Miała nadzieję, że Mak chociaż odrobinę uda się zaimponować ich ojcu. Tak długo ćwiczyły. Siostra musiała w końcu załapać o co chodzi. Miała się nie bać, a sama być straszna, by inni się bali. Było to proste jak połknięcie płotki. Musiała być tylko taka jak medyk. Kocur emanował wręcz wyjątkowością. Wierzyła, że liliowej to się uda. Jednak kiedy koteczka ruszyła naprzód w stronę Gęsiego Wrzasku, Naparstnica wiedziała, że to nie wyjdzie. Wystarczyło się przyjrzeć jak żółtooka dygotała przy każdym kolejnym kroku w stronę rodziców. A w dodatku tato Krzyk nie wygląda żeby miał humor na zabawę z dziećmi. Właściwie to nigdy go nie miał! A w tej chwili wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego.
Naparstnica cicho pogwizdując wycofała się w tył żłobka, mając nadzieję, że jak się schowa za drugą karmicielką, to może rodzice zapomną, że mieli jeszcze jedno kocię. Jedno plus, czy minus, co za różnica. Byleby nie wydało się, że ona maczała w tym swoje łapki. Może na krzyczącego tatę fajnie się patrzyło, jednak najlepsza zabawa była kiedy to krzyczał na innych, mamę czy resztę rodzeństwa, a nie na nią. Każdego ustawiał po kątach. Naparstnica też tak chciała.
Kiedy to już miała się schować za Ważkowym Skrzydłem, usłyszała krzyki rodzica. Najpierw zaadresowane do Mak, a potem do niej. Ojciec nakazał jej zbliżyć się do niego, a ona nie chcąc mu się sprzeciwiać podtruchtała na swych małych łapkach i usiadła tuż przed nim. Puszczona wiązanka przez Gęsi Wrzask mogła sprawić, że uszy kociaków były w stanie zwiędnąć, gdyby miały przyjemność ją pierwszy raz słyszeć. A że nie miały, tak też się nie stało. Czekoladowa wchłaniała jak gąbka każde nowe słowo, które padało z pyska kocura. Miał taki bogaty zasób słownictwa. Nikt tak nie mówił jak on. U szylkretki wzbudziło to podziw, u Mak wręcz przeciwnie. Siedziała tuż obok siostry ze spojrzeniem utkwionym w podłoże dygocąc jak osika, pociągając noskiem. No pięknie, właśnie pogłębiła siostrze traumę związana z ojcem.
— Dzikusku nie bądź dla nich taki ostry. Są jeszcze takie małe i głupiutkie. Pobawić się z tobą chciały. — miauknęła przyjaźnie Alba spoglądając z czułością na swoje pociechy, przy okazji chcąc się otrzeć o bok swego "partnera"
— A w życiu, mamo! Nie w głowie nam zabawy. — zawołała Naparstnica — Po prostu chciałam, żeby Raczek pokazała tacie, że nie jest ofiarą losu. No, ale cóż... Jak widać jest. — Wystawiła do siostry język, marszcząc swą mała mordkę. — Gdyby się tylko bardziej postarała... Wybacz tato Krzyku... Ojć! — zawołała schylając się, gdy ojciec zamachnął się na nią łapa, musiała naprawdę działać mu na nerwy. Ale była zbyt tępa, by to zrozumieć. Była tylko małym kociakiem. — Zadbam o to, by Raczek została najlepszym dzikusem, to znaczy wojownikiem w Klanie Wilka — zadeklarowała — Jak jej się nie uda, to ją fruwaki zjedzą. Więc się postaraj, chyba że chcesz być zjedzona! Wa! — Tym razem zwróciła się do siostry, na którą skoczyła. Mak ze łzami w oczach zaczęła uciekać w głąb żłobka, a Naparstnica pędziła za nią, w akompaniamencie szurania łapami po podłożu i melodyjnemu tap tap tap — Zaraz cię zjem!
***
przed tym jak Jadowita Żmija zaciążyła i wbiła do żłobka
Alba zniknęła. Przepadła. Nie było jej.
Ale za to na jej miejsce zawitała do żłobka inna kotka. I to nie byle jaka. Była bardzo ładna. Nawet pomimo tych blizn! One dodawały jej uroku. A w dodatku Naparstnicy rzuciła się pewna cechą, która łączyła ją i Gęsi Wrzask. A dokładnie naderwane lewe ucho. Właściwie nie tylko ta dwójka miała taką specyficzną ranę w postaci ubytku ciała, poza nimi było jeszcze kilka takich kotów.
— Proszę Pani. Pani Bielik. Mamo Bielik... — miauknęła nie będąc pewna jak powinna się zwracać do persony, będącej ich nowa matką. Może kotka nie życzyła sobie, aby ją nazywać mamą? — Ucho. — Dotknęła łapką jednego z nich, dokładnie lewego. — Zauważyłam, że poza panią i tatą kilka kotów też ma takie naderwane ucho. Co to znaczy? To jakaś taka moda jak obroża mamy Alby?
— Nie, to nie moda. Ucho to znak, który dostajemy od przodków. Wszyscy ci, którzy je mają są twoimi przyjaciółmi. Kiedyś także dostąpisz tego zaszczytu — wyjaśniła, uśmiechając się do kociaka miło. — Tata opowiadał wam coś o naszej wierze?
— Trochę... Rzadko nas odwiedzał. Ale wiem, że jesteśmy dzikusami. Tak mama nazywała tatę, jak jeszcze z nami tutaj była. Ciekawe gdzie poszła i czemu nie wraca... Arbuzik za nią płacze — Podrapała się za uszkiem — Moje rodzeństwo nie lubi taty Krzyku, ale jak coś to pani tego nie wie. — szepnęła — Gdyby on się o tym dowiedział, to na pewno przykro by mu było.
— To źle, że nie nauczył was wiary — zmartwiła się. — Nie jesteśmy dzikusami, tylko wojownikami. Twoja matka była pieszczoszką, stąd mogła uznawać nas za hałastrę. Tak jednak nie jest. Bądź dumna z tego, że jesteś wilczakiem. Jeżeli masz ochotę mogę wam opowiedzieć o naszej religii. Jest namacalna i widoczna, nie zmyślona jak co niektóre bajki. Powinniście zdawać sobie sprawy z przodków, którzy nad nami czuwają. To oni w przyszłości rozliczą nas z naszych grzechów.
— Tak, tak poproszę! Mama nie lubiła jak tata nam mówił o tutejszych zwyczajach, wolała nam śpiewać piosenki. — wyjaśniła, usadowiła się w międzyczasie wygodnie tak, by Bielik mogła ją uraczyć dokładnymi informacjami na temat wiary
Kotka zaczęła opowiadać im o Mrocznej Puszczy. Przedstawiła ich jako bohaterów, dobrych i pomagających w ciężkich chwilach. Wspomniała także o Klanie Gwiazdy, ich wrogach, którzy mordują kocięta i którzy są uosobieniem najgorszego zła jakie chodziło po ziemi. Na końcu opowiedziała im o Jastrzębiej Gwieździe, Mrocznej Gwieździe, Irgowym Nektarze i innych, którzy rozwinęli ich wiarę. Przestrzegła maluchy także przed tym, aby nie chwalić się tym na prawo i lewo, ponieważ koty wierne Klanowi Gwiazdy były ukryte wśród klanowiczów i mogliby zrobić im coś złego, gdyby dowiedzieli się, że są za przodkami.
— I właśnie dlatego możecie ufać tylko kotom z naderwanym uchem. Oni znają prawdę, reszta jest niegodna lub wierzy w naszych wrogów... — zakończyła.
Była wdzięczna za to, że na spokojnie mogła w całości wysłuchać tej opowieści. Wszystko dzięki temu, że Alba zniknęła. Gdyby nie to, na pewno historia znowu skończyłaby się na samym początku i Naparstnica by umierała z ciekawości co było dalej.
— Przestrzegę swoje rodzeństwo przed Gwiazdami! — zawołała, a swe kroki skierowała w stronę siedzącej najbliżej ofiary w postaci Mak — Hejka, Raczku! Mama Bielik powiedziała mi coś bardzo interesującego... — Mniej więcej powtórzyła zasłyszana historię, czasami zdarzyło jej się bardziej lub mniej przekręcić imiona osobistości mające wpływ na kult stojący przed młodym umysłem otworem — No i słuchaj! Już wiem co oznacza to naderwane ucho...
Zamiast wytłumaczyć na spokojnie, przeszła do czynów. Coś tylko bąknęła o tym, że naderwane lewe ucho to znak od przodków. I że kiedyś go dostaną, jak zasłużą. Tyle, że jeśli siostra dalej będzie się wszystkiego bała to na pewno nie otrzyma tego zaszczytu. Następnie uczepiła się zębami jej ucha. Skoro lewe ucho było znakiem od przodków, który kiedyś dostaną, to nic nie stało na przeszkodzie, aby jej siostra otrzymała drugi znak w postaci naderwanego prawego ucha. Tym razem od Naparstnicy.
— Spokojnie Raczku, nie panikuj... To dar ode mnie, żebyś była dzielna... — wymamrotała ciągnąć swymi małymi ząbkami za płatek ucha liliowej koteczki — Wtedy zasłużysz na drugi dar, tym razem od przodków, bo inaczej na ciebie nawet nie spojrzą...
— Ale ja nie chcę! — krzyknęła w odpowiedzi
<Mak? Nie pozwól sobie oderwać ucha!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz