Pstrągowa Gwiazda szykowała oddział do wymarszu.
Niektórzy jeszcze pobieżnie ostrzyli pazury lub rozciągali mięśnie, inni zażywali zioła na wzmocnienie przygotowane przez Truskawkową Łapę, a jeszcze inni siedzieli przy wyjściu z obozu z ogonem owiniętym wokół łap, czekając na rozkaz przywódczyni. Szałwiowa Chmura wtulała się w futro Żółwiego Brzasku, Owcze Futerko i Biały Kieł zetknęli się nosami. Muszy Bzyk i Ropuszy Język stały tak blisko, że ich futra ocierały się o siebie, z kolei Pluskająca Łapa i Pigwowy Kieł nawzajem próbowali dodawać sobie otuchy.
Łososiowa Łapa po raz piąty wygładzał futro na piersi, choć doskonale wiedział, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Napięcie związane z wizją rychłej walki nie pozwalało mu jednak spokojnie usiedzieć bez ruchu. Choćby musiał przeliczyć ziarenka piasku na brzegu rzeki, zrobiłby to, byleby tylko się czymś zająć i nie myśleć o nieuniknionym. Starał się jednak nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, bo wszyscy mogliby wtedy zobaczyć, jak bardzo sztywny się zrobił. Napięcie to nie trwało jednak długo. Na sygnał koty ustawiły się w szyku i z ogromną burą kocicą na czele, opuściły wysepkę.
Kremowy kocurek starał się dojrzeć najbliższych wśród natłoku Nocniaków. Szczerze mówiąc, najmniej obawiał się o życie sióstr. To nie tak, że były mu obojętne, po prostu je znał. Pluskwa zdecydowanie zmężniała dzięki treningom z Pstrągową Gwiazdą i był pewny, że liderka doskonale przygotowała ją do bitwy, z kolei Rzeczna Łapa nie dałaby się ot tak zabić, jest na to po prostu... zbyt sobą. Iskrząca Łapa też miał spore pojęcie o walce, tak jak Karasiowa Łuska. Z kolei Szakłakowy Cień i Śledziowe Futro nie zostali przecież wojownikami z litości. Co prawda kocurek nie miał wielu okazji, żeby zobaczyć swoich rodziców w akcji, ale był pewien, że dzisiaj skopią parę nieprzyjacielskich zadków!
Tak przynajmniej mu się z początku wydawało, bo kiedy tylko Śledziowe Futro, Poziomkowy Blask i Biały Kieł odłączyli się od oddziału i ruszyli przodem, poczuł rosnącą gulę w gardle. Rozejrzał się, szukając wśród wojowników wspierających spojrzeń sióstr, jednak żadna z nich nie szukała jego wzroku. Poczuł się nieco osamotniony.
— Pstrągowa Gwiazdo! — na przedzie rozległ się krzyk czarno-białego kocura. — Natknęliśmy się na duży patrol! Potrzebujemy pomocy!
Liderka pomknęła do przodu. Pręgowany mógłby przysiąc, że nawet mimo swoich gigantycznych rozmiarów pofrunęłaby, gdyby ktoś dał jej skrzydła. Na granicy zastali patrol składający się z sześciu kotów, jednak szybko udało się go przegonić. Prawdziwie druzgocącym widokiem była natomiast Śledziowe Futro. Póki Łososiowa Łapa nie ujrzał jej na pół żywej, do szczętu wyczerpanej oraz oblepionej kurzem i niewysłowioną ilością jej własnej krwi, nie sądził, że tak mocno ją kocha. Chciał się wyrwać z szeregów i choćby na chwilę zobaczyć ją z bliska, ale wiedział, że nawet sama matka nie byłaby zadowolona z takiego zachowania. Klan przede wszystkim. Próbował złapać jej spojrzenie, ale była na tyle mocno poturbowana, że najpewniej myślała wtedy jedynie o bólu. Mógł tylko modlić się do Klanu Gwiazdy o to, aby okazała się tak silna, że uda jej się powrócić do zdrowia. Wiadomość o powrocie Szakłakowego Cienia do obozu przyjął z ogromną ulgą. Chyba serce by mu pękło, gdyby przyszło mu oglądać również ojca w takim stanie, w jakim była obecnie jego matka.
Po ucieczce patrolu, Pstrągowa Gwiazda ruszyła szybszym truchtem. Teraz, kiedy zostali wykryci, liczyło się tylko to, aby jak najszybciej dotrzeć do obozu Klifiaków. Biedna Słodki Język... Trzeba być parszywym lisim bobkiem bez krzty honoru, żeby porwać medyczkę!
Płomiennorude futro Lisiej Gwiazdy można było dostrzec już z daleka. Koty Klanu Klifu ustawiły się w zwartym szyku, gotując się na atak. Kocur przemówił, kiedy wojownicy Pstrągowej Gwiazdy podeszli na tyle blisko, aby mogli go usłyszeć.
— Czego? — warknął, obnażając przy tym zęby i pazury.
— Oddawajcie Słodki Język! — zawołał ktoś w tłumie, wzbudzając bojowe nastroje.
Wtedy Lisia Gwiazda zniknął we wnętrzu obozu, co niewątpliwie nieco skonfundowało Klan Nocy. Chciał się poddać bez rozlewu krwi? Stał przed nimi kot, którym w opowiastkach straszy się niesforne kocięta i chciał tak po prostu odpuścić? Czy to było w ogóle możliwe? Takie wątpliwości najpewniej naszły sporą część Nocniaków, bowiem zaczęli intensywnie szeptać między sobą. Po niedługiej chwili, rudzielec znów wyłonił się spomiędzy szeregów, jednak nie było z nim czarnej kotki o płaskim pysku. Wyrzucił w stronę Nocniaków jakiegoś jasnego kocura ze zdeformowanymi przednimi łapami.
— To nasz medyk. Macie, a teraz wynocha! - fuknął Lisia Gwiazda.
Ta przeklęta wronia strawa sobie z nich kpiła. Czy ta rybia głowa naprawdę myśli, że zadowolą się byle jakim medykiem? Przyszli tu po Słodki Język i nie odejdą bez niej! Pstrągowa Gwiazda stwierdziła jednak, że nie ma sensu puszczać wolno kocura wyrzuconego przez Lisią Gwiazdę, rozkazała więc Żółwiemu Brzaskowi i Białemu Kłowi zabrać go do obozu.
— Co się tu dzieje? — Uwagę wszystkich zwróciła niewielka postać o czarnym futrze i charakterystycznym płaskim pysku. Był tylko jeden szkopuł — raczej nie wyglądała na szczególnie ubezwłasnowolnioną.
Łososiowa Łapa nie chciał wierzyć własnym oczom. Zdradziła ich. Ta pokraka ich zdradziła! Jego matka walczyła dla zdrajczyni, a teraz musi walczyć o życie!
Jeśli coś jej się stanie, będziesz mieć ją na sumieniu — pomyślał. Między wyżej postawionymi jednostkami toczyła się jeszcze przez chwilę zażarta dyskusja, jednak krew szumiała kremusowi w uszach tak głośno, że nawet nie chciało mu się silić na próbę zrozumienia tej wymiany zdań. Wychwycił jedynie rozkaz do ataku.
Rzucił się w wir walki. Kątem oka dostrzegł, jak Karasiowa Łuska wczepiła się w bok jakiegoś Klifiaka. Zauważył również Rzeczną Łapę i Sasankową Łapę, które wspólnie próbowały obezwładnić sporego, czarnego kocura. Gdzieś z tyłu słyszał bojowe okrzyki Brzoskwiniowej Bryzy. Ale Łososiowa Łapa nie pragnął już zwycięstwa. Chciał zemsty na płaskopyskiej. W tamtej chwili był gotów rozszarpać gardło każdego, kto przed nim stanie. Pech chciał jednak, że jego pierwszym przeciwnikiem okazała szylkretowo-biała kotka o rozwścieczonym spojrzeniu. Natarła w jego stronę. Kocurek spróbował wykonać unik, jednak oponentka trafiła go w zadnie łapy i powaliła na ziemię, odrzucając go od siebie. Widząc, że znowu biegnie w jego stronę, tym razem nie uciekał, a zrobił dokładnie to samo. Pędził całkiem na wprost i wbiegłby prosto na szylkretkę, gdyby przed samym zderzeniem nie wyminął jej. Kotka straciła jednak równowagę, zatoczyła się, a wtedy Łososiowa Łapa zatopił zęby w jej barku. Kocica syknęła z bólu i przejechała Nocniakowi pazurem po pysku, jednak nie udało jej się trafić w oko. Uczeń chciał wczepić się w jej ogon — w międzyczasie pozostawiając jej pamiątkę w postaci długiego zadrapania na grzbiecie — ale kotka zdołała złapać go za kark i przyszpilić do ziemi. Kopnął ją w brzuch, jednak nacisk nie zelżał. Łososiowa Łapa szykował się już na otrzymanie śmiertelnego ciosu, jednak nagle ucisk na jego klatkę piersiową zupełnie zniknął. To Sumowy Wąs skoczył na kotkę, a ta potoczyła się nieco dalej. Kocurek nie mógł ich już dostrzec, bo dosłownie parę uderzeń serca później zniknęli w tabunie innych walczących. Następnie przyszło mu mierzyć się z kremowo-białym kocurem. Z początku chciał bez zastanowienia rzucić się na jego grzbiet i rozorać go pazurami, jednak kocur ten do złudzenia przypominał mu Karasiową Łuskę. Czuł się więc trochę nieswojo, zadając mu kolejne ciosy.
Zdawało się, że walka trwała w najlepsze, ale co jakiś czas uczniowi mignął gdzieś kot Klanu Nocy, który wycofywał się z pola bitwy. W momencie, kiedy do jego przeciwnika dołączyła jakaś uczennica, uznał, że najwyższa pora się ulotnić. Prychnął im tylko na pożegnanie i zbiegł z klifu, o mało co się nie przewracając. Chwilę potem usłyszał pełen wściekłości rozkaz swojej liderki, mówiący o powrocie do obozu. Biegnąc w stronę własnego terytorium oblizał resztki krwi przeciwników, która ciekła mu po brodzie. Z niepokojem uznał, że wydało mu się to aż nazbyt satysfakcjonujące.
~*~
Pierwszym, co zrobił po wejściu do obozu, było pognanie do legowiska medyka, nawet pomimo bólu w jednej z tylnych łap, który spowodowało ugryzienie jakiegoś Klifiaka. Oczywiście było kilkoro kotów z poważniejszymi obrażeniami, jednak nie przyszedł tam po leczenie. Chciał po prostu zobaczyć swoją matkę. Szylkretową pointkę ledwo było widać spod grubej warstwy pajęczyn. Tuż przy niej siedział Szakłakowy Cień. Gdzieś w głębi legowiska krzątał się już jasny kocur, którego oddał im Lisia Gwiazda. Gdy znowu poczuł w nozdrzach ostry zapach Klanu Klifu, coś w nim pękło. Powalił kocura i po chwili ich pyski dzieliła tylko długość mysiego ogona. Medyk syknął oburzony, jednak na Łososiowej Łapie nie zrobiło to wrażenia.
— Zrobisz wszystko, co w twojej mocy, żeby jej pomóc, rozumiesz? — wycedził, obnażając przy tym kły.
Płowy najwyraźniej uznał, że nie ma sensu kłócić się z takim furiatem, więc przytaknął. Mimo tego zapewnienia, Łososiowa Łapa nadal miał ochotę zatopić kły w jego gardle.
Wtedy poczuł szarpnięcie za kark. Obejrzał się z gniewem, żeby dowiedzieć się, kto śmie odbierać mu możliwość poczucia na języku ciepłej krwi wroga. Napotkał jednak jedynie czuły, rozrzewniony wzrok Szakłakowego Cienia. Rozluźnił się i dał odciągnąć od płowego. Wydawało się, że ojciec chciał mu coś powiedzieć, jednak oparł tylko głowę na jego barku. Łososiowa Łapa siedział przez chwilę jakby otumaniony, jednak z upływen czasu tylko mocniej wtulał się w liliowe, puchate futro. Poczuł się bezbronny jak kociak. Mógł usłyszeć rytm dwóch bijących serc, jednak nie był w stanie odróżnić swojego od tego należącego do jego ojca. Zamknął oczy. Pozwolił, aby ciężka łza stoczyła się po jego pysku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz