Od pierwszego momentu,
gdy tylko Przebiśnieg pojawił się na świecie, mógł przysiąc, że zaczęły się
jego problemy ze wzrokiem. Najpierw nie widział wcale, zdany na łaskę
wszystkich w żłobku, potem na chwilę mógł widzieć o wiele więcej! Na
krótki okres, dopóki jego oczy nie zaczęły ponownie szwankować.
Podniósł pysk z mchu, na którym leżał, spoglądając na nowo przybyłe do żłobka kocięta. Zmarszczył nos, słysząc, jak głośne są te znajdy. Zwłaszcza ten, który agresywnie się na wszystkich rzuca z łapkami, gdy podejdą za blisko. Pomimo tego, że nie za bardzo się chyba do kogokolwiek odzywa. Mógł tylko kątem oka zobaczyć, jak Gąsiorek ponownie ucieka Cichej spod nosa, wychodząc ze żłobka. On jak na razie stwierdził, że woli poczekać, aż matka przestanie trajkotać i pójdzie spać. Lepiej dla brata, przynajmniej nie wylezie go szukać i wpadać na wszystkich.
Przyglądał się tak reszcie młodszych mieszkańców żłobka… dopóki te cholerne zaniki wzroku ponownie się nie pojawiły. Trzasnął wściekle ogonem, mrużąc oczy, by móc coś zobaczyć. Ugh, co za paskudne uczucie! Nie chciał być taki jak matka! Co to za życie, wpadać na wszystkich i może jeszcze przepraszać natarczywie?
Dobre sobie.
Prychnął pod nosem, spoglądając na również patrzącą w stronę gromady Cichą Kołysankę. Wiedział, że ich nie widzi, zwracała głowę tylko w stronę dźwięków. Wtedy stwierdził, że ma dosyć siedzenia i nic nierobienia z ta paskudną sytuacją. Polezie do medyków, niech oni z tym coś zrobią! W końcu pomogły mu z tym katarem, to teraz też mogą.
Wstał szybko, mrużąc oczy na tyle, że mógł mniej więcej widzieć, gdzie idzie. W końcu legowisko medyków było całkiem blisko niego. Starał się przy okazji nie wleźć do ich najnowszej liderki od siedmiu boleści. Po chwili jednak pewny siebie wszedł do miejsca, gdzie pachniało ziołami. Zakręciło mu się w nosie, po czym kichnął głośno. Czym zapewne zwrócił uwagę kotek, które przesiadywały w środku.
— Cześć szkrabie — usłyszał wesolutki ton, który sprawił, że zmarszczył nos niezadowolony. Wcale już nie jest taki mały! — Gdzie twoja mama-?
— Patrzy w przestrzeń — mruknął jakby sfrustrowany tym, co powiedział. Nie chciał im powiedzieć, że sam pewnie niedługo tez tak z nim będzie, jeśli mu nie pomogą.
Otworzył jednak oczy nieco szerzej, gdy coś do niego dotarło. Pomimo tego, że poczuł się dziwnie źle, z tym że pomyślał o czymś tak okropnym, jak kłamstwo.
— I zastanawiam się — zaczął uroczym już, niewinnym głosem — Czy nie macie może czegoś na poprawę jej wzroku? Naprawdę jest mi przykro, że nie może w pełni się nami cieszyć,,,
Podniósł pysk z mchu, na którym leżał, spoglądając na nowo przybyłe do żłobka kocięta. Zmarszczył nos, słysząc, jak głośne są te znajdy. Zwłaszcza ten, który agresywnie się na wszystkich rzuca z łapkami, gdy podejdą za blisko. Pomimo tego, że nie za bardzo się chyba do kogokolwiek odzywa. Mógł tylko kątem oka zobaczyć, jak Gąsiorek ponownie ucieka Cichej spod nosa, wychodząc ze żłobka. On jak na razie stwierdził, że woli poczekać, aż matka przestanie trajkotać i pójdzie spać. Lepiej dla brata, przynajmniej nie wylezie go szukać i wpadać na wszystkich.
Przyglądał się tak reszcie młodszych mieszkańców żłobka… dopóki te cholerne zaniki wzroku ponownie się nie pojawiły. Trzasnął wściekle ogonem, mrużąc oczy, by móc coś zobaczyć. Ugh, co za paskudne uczucie! Nie chciał być taki jak matka! Co to za życie, wpadać na wszystkich i może jeszcze przepraszać natarczywie?
Dobre sobie.
Prychnął pod nosem, spoglądając na również patrzącą w stronę gromady Cichą Kołysankę. Wiedział, że ich nie widzi, zwracała głowę tylko w stronę dźwięków. Wtedy stwierdził, że ma dosyć siedzenia i nic nierobienia z ta paskudną sytuacją. Polezie do medyków, niech oni z tym coś zrobią! W końcu pomogły mu z tym katarem, to teraz też mogą.
Wstał szybko, mrużąc oczy na tyle, że mógł mniej więcej widzieć, gdzie idzie. W końcu legowisko medyków było całkiem blisko niego. Starał się przy okazji nie wleźć do ich najnowszej liderki od siedmiu boleści. Po chwili jednak pewny siebie wszedł do miejsca, gdzie pachniało ziołami. Zakręciło mu się w nosie, po czym kichnął głośno. Czym zapewne zwrócił uwagę kotek, które przesiadywały w środku.
— Cześć szkrabie — usłyszał wesolutki ton, który sprawił, że zmarszczył nos niezadowolony. Wcale już nie jest taki mały! — Gdzie twoja mama-?
— Patrzy w przestrzeń — mruknął jakby sfrustrowany tym, co powiedział. Nie chciał im powiedzieć, że sam pewnie niedługo tez tak z nim będzie, jeśli mu nie pomogą.
Otworzył jednak oczy nieco szerzej, gdy coś do niego dotarło. Pomimo tego, że poczuł się dziwnie źle, z tym że pomyślał o czymś tak okropnym, jak kłamstwo.
— I zastanawiam się — zaczął uroczym już, niewinnym głosem — Czy nie macie może czegoś na poprawę jej wzroku? Naprawdę jest mi przykro, że nie może w pełni się nami cieszyć,,,
<Kunia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz