Idealnie. Jeszcze trochę... O tak... Idealnie! Zaledwie wczoraj, wybrał się na przechadzkę do lasu, a już znalazł piękną czaszkę, należącą pewnie do jakiegoś ptaka. Wielkością przypominała kruczą lub wronią, jednak zbytnio w to nie wnikał. Ważne, że udało mu się dotachać to do legowiska. Odkąd wygonił Strzyżykową Pręgę, teraz on był tu panem na włościach i mógł nieco udekorować przestrzeń. Przyglądał się nabitej na patyk czaszce, łapą ustawiając jej położenie, gdy oczywiście ktoś mu przerwał.
- Potrójny Kroku? Jesteś tu? - zawołał jakiś głos.- Tak, czego?
- Jest tu Leśny Świt?
Co za bezczelny bachor! Przecież mówił, że nim się wejdzie do jego leża, mają przed wejściem wołać kto wchodzi. Wiedział po głosie, że to nie wróciła Strzyżyk, a przyszedł jakiś mysi móżdżek. Czy muchy zasnuły mu umysł, kiedy to wszystkim ogłaszał? Chwycił w pysk kość i rzucił nią w dzieciaka. Rozległo się zduszone "ała". Najwyraźniej nie spodziewał się takiej formy zaprzeczenia.
- Gdyby tu był, to chyba by zawołał do ciebie: Nie wchodź! - prychnął, stając naprzeciw Kolca. - Czy słyszałeś jakie panują tu nowe zasady?
Uczeń zdziwiony pokręcił głową. Na Klan Gwiazd! Co to za mysie móżdżki mu się trafiają? Najpierw Leśny Świt przyszedł z problemem, ale nie zawołał swego imienia, przez co kość, którą w niego rzucił go znokautowała i teraz leżał nieprzytomny, zakryty mchem w przestrzeni zarezerwowanej dla pacjentów. A teraz ten dzieciak...
- To go nie ma? Czy jest? - dopytywał.
- JEST! Ale przed wejściem masz wołać, że wchodzisz!
- Ale po co?
- Po to mysi móżdżku, bym cię nie rozszarpał! - warknął. - Widać, że niedaleko pada mentor od ucznia... - mruknął do siebie. - On jest tam - Wskazał ogonem mech.
- Pod mchem?
- A owszem.
Uczeń podszedł do wskazanego miejsca i odkrył nieprzytomnego mentora.
- On nie żyje?! - zakrzyknął, widząc jak ten leży z językiem na wierzchu.
- Przed kilkoma uderzeniami serca jeszcze żył! - Odepchnął ucznia i zbadał pobieżnie wojownika. - Żyję! Nie strasz mnie tak! - prychnął. - Po prostu śpi.
- A co z moim treningiem? Kiedy się obudzi? - dopytywał Kolec.
- Mam gdzieś wasz trening. Nie odbędzie się, bo widzisz, że leży jak długi. Nie mam takiej mocy, by postawić go na nogi.
- Ale co mu jest?
- To chyba z przemęczenia... - wyjaśnił, rzucając Fasolkowej Łapie spojrzenie, aby ta nie wygadała się, że to przez niego wojownik leżał bez życia. - Coś jeszcze chcesz? Jak jesteś zdrowy, to nie marnuj mojego czasu.
<Kolczasta Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz