Szczawiowa Łapa wyszczerzył zęby w uśmiechu i w podskokach ruszył przed siebie, widocznie zdeterminowany, by prześcignąć mentora w liczbie złapanych piszczek. Łabędziego Pluska zadziwiało, skąd młodzik czerpał takie pokłady energii. Przecież co dopiero przeszli przez ciężki, wyrównany pojedynek, a ten już się rwał na łowy. Wojownik pokręcił łbem z politowaniem i odwrócił się w przeciwnym kierunku mimo braku najmniejszej ochoty na odbieranie żyć tym uroczym, niewinnym żyjątkom. A może by tak zignorować to, po prostu pospacerować po okolicy, a Szczawiowej Łapy wyjaśnić, że nie miało się szczęścia? Kocur westchnął. Och, jak ciężkie było życie mięsożercy, który nie znosił krzywdzić nie tylko innych kotów, ale również swojego potencjalnego pokarmu. Ale coś, niestety, jeść musiał.
Poczłapał przez las, węsząc od niechcenia. Naprawdę nie miał zamiaru zabijać, nie dzisiaj. Niech jego uczeń mówi sobie co chce, niech ma powód do przechwałek, że jest lepszy nawet od własnego mentora. Niech ma.
Łabędzi Plusk wciągnął w płuca mroźne, zimowe powietrze. Śnieg zatrzeszczał dźwięcznie pod jego łapami. Po chwili nadszedł większy podmuch wiatru, od którego wojownik aż się zatrząsł. Krótkie futro zdecydowanie nie zdawało egzaminu Porą Nagich Drzew. Nocami musiał zwijać się w ciasną kulkę i przyciskać do posłania, by móc się ogrzać. Ale znowu długie byłoby uciążliwe, gdy nastają upały. Że też sierść nie mogła się idealnie dostosowywać… może i robiła się trochę grubsza, cieplejsza, ale co z tego, gdy wciąż było mu zimno?
Czas mijał, a kocur chodził w te i wewte bez większego celu, czując, że zaczyna marznąć. Chyba najwyższy czas wracać. Szczawiowa Łapa pewnie też był już w drodze do obozu, a może nawet już w nim. Ciekawe, ile ten szczyl upolował.
***
Wiele się ostatnio działo w Klanie Klifu, oj, bardzo wiele. Dwunożni z farmy zaczęli coraz bardziej ingerować w życie dzikich kotów, rozrzucając na ich terytorium kawałki zatrutego mięsa. Do tego dochodziła śmierć dwóch młodych kotów. Czyżby to Klan Gwiazdy zaczął się na nich mścić za działania Lisiej Gwiazdy? Ale… dlaczego nie krzywdzili jego, a zmuszali wszystkich, w większości niewinnych wojowników do cierpienia?
Łabędzi Plusk przeciągnął się, by rozprostować łapy zdrętwiałe od długotrwałego snu. Świat dookoła toczył się szybko, a on dalej stał w miejscu. No, prawie w miejscu. Ostatnio jego życie wreszcie drgnęło trochę do przodu. Po tych wszystkich księżycach rozłąki udało mu się spotkać z Aroniowym Podmuchem i z nim porozmawiać. Bez ładu i składu, bo obydwoje byli zbyt spięci, ale jednak rozmawiali. Widzieli się. Myśl o tym wzbudzała w Klifiaku wiele emocji, ale przede wszystkim dodawała nadziei. W końcu zaczął wygrzebywać się z tego ciasnego dołka, w którym ostatnio tyle gnił. Był na dobrej drodze! Chyba.
Nie można również zapomnieć, że jego uczeń doczekał się tytułu wojownika, już jakiś czas temu. To również dodało mu swego rodzaju otuchy, cieszył się z sukcesu Szczawiowego Liścia. Nie wątpił w jego umiejętności, w wiedzę, jaką mu przekazał oraz liczył, że kocur mimo wszystkich swoich wad będzie kiedyś dumnie reprezentować Klan Klifu. Jeszcze parę rzeczy będzie musiał sobie przyswoić, ale Łabędzi Plusk wierzył, że zdolny młodzik poradzi sobie z tym wszystkim bez żadnego problemu.
— Hej Łabędzi Plusku!
Oho, o wilku mowa. Wojownik na dźwięk jego głosu natychmiast podniósł łeb.
— O-o, h-hej
<Szczawiku?>
Łabądku zostań wege i wciągaj liście
OdpowiedzUsuń