się szczęściem. Niech urwie wszystkim uszy i kończyny. Każdemu burzakowi za swoją matkę i swój klan. Niech stanie się potworem. Tak jak on...
- Nie próbuj zwalać winy na mnie - wykrztusił wojownik, starając się nabrać swej wcześniejszej pewności. - Dostajesz to, na co zasłużyłeś. Byłem ci wdzięczny za pomoc w zdobyciu odwagi i porzuceniu maski strachilwej kupy łajna. Dzięki tobie zyskałem jakikolwiek szacunek, nie bałem się rozmawiać z innymi, a teraz? Teraz chcesz to zepsuć? Chcesz mnie znowu wpędzić w kompleksy? - prychnął. - Naucz się życia. Zacznij rozróżniać dobro od zła, bo jak na razie zawzięcie trzymasz się jednej strony. I to tej gorszej.
— Dość, Żar, dość. Przestań — kuzynka podniosła głos, rzucając mu ostre spojrzenie.
Nadal nie rozumiał. Nie dostrzegał... Miał przestać. Zły Żar, bardzo zły. Morderca, potwór. Tym był.
- Nie ma czegoś takiego jak dobro czy zło Rudzik! Jest tylko chwała i potęga, i osoby zbyt słabe, by po tą potęge sięgnąć. Świat to nie czerń i biel. Jest szary. Widać to po tobie Rudzik. Zrobiłeś coś złego, wbrew swojej woli. I nie wpędzam cię w kompleksy. Mówię ci jak jest. Dorośnij i przestań marzyć. Rzeczywistość jest okrutna. Każdy się morduje. Nawet zabicie jedzenia to forma morderstwa. - Słysząc głos Wiśni, zasyczał na nią. - A ty? Co? też uważasz mnie za potwora? Zawsze to wiedziałaś. Że taki będę. Pisany los? Może od Klanu Gwiazd? - zaśmiał się. - Kontaktowałem się z Piaskową Gwiazdą w Morcznej Puszczy. To moja babcia. Jest tu z nami. I wiesz co Wiśnio? Nienawidzę cię. Nigdy nie chciałem cię zabić. Ale może pownienem? Może zabiję was wszystkich, bo tylko to potrafię? A Rudzik? Rudzik, Rudzik... - Zwrócił wzrok na wspomnianego. - Uważasz, że tak powinienem robić? Mam iść tą ścieżką? A może znów powinienem przeprosić wszystkich. Twoją siostrę na przykład? Za to, że chciała mnie zamordować i utopić w rzece, by mnie zabić? Zabić? Mnie? Byś miał spokoj. Czemu tego nie chcesz, Rudzik. Skoro mnie nienawidzisz i nie kochasz? Co cie powstrzymuje?
Chciał usłyszeć od niego odpowiedź. Bardzo jej pragnął. Chciał dowiedzieć się czy tak to powinno się zakończyć. Tutaj. Przy trupie jego siostry.
— Przestań mówić takie rzeczy, Żar — syknęła kotka nerwowo, kładąc po sobie uszy. — Spójrz prawdzie w oczy i po prostu spróbuj żyć jak reszta. Siła to nie jest rozwiązanie na wszystko!
Nie rozumiała go! Znowu to samo! Chciał tam wyć, wyrwać sobie kolejne ucho, ale przednie łapy miał niesprawne. Nie docierało do niej co mówił? Nie? Po co więc mówił? Powinien nie mówić. Nie mówić. Wszystko i tak jest przeciwko niemu, nawet własne słowa, nie potrafią im pokazać jak cierpiał. Jak umierał tam z każdym uderzeniem serca. Siła? Przecież był słaby, gdzie ona widziała siłę? Jak miał żyć jak reszta? Co to znaczy? Miał stać się duchem? To znaczy? Ignorować cały świat, żyć w marzeniach, gdzie nikt się go nie czepia?
- Bo nie jestem, nie byłem i nigdy nie będę mordercą. Mam serce i nie uważam się za niewiadomo kogo, by nadawać sobie prawo decydowania o czyimś życiu - orzekł Rudzik. - Nic nie usprawiedliwia ciebie i twoich czynów. Nawet, jeśli twoja moralność jest całkowicie popsuta, to powinieneś przestać obarczać winą innych i skupić się na samym sobie. Bo właśnie tak powinno się żyć. Z myślą o własnym oraz innych dobrze. Jeśli z tobą byłoby wszystko w porządku, nie miałbyś problemu z przystosowaniem się do życia w klanie - rzekł, patrząc ukradkiem na medyczkę i słuchając jej słów.
Nie było z nim dobrze? Był popsuty? Nie nadawał się do życia w klanie. Lepiej go wygnać, by oszalał doszczętnie. Tak Rudzik. Tak...
- Jak mam żyć jak reszta skoro jestem potworem? Mam nie mówić... nie mówić? Boisz się? Jak mam żyć, gdy nie mam celu? Wszyscy widzą we mnie potwora. Oceniany... od dzieciństwa - skrzywił się. - Nękany przez kotki. Nienawiść. Ona mi pokazała siłę. Babcia. Moja babcia. - Spojrzał na Rudzika. - Teraz pouczasz? Gdy wcześniej mówiłeś, że nie ma dla mnie nadziei? Jak mam ci wierzyć skoro nie jesteś ze mną szczery? Zmieniasz słowa jak sierść w lecie. Czyjeś dobro... wykorzystywanie. Tak. Wykorzystają cię, a i tak będziesz potworem. Nie zapomną. Po co się starać, jak to nie ma sensu Rudzik?
Czy zrozumie co robił? Czy nadal będzie ślepy? Raz chciał, by odszedł, że to koniec, nie ma dla niego nadziei, teraz dawał rady na życie. Po co? Już nie miał celu czy nadziei. Na co? Na co się starać, gdy wynik będzie zawsze taki sam? Był zły. Skończony.
— Nie ma niczego, czego nie da się zmienić — kotka starała się uspokoić, jeżąc się na pytanie, jakie padło.— Piaskowa Gwiazda nie jest dobrym przykładem. To nie jest wzór do naśladowania, Żar. I nigdy nie była. Byłam do niej nastawiona neutralnie póki... Póki... — mdłości przeszły ją na samą myśl. — Wiesz, co robiła. To nie jest dobre. To co robisz nie jest dobre. Ale możesz się zmienić. Nikt nie rodzi się potworem, nikt nie musi nim być do końca życia.
Nikt nie rodzi się potworem. Rudzik myślał inaczej. Nie widział, nie chciał słyszeć, odrzucał jego słowa, twierdząc że kłamał. Jak miał się zmienić? Dla kogo? On już odszedł. Po co być dobry? Nie ma sensu. Nadzieja... zniknęła. On... nie był już rozżarzony, on był... gorejący.
- Wszystko ma sens, tylko nie zło - zapewnił nocniak - Będę powtarzał jak głupi, ale nic nie usprawiedliwia morderstw i innych beztialskich czynów. Tak ciężko ci to zrozumieć? - westchnął. - Zastanów się chociaż przez chwilę. Wiesz, jak łatwiej by ci było, gdybyś otworzył się na innych? Znalazłbyś sobie znajomych i świat stałby się prostszy. Może w końcu pojąłbyś takie podstawy jak zwykła empatia wobec towarzysza.
Znów to samo! Starał się przecież. Bardzo. Dla niego. By być dobry. Odrzucić swoje zachowanie, przeprosić nierudych i ignorować ich, by zobaczyć jego uśmiech. Ale on przed chwilą mówił coś innego. Nienawidził go. Nie da mu szansy. To było takie okrutne. Że nadal się nim bawił. Wprawiał w niepewność. Dawał nadzieję, że będzie dobrze, gdy wcześniej chciał by umarł. Rudzik... go zniszczył. Miłość... jest niszczycielska. A on... niszczy wszystko. Idealnie.
- Ah tak? Ona zła? Ona mnie kochała! Dała mi nadzieję, opiekowała, gdy reszta miała za potwora. Nieznośne kocię, rasista, ona uśmiechała się, gdy ich wyzywałem. Była dla mnie jak matka, która zajęła się zamiast mną, wychowaniem nierudych. Ojciec? Skulił ogon od obowiązków. Ciotki? Zasrane puste lalunie, krzywiące się na twój widok. Ona mnie jedynie kochała. Pokazała co to miłość. A ty? Nie. Uciekłaś. Pozwoliłaś na to. Powstał płomień. Rósł i rósł, bo nie umiał przystopować. Nie jestem potworem? Rudzik mówi inaczej. Ile razy mówiłeś rudzik? Dużo, dużo razy. Ha! Otwórz się na innych. Otwórz. I co wtedy Rudzik? Nie zmienisz opinii. Oni widzą potwora jak ty. Znajomi się ciebie boją, bo jesteś nim. Starają się cię nie zezłościć, bo dostaną w pysk. Inni wykorzystują cię dla własnych korzyści. To twoje znajomości, w moim świecie. Nie mam przyjaciół. Nie rozumieją mnie. Nie dostrzegają jak ty prawdy. Nie ma prawdy. Nie dostrzegają szczerości. Nie ma szczerości. Posądzają o zdrady. Nie ma zdrad. Żyją wyobrażeniem najgorszej postaci. Empatia? Kochałem cię. A ty odrzuciłeś to w kąt. Powiedziałeś, że nie umiem kochać. Że to fikcja. Jak kochać Rudzik? Gdy serce złamane, gdy umiera, gnije i rozpada się jak to ucho?
Spojrzał na oderwaą część ciała, jakby skrywało jakieś odpowiedzi. Nie odezwało się jednak. Ani słowem...
— Żar, wiesz, że jesteśmy rodziną i nieważne co myślisz, nie skrzywdziłabym cię. Piaskowa Gwiazda może myśli, że ma rację, ale wina jest w tych jakie poglądy wyznaje. To nie jest dobre. Byłbyś lepszym kotem, gdybyś w to nie wierzył. Piaskowa Gwiazda szanuje tylko tych, którzy mają siłę fizyczną. Wystarczy spojrzeć na to, jak odrzuciła swoje dzieci. Ciebie też by odrzuciła, gdybyś przestał być potrzebny — miauknęła z goryczą w głosie. — Nie chcę dla ciebie źle, nawet jeśli sądzisz, że tak jest. Jesteś moim kuzynem. Nie chcę, żeby moja rodzina zniżała się do poziomu bezczeszczenia czyichś zwłok czy wyzywania i mordowania kotów ze względu na durny kolor futra. Jesteśmy ponad to, nie musimy się trzymać jakichś głupich reguł zmyślonych przez Piaskową Gwiazdę.
Rodzina? Spojrzał na nią. Nie... Jej się coś pomyliło. Nie byli rodziną. Od zawsze tak było. Nienawidzili się, a teraz płakła mu, że jest jeszcze nadzieja? Nie ma nadziei.
- Przecież jest już za późno Wiśnio. Rudzik sam to powiedział. Że nie zmienie się. Nie potrafię. Jestem potworem. Nikim innym. Brzydzi się mną. Jeszcze przed poznaniem prawdy. Nie chciał mnie słuchać. Bo byłem zły. Ty też nie chciałaś. Uciekałaś od moich słów. Nie chcesz mi naprawić łap, bo jestem potworem. Chciałaś bym tam umarł? Tak? Lepiej byś się czuła? A teraz miauczysz o rodzinie? Sobie nagle to przypomniałaś? Że jestem twoją rodziną? Ja nie mam rodziny. Piaskowa Gwiazda to moja rodzina. Ona mnie kocha. Ona docenia. Wierzy mi i nie mówi, że jestem potworem - syknął.
Tak. Tylko ona była jego rodziną. Jego babcią, która wychowała go jak matka. Która zawsze przy nim była. Dawała wsparcie. Była wzorem, za którym pragnął podążyć, by stać się silny.
- Ta cała Pieskowa Gwiazda nie brzmi jak ktoś, kto ma na ciebie dobry wpływ - wtrącił Rudzik, kuląc uszy. - To, że przedstawiała ci złe rzeczy jako dobre, nie oznacza, że tak jest. Warto poznać opinie innych, niż ograniczać się do jednego osobnika. I nie powtarzaj, że nikt nie chciał cię słuchać. Na pewno znalazłby się ktoś. Tylko ty nie zwróciłeś na niego uwagi przez swoje głupie uprzedzenie do koloru futra.
Rudzik nie chciał go słuchać. Wiśnia go nie słuchała. Ocenili od razu, gdy tylko pojawił się w wejściu. A teraz... gdy umarł... teraz się obudzili? Co mieli w nim naprawić, gdy wszystko już umarło, rozpadło się? Sądził, że reszta mogłaby go wysłuchać bez pochopnych wniosków? Nie... Nikomu nie zależało na nim. Na potworze. Nikt nie wysłucha jego bólu. Wszyscy będą się z tego tylko cieszyć. Że cierpi. Cierp jak najbardziej potworze, bo zasługujesz. Wszyscy cię nienawidzą. Nie ma przebaczenia czy drugiej szansy. Jesteś sam. Sam w mroku. A tam... jest promyk światła. Piaskowa Gwiazda. Babcia. Tak bardzo chciał by tu była. Przytuliła. Ochroniła. On nie potrafił. Był słaby. Mimo to... ona go nie odrzuci. Nigdy. Tak. Nigdy.
— Czy ja cię kiedykolwiek odepchnęłam, Żar? — spytała go. — Zawsze byłeś mile widziany w moim legowisku bez względu na to, co Piasek wpoiła ci do łba. Ja, Splątane Futro, Blady Zmierzch, Cisowy Gąszcz, Falująca Tafla, wszyscy jesteśmy rodziną, a to, co nas poróżniło to zupełnie inna sprawa. — westchnęła. — Ty potrafisz się zmienić. Potrafiłbyś być lepszym kotem i naprawić swoje błędy. Byłeś rozumiany zawsze, po prostu sam odpychałeś pomoc. To nie ty jesteś ofiarą w tej historii.
Nie był ofiarą no tak. Zapomniał. Po co się tak upokarzał przed nimi? Powinien zabić. Być oprawcą. Potrafił się zmienić? Jeszcze chwilę temu mówiła co innego. Że był nienormalny. Potwór. Skrzywdził tak bardzo tą biedną kotkę. Zdrajca. To o nim mówiła. Nie zapomniał. A teraz brała go na litość? Próbowała zmanipulować? By wrócił? Jak miał wyjść spod kamieni? Nie wyjdzie.
- Nikt nie chciał Rudzik! - warknął na niego. - Nikt. NIKT. Ty też. Uważałeś, że cię zdradzam i okłamuje, a to kłamstwa! Nie wierzyłeś mi! A się starałem byś mi wybaczył. Czemu ja mam cię teraz słuchać? Może kłamiesz? - Spojrzał w kierunku Wiśni. - Widziałem twój pysk. Zawsze krzywiłaś się na mój widok. Nie lubiłaś moich odwiedzin. Nikt mnie nie rozumiał. Wszyscy oceniali. Pokaż kto mi chciał pomóc? Jedna osoba. Jedna. I to nie ty. Tylko... ona... - zamarł. - Tygrysia Smuga chciała mi pomóc... Mimo, że nie chciałem ona się starała. Pozwoliłem jej na to. Dała mi patyk. Patyk był dobry. Był jak pękająca kość. A ty? Medyczka... - prychnął. - Wcale nie Wiśnio. Wcale nie. Ja nie jestem ofiarą. Wiem to. Jestem oprawcą. Wszyscy to wiecie, bo wam powiedziałem co robiłem. Chciałem by twoja siostra umarła Rudzik. Byś nie dowiedział się prawdy. Potwór ze mnie. Duży i zły.
Robił to specjalnie. Pokazywał się od najgorszej strony. Mówił te okrutne rzeczy, by go nienawidził. By powiedział mu to w pysk, że zwariował, że jest potworem. Chciał go dobić, tak jak on to zrobił z nim. Chciał...
- Jak damy ci patyk to się uspokoisz? - spytał wprost rudzielec.
Nie rozumiał. Znowu. Nienawidził go. Tak bardzo. Nic go nie ruszyło. Nie zrobił tego co chciał. A chciał nie czuć do niego nic, a nic.
Nadal czuł.
— Pomogłabym ci — syknęła kotka. — Ale byłeś zaślepiony dyskryminacją i miałeś w dupie moje próby przywrócenia cię na dobrą stronę. Nie słuchałeś, gdy ci tłumaczyłam, dlaczego rasizm to coś, czego nikt nie powinien powielać.
- To już nie pomoże, Rudzik. Tak? Pomogłaś? Chyba jak ja przyszedłem do ciebie. Ty mnie nigdy nie odwiedziłaś. Ale dam ci szansę Wiśnio. Na życie. Moje łapy. Ulecz. A dam ci spokój. - Wskazał je pyskiem.
Chciał stąd wyjść, zniknąć. Umrzeć. Miał dosyć. Był zmęczony. Chciał do babci. Do Piaskowej Gwiazdy. Przytulić się, powiedzieć jej prawdę, w którą ona uwierzy.
Wiśniowa Iskra zdziwiła się. Spojrzała niepewnie na Rudzika. Ostrożnie skierowała kroki do składziku, biorąc patyk, liście nagietka i pajęczynę, by usztywnić złamane kończyny.
— Nie ruszaj teraz łap — miauknęła ochryple. Przymocowała do łap przedmiot i owinęła nagietkiem, przytwierdzając pajęczyną. To samo zrobiła z drugą łapą. — To... Musi się zrosnąć. W tym czasie powinieneś odpocząć i starać się nie przemęczać. — wydała z siebie pusty, suchy głos.
Powąchał jej futro, gdy zakładała opatrunek. Zapamiętał jej zapach, ziołowy. Cały czas patrzył na nią, nie mrugając. Czuł się jakby się zwiesił. Jakby nie był już sobą. Cierpiał jednak nadal. Tak jak stary on.
- Dziękuje. Tak mówią nie potwory prawda? - prychnął. - Idę do swej nory, pewnie nie chcesz Rudzik, by potwór spał z twoją siostrunią nie potworem, która chciała mnie zabić. - miauknął, kicając do wyjścia. - I uciekaj Rudzik. Uciekaj, do swojego klanu nie potworów.
- Koszmarnych snów o potworach - Kocur rzucił mu niemrawo na pożegnanie.
Zmarł czując jak łzy opuszczają jego oczy. A więc dobrze Rudzik. To był koniec. Wpadł w otchłań. Nie chciał już z niej wychodzić. Do nikogo. Chyba by zabić... by zabić ten ból w sobie. By nie czuć go. Rozrywał go. Bolało. Chciał odpocząć.
Pokicał do legowiska lidera, kładąc się tam na mchu. Czekał na babcie. Jego babcie. Kochaną babcie. Ona kochała Żara. A Żar kochał ją. Nie tak jak Rudzik. Nie tak jak reszta. Był pustą skorupą. Skorupą pękającą od bólu.
***
Babcia wróciła. Uniósł łeb, spotykając się z nią wzrokiem. Wyglądał żałośnie i tak samo się czuł. Widział jak na jej pysku ukazuje się troska, a serce od razu mięknie. Dlatego ją kochał. Właśnie za to.
- Rozżarzony Płomieniu? Kto ci to zrobił? - szybko ruszyła do niego, z zmartwionym wyrazem pyszczka. Zdawał sobie sprawę, że jest zdolna zrobić dla niego wszystko. Nawet ukarać winnego jego stanu.
- Babciu - rozryczał się wtulając w jej białe futro. Nie obchodziło go jakie ciało miała. Liczył się jej duch. Ona. Trawał tak chwilę, uspokajająco lizany przez nią po głowie. Kiedy przeszedł mu ten stan, dopiero odpowiedział na jej pytanie - Byłem na zgromadzeniu, gdy zaatakowała mnie ta kotka, co leży u Wiśniowej Iskry. To siostra Rudzika. Chciała mnie zabić. Broniłem się. Ale... ona dotarła do obozu i powiedziała o wszystkim Rudzikowi. Wiśniowa Iskra i on byli na mnie źli. Ona uznała za zdrajcę, nie chciała mnie wyleczyć, ale w końcu wyleczyła, ale... ale... i Rudzik... powiedział, że jestem potworem. Nie kocha mnie, nie uwierzył, że tylko się broniłem, że nie chciałem mu zabić siostry. I.... i... to tak boli babciu. Nie chcę go znać. Oddaj go nocniaką. Błagam. - plątał mu się język, zaniósł się bardziej szlochem, czując jak kotka otula go ogonem, liżąc uspokajająco za nieoderwanym uchem. Słuchała dokładnie, co Żar miał jej do powiedzenia. Wiedział, że była zła. Na tych co go skrzywdzili. No bo jak to tak? Ich własna medyczka wolała leczyć jakiegoś zaplutego wroga, aniżeli jej wnuczka.
- Wiśniowa Iskra jest zdrajcą, nie ty. Nie dość, że odwróciła się od potrzebującego członka jej własnego Klanu, to jeszcze złamała Kodeks Medyka. Nie ma prawa dłużej nazywać się medykiem naszego Klanu, skarbie. O nią się nie martw - syczała pod nosem, już szukając kotki wzrokiem. - A ten cały Rudzik... nie zasługuje na ciebie. To niewdzięczne, zdradzieckie lisie ścierwo wystarczająco napsuło nam krwi. Nie przejmuj się nim dłużej. Nie jesteś potworem, jesteś najwspanialszym ze wszystkich moich wojowników i wnuków.
Potrzebował tego. Takiego wsparcia. Ona mu je dawała. Jej język koił jego nerwy. Dawał poczucie bezpieczeństwa. Nie była zła. Po prostu troszczyła się o rodzinę. Nie jak Wiśniowa Iskra. Nie rozumiała jej, tak jak nie rozumiała jego.
- Tak? - Wtulił się bardziej w jej sierść, jak szukające pocieszenia kocie. - Nikt mnie nie rozumie babciu. Wszyscy oceniają, nawet mi nikt już nie wierzy. Twierdzą, że moja prawda to kłamstwo. A obiecałem nie kłamać przed Rudzikiem. Mimo to nie uwierzył mi. Bronił swojej siostry, która pierwsza podniosła na mnie łapę. Chciała zabić. I... i... on nie wierzy mi - załkał. - Mogłem tam zginąć... może wtedy by mi uwierzył... Ja... może i racja, że jestem zły babciu, ale nie potrafię sam przejść przez przepaść. Starałem się być dobry, ale nie wyszło. Skrzywdziłem kolejnego kota. Wszystkich krzywdzę. Będę sam. Wszyscy mnie nienawidzą. Tylko... Tygrysia Smuga była dla mnie miła... chciała mi pomóc. Nie chciała wykorzystać. Chciała rozmawiać. Poznać czemu jestem taki. Chociaż zniszczyła mi związek i jej nienawidziłem....Babciu... czuje się pusty. Nie umiem już żyć.
Chciał by to się skończyło. Ból... by odszedł. Cierpienie... by zniknęło. Smutek... przepadł.
- Ja ci wierzę, Rozzarzony Płomieniu - zapewniła go. - I nie jesteś zły. Jesteś ponad ich wszystkich. Oni tego po prostu nie rozumieją. Skrzywdziłeś wroga, nie kota. Zaatakowała cię pierwsza, broniłeś się, jak każdy porządny wojownik. Mój płomieniu, ja się nigdy nie zostawię. Nie ważne, jaką drogą pójdziesz, zawsze będę przy tobie
Wierzył w to. Naprawdę. Zamruczał, przymykając oczy. Lubił jak mówiła do niego w ten sposób. Płomień. Duży i gorący. Nie był sam. Miał babcie. Kochaną babcie, która zawsze mu pomoże, wysłucha i nie oceni jak reszta.
- Kocham cię... A ich... nienawidzę. Wszystkich. Powiedz mi... co mam zrobić? Czuje się zagubiony - miauknął smutno, szukając u niej rady. Ona jedyna zasługiwała na jego szacunek, na posłuch. Zrobiłby dla niej wszystko, by móc odwdzięczyć się za jej dobroć.
- Odetnij się się od nich. Nie zasługują na ciebie, nie zasługują na twoją siłę i wspaniałość. Traktuj jak pionki, wykorzystuj, gdy potrzebujesz. Nie są nic więcej warci. A jeśli masz problem, przyjdź do mnie. Zawszę pomogę ci znaleźć drogę. - powiedziała.
Pokiwał głową. Tak... tak zrobi. Będzie żył bez uczuć, to nie będzie tak cierpiał. Najpierw musiały mu się wygoić łapy... i futro. Chociaż nie zwracał już uwagi na swój stan. Nadal było mu ciężko na sercu.
- Tylko ciebie będę się odtąd słuchał babciu. Zrobie co zechcesz. Nawet zabiję. Już raz zabiłem... kota. Zastępce Klanu Nocy, przed wojną... - zdradził jej to. - Byłem zazdrosny, bo to był nowy partner Rudzika. Uważasz, że popełniłem błąd? Rudzik mówił, że krzywdzę wszystkich dookoła siebie. Nie chcę cię skrzywdzić babciu...
- Oh, skarbie, to nie był błąd. Spójrz na mnie. Zabiłam wiele razy w swoim życiu i żadne z tych akcji nie uważam za błędy. Czasem to najskuteczniejsze rozwiązanie sytuacji - Wzruszyła ramionami. - A Rudzik kłamie. Nie krzywdzisz wszystkich dookoła. O mnie nie musisz się bać - zamruczała.
Chciał w to wierzyć. Bardzo. Uspokoił się nieco. Babcia go nie odtrąciła po poznaniu prawdy jak inni. Nawet gdy płakał, nie uznawała za słabą jednostkę. Wszyscy kłamali na jej temat. Była cudowna.
- Co zrobisz z tą nocniaczką? Wpuścili ją do obozu i jej pomogli... - zauważył.
Gdyby tego nie zrobili, Rudzik nie poznałby prawdy. Byliby nadal szczęśliwi, a on by nie cierpiał.
- Zasłużyła na śmierć po tym, co zrobiła - fuknęła, kładąc po sobie uszy. - Zostanie więźniem, jak Rybka. Już ja się nią zajmę - prychnęła.
Uśmiechnął się lekko. Tak. Pozna smak wody ponownie. Będzie połamana... Będzie błagać o śmierć. Za to co zrobiła ich związkowi. Za Rudzika. Właśnie...
- Chce by cierpiała - syknął. - A Rudzik? Wypuścisz go? Nie chcę by znów mnie zaczął posądzać o krzydzenie jego rodziny...
Nie chciał go widzieć na oczy. Chciał wyrzucić jego pysk z pamięci. Uczucie odrywanego przez niego ucha. Nie powiedział babci, że to jego sprawka. Nadal... nie był w stanie go ukarać za ten czyn. Wolał by odszedł. Na zawsze. Do swojego kochanego klanu.
- Tak, pozbędę się go z Klanu jak najszybciej - obiecała mu.
Nie podobał mu się ten wydźwięk. Babcia na pewno inaczej zrozumiała jego słowa.
- Ale żywy... Musi być żywy. - postawił jej warunek. - Musi, by cierpiał, by stał się potworem...
- Dobrze, dobrze... będzie żywy - zapewniła, nieco zawiedziona.
Słysząc jej głos, zmartwił się.
- Przepraszam babciu. Nie chciałem byś się smuciła. Ale... wole by odszedł, nie chce mieć jego śmierci na sumieniu... Mimo wszystko. - Położył po sobie ucho.
- Dobrze, skarbie, rozumiem. Obiecuję ci, że będzie żywy - zamruczała, liżąc go ponownie po głowie.
- Przepraszam - znów miauknął, już się nieco rozluźniając. - Mogę tu dzisiaj spać? Wszystko mnie boli...
Nie chciał skakać aż do legowiska wojowników, gdzie wszyscy zaczną szeptać... Cieszyć się z jego upośledzenia... Drwić...
- Oczywiście, że możesz. Zostań ile chcesz. - miauknęła.
- Dziękuję babciu. - westchnął, kładąc łeb na jej łapach. Zamknął oczy i odpłynął bardzo szybko. Już po chwili spał, nie wiedząc i nie przejmując się, co rano zrobi jego babcia z tymi zdrajcami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz