Los jednak chciał, że zamiast rodziców, wpadł na jakiegoś kocura. Spojrzał na rudego, próbując szybko się zorientować, kim jest pobratymiec. Widok znajomej mordki sprawił jednak, że zjeżył futerko z niezadowoleniem. Odskoczył przerażony. Nie, nie, nie, nie zamierzał więcej skakać na drzewa! Lisiak zdecydowanie nie był jego kumplem, a wręcz stał się prawie wrogiem, gdyby nie to, że Króliczek nie znał uczucia nienawiści. Nie chciał jednak mieć z tym kocurem, nic więcej wspólnego, nawet zamienić z nim malutkiej rozmowy.
— O nie! Zrobiłem ci coś złego? Nie bój się.
Spanikowany odsunął się bardziej. Jego ciałko poruszyło się w nieprzyjemnym uczuciu strachu. Króliczek nie należał do dominujących osobników i czasami czuł się jak zwierzyna, po której dostał swoje śliczne imię. Rudy wojownik widocznie rozpoznał nocniaka.
— Pamiętam twoje imię! Króliczek! Co ty robisz poza żłobkiem? Maluszki nie powinny chodzić same po obozie.
Rzucił mu nieufne spojrzenie. Co on nagle taki przyjazny? Może to były tylko pozory, a zaraz wysunie pazury i każe mu sprzątać legowiska? O nie, kocurek nie chciał kolejny raz znosić jego zachowania.
— N... Nie jestem już kocięciem... T-tylko u-uczniem... — szepnął.
— Ojej! Moje gratulacje! Jak sobie radzisz? Opowiadaj! Też zostałem mianowany, wiesz? I mam brata, którego baaaardzooo kocham.
Nie lubił go. Mamusia mówiła, że gdy kogoś nie polubi, to nie powinien z takim osobnikiem ucinać pogawędek. Tatuś jednak zapewniał, że każdemu należy się druga szansa, a przyjaciele są najlepszym, co może spotkać kota. Króliczek pokręcił łebkiem, czując się nagle trochę pewniej.
— Mo-moim m-mentorem z-został Jesionowy W-wicher. C-chyba d-dobrze sobie radzę. — miauknął nieśmiało, zanim ruszył przed siebie, chcąc minąć wojownika. Ten jednak zagrodził mu drogę.
— Już idziesz? Szkodaa. Chciałem się bliżej zapoznać! Zostańmy przyjaciółmi!
Oczy Króliczej Łapy stały się większe z zaskoczenia. Cofnął się o kilka kroków, wywołując zdziwienie wymalowane na pyszczku lisiaka. Pewnie spodziewał się innej reakcji, ale niebieski nie zamierzał udawać, że mu cała ta sytuacja nie pasuje.
— J-jesteś dziwny. Bardzo dziwny. N-najpierw m-mnie s-straszysz śmiercią i ka-każesz skakać, a te-teraz jakby nigdy nic, c-chcesz się p-przyjaźnić? — zmrużył oczy. — I c-czemu t-tak stoisz? Skacz na najbliższe drzewo i z-zobacz, j-jakie to o-okropne!
<Szkarłatny Mrozie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz