Sen szła powoli, torując sobie drogę między krzewami. Puszystym ogonem szurała po podłożu, starając się zakamuflować zostawiane za sobą ślady wielkich, ciężkich łap. Przystanęła na chwilę, by powęszyć za zwierzyną. Był zapach wiewiórki, ale stary, poza tym nic ciekawego. Nagle, coś nad głową kotki zaskrzypiało. Automatycznie przypadła do ziemi, po czym uniosła łebek w górę. Nie duży, bury ptak odpoczywał na gałęzi pobliskiego drzewa. Sen wolno zaczęła się skradać, starając się, aby stworzenie jej nie usłyszało. Sprawnie wdrapała się po korze, a następnie, gdy tylko znalazła się na wysokości zziębniętego ptaka, skoczyła do przodu. Zwierzątko nie zdążyło nawet uciec, zbyt zmęczone, by zareagować. Zwisało więc bezwładnie z pyska Maine coon'ki, która z triumfem uniosła głowę. Jej mina diametralnie się zmieniła, kiedy usłyszała skrzypnięcie. Odwróciła się do tyłu, by zobaczyć tylko, jak gałąź całkowicie pęka pod jej ciężarem. Łupnęła w ziemię tak głośno, że jeśli nawet byłaby tu jakaś zwierzyna - uciekła w popłochu. Na domiar złego, na jej głowę spadła lawina śniegu, wcześniej okrywająca jodłę, o którą kotka niechcący zahaczyła przy tym krótkim „locie”. Od razu wstała, mając nadzieję, że nikt jej nie widział. Otrzepała się z białego puchu i wraz ze zdobyczą w mordce powędrowała w swoją stronę.
Droga minęła jej spokojnie, nie wyczuwała żadnego wartego uwagi zapachu. Wreszcie, kiedy dotarła do „swojego domu”, mogła odpocząć po dzisiejszych przygodach. W dziupli było całkiem przyjemnie. No, może trochę ciasno, ale odkąd się wprowadziła, jest w trakcie powiększania. Na ścianach widniały liczne rysy od pazurów kocicy, podłoga pokryta była mchem, liśćmi i futrem Sennej, więc nie było źle. Przysiadła sobie w kątku, by nareszcie w spokoju móc zjeść. Mięso wróbla było dosyć twarde i żylaste, ogólnie, więcej było na nim piór niż jedzenia. Spożyła go do połowy, chcąc zjeść resztę po drzemce. Zwinęła się w kłębuszek, w miarę wygodnie układając się na leśnym posłaniu.
Kotka siedziała na jakimś pniaku, wokół niej było wiele kuszących, apetycznych zapachów. Na drzewach pojawiały się małe, zielone listki, a nad jej głową co chwilę przelatywały sikorki, skowronki, sroki. Gdzieś za drzewami, dostrzegła kocią sylwetkę. Zaskoczyła ze swojego siedziska i zaczęła biec za postacią.
- Hej, czekaj na mnie! - miauknęła radośnie, goniąc obcego. Czuła się taka lekka, trawa była miękka jak chmurka!
Nagle, spod jej łap, zaczęły wyrastać różnorakie kwiaty, do których zlatywały owady wszelkiej maści. Między krzewami znikł ciemny ogon tajemniczej postaci. Kiedy wyskoczyła na nią, czuła jak traci grunt pod nogami, a następnie spada w dół. Ostatnią rzeczą, przed tym, jak w jej pysk uderzył zimny podmuch wiatru, zobaczyła złocącą się parę oczu.
Obudziła się gwałtownie, czując na swoim pysku chłód pory nagich drzew. Jeszcze przez chwilę jej serce waliło jak szalone, dalej mocno zestresowane jak się okazało, snem. Usłyszała jakieś piski. Przeciągnęła się i wyjrzała z dziupli. Tuż pod grubą gałęzią, sąsiadującą z jej domkiem, siedziało małe, pulchne coś, a raczej ktoś. Kociak o brązowawym futerku, który do tego strasznie jazgolił. Trząsł się jak liść na wietrze z zimna i patrzył na wszystko oczami wielkimi jak u sowy. Sen, jak to ona, postanowiła się przywitać. Po cichu przeszła na grubą, idealną dla niej gałąź i przyczaiła się. Już tylko kawałeczek i... Wielka kula mięśni skoczyła na małego, bezbronnego kociaka.
- Cześć, dawno nie widziałam tu kota, a tym bardziej tak małego! - zaczęła od razu na wstępie nawijać Sen. Jednak, jak się okazało - koteczka, leżąca z przerażeniem w oczach, jakby właśnie stanęła pysk w pysk z borsukiem, nie wydawała się chętna do rozmowy. Trzęsła się jeszcze bardziej, a jej oczy mało co nie powyłaziły z orbit. Jednak, ku zdziwieniu Sennej - odpowiedziała, jeśli można to tak w ogóle nazwać.
- Z-Zostaw mnie ty-y włochaty tłuściochu!! - wykrzyczała koteczka. Maine coon'ka patrzyła na nią ze zdezorientowana, do tego zdziwiona brakiem entuzjazmu u czekoladowej, a wręcz tego przeciwieństwem. Nie czekając nawet na dalsze obelgi w jej stronę, jedną kończyną zatkała jej pyszczek, drugą obróciła ją na brzuszek i złapała za kark. Przecież nie zostawi tego farfocla na pastwę losu, nawet jeśli jest wredna i ją obraża! Nieco mniej sprawnie, przez ograniczający ją syczący i wierzgający tobołek wspięła się z powrotem na drzewo i dopiero w zacisznej dziupli odłożyła czekoladową. Za nim jeszcze zdążyła coś powiedzieć, samotniczka zatkała jej pyszczek potężną łapą.
- Więc... - kocica nawet nie skończyła, gdy poczuła nagle ból w opuszce łapy. Ta mała pchła przyczepiła się do niej!
Sen zaczęła machać łapą na wszystkie strony, ale kocię było nieugięte i trzymało się, jak kleszcz psiego zada. Wreszcie, kiedy wielkoludce skończyła się cierpliwość, pacnęła ją drugą łapą, a ta spadła z powrotem na mech. Już chciała jej coś powiedzieć, ale Senna złapała szyszkę, znajdującą się w jej legowisku i czym prędzej zatkała mordkę niebieskookiej. Odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, ile szyszka wytrzyma, bo już słyszała zdeterminowane chrupanie ząbków i pomruki niezadowolenia. Spojrzała na swoją łapę - nie była to duża ranka, ot, parę przyczerwienionych punkcików. Tylko trochę piekło, ale mniejsza z tym.
- Dobrze, a więc nazywam się Sen... - zaczęła ostrożnie. - Jeśli nie najesz się tą szyszką, masz tutaj część mojego śniadania - maine coon'ka wskazała głową na połowę dzisiejszego wróbla.
<Gorzka?>
Klepu klep, mój Wiewiór się wmiesza
OdpowiedzUsuńNope, nie możesz zaklepać opka skierowanego do kogoś innego/Kaktus
Usuń