przed zgro
Komar odszedł. Cóż za wielka strata... nie dla niej. Nie udawała nawet przez chwilę, że jakkolwiek raniła ją śmierć lidera. Teraz, gdy Agrest był liderem mogła znów, nareszcie, doświadczyć zgromadzenia. Już słyszała wcześniej jej imię, które w końcu padło pośród innych w liście kotów na zgromadzenie. Uśmiech nie schodził jej z pyska od tamtej chwili. Ciekawiło ją, jak skończyło jej rodzeństwo. Słyszała, że Aksamitna Chmurka została zastępcą. Chciała jej pogratulować! Z drugiej strony jednak nieco się obawiała spotkania po księżycach z klifiakami. Osądzenie o bycie zdrajcą mogło być nieuniknione. Chociaż właściwie co ją to obchodziło? W Owocowym Lesie było jej lepiej.
Jedynie zostanie zastępcą Ważki ją drażniło. Przecież wiedziała, że to ona była najbardziej godna tej posady. Gdyby tylko ktoś dał jej ucznia i szansę... ugh. A zdawało jej się, że Agrest za nią przepadał! Choć może go zwyczajnie nie ceniła. Jeszcze przyjdzie na nią czas...
Zza krzewów pomiędzy którymi chodziła rozległy się pojedyncze szelesty. Nie przykuły jej uwagi, więc kontynuowała zamyślona spacer. Dopiero, gdy między liśćmi zobaczyła rdzawą sierść zadrżała. Czy to było to, o czym myślała? Nie musiała długo czekać na odpowiedź, gdyż z zarośli powitał ją wystający, rudo-czarny pysk, odsłaniający brudne kły.
— Na Klan Gwiazdy... — wymamrotała, kuląc pod siebie ogon. Dwa razy nie trzeba było jej mówić, że powinna uciekać. Prędko, jak zając na równinie, popędziła w stronę obozu. Słyszała donośne kroki lisa, który rzucił się w pogoń za nią. Przeskakiwała nad kłodami, mijając wysokie drzewa, jednak skwar prędko zabierał jej siły. Co za pech...
***
Dotarła zdyszana do obozu. Już dawno zgubiła to stworzenie, zwinnie lawirując po lesie. Nie obeszło się jednak bez ran. Mimo, że stwór jej nie dopadł na jej ciele między futrem znajdowało się wiele obtarć, ran i siniaków, narobionych w trakcie ucieczki. Wojownicy i uczniowie podchodzili, by zapytać co się stało, zmartwieni.
— Lis — syknęła tylko, odsuwając się. Rozpromieniała po chwili, zdając sobie sprawę, że powinna się zachowywać. — Uciekłam, choć wyskoczył na mnie niespodziewanie. Nawet mnie nie drasnął, więc spokojnie, wszystko ze mną w porządku. — Uśmiechała się w stronę owocniaków, zapewniając, że nie mają się czym martwić. Wśród zatroskanych spojrzeń trafiła na kilka wręcz szczęśliwych z powodu jej wypadku, jednak nie zamierzała przejmować się idiotami. Żegnając innych poszła do legowiska medyka. Nie chciała skończyć z jakimś brzydkim zakażaniem, a co dopiero blizną!
***
Nie pójdzie na zgromadzenie? Czy ktoś robił sobie z niej jaja w tej chwili? I to z powodu jakiegoś durnego zadrapania?
— Zapewniam, że naprawdę nic mi nie jest — powtarzała już po raz kolejny Witce, która jednak w odpowiedzi, jak zacięta płyta, mówiła wciąż to samo.
— Na zgromadzeniu mogłabyś doznać jakiegoś zakażenia. Wiele jest chorych kotów, Daglezjo. Jedno zgromadzenie możesz opuścić, prawda?
Odburknęła jej coś niezrozumiale ruda. Jedno? Odkąd tylko jest w Owocowym Lesie nawet nie widziała miejsca zgromadzeń! Ona była medyczką, była zawsze, niezależnie od jej stanu. Ugh...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz