Ale się porobiło...
Ostatnie księżyce w Klanie Burzy były burzliwe. Chyba w żadnym klanie nie działo się tyle co u nich, ale z tego co słyszała od starszych to była normą. Zdrady, zamachy, zabójstwa i Klan Gwiazdy jeden wiedział co jeszcze. W szczególności Nagietkowy Wschód złowróżył, mówiąc, że to cisza przed burzą. Podobno tak samo było wiele księżyców temu, gdy doszło do zabójstwa Sójczego Szczytu i jego bliskich.
Zdrada Pierwomrówczej Gwiazdy, to znaczy Gracji, zapoczątkowała te wszystkie złe wydarzenia i doprowadziła do rozpad ich uczniowskiej grupy. W końcu pozostali bez lidera. Sama nie widziała co myśleć o córce Przepiórczego Puchu i Szepczącej Pustki, jak i samych jej rodzicach. Przez tą całą sytuację nie widziała, jak ma zachowywać się w ich obecności, w szczególności w obecności zastępczyni. Wiedziała o planach córki? A może sama w nich uczestniczyła? Nie, mentorka taka nie była. Rozkwitająca Szanta w trakcie treningów odnosiła wrażenie, że kotce niespecjalnie zależy na objęciu w przyszłości władzy. To chyba dobrze o niej świadczyło, czyż nie? Jednak teraz ta relacja, która udało się zbudować na treningach pomiędzy mentorką i uczennicą powoli zanikała. Kolejne morderstwa w tak krótkim czasie przyczyniły się do zbiorowej żałoby, w szczególności tych, którzy stracili bliskich. Chyba tylko z pozytywnych rzeczy w klanie było przyniesie znajdki do obozu przez Szantową Łapę oraz mianowanie dwoje młodych kotów na wojowników.
Westchnęła, przenosząc spojrzenie na Dziwaczka, który jako jedyny w Klanie Burzy wydawał się niczym nie przejmować. Zazdrościła mu tej dziecięcej naiwności i niewinności. Cały świat prezentował się w różowych barwach w jego zielonych oczkach.
– Chcesz iść do Łapkowa? – spytała burego kociaka, który energicznie pokiwał twierdząco głową.
– Cześć babciu – miauknęła w wejściu do kociarni, przenosząc spojrzenie z cynamonowej kotki na rodzeństwo kociąt, które zostało przygarnięte przez Brzęczkowy Trel. – Cześć maluchy. Przyniosłam trochę mchu i króliczego futra... – Zaprezentowała przyniesione prezenty, przetransportowane na "saniach" z dużego liścia. Wśród nich znajdowały się również zabawki dla kociąt, takie jak piórka, zasuszone kwiaty czy owady. Ruda Lisówka wraz z Chomiczą Łapą dorzucili jej jeszcze jakaś znajdźkę, którą dostali na granicy od patrolu Owocowego Lasu. Rudy i jego uczennica, jak i sama Szanta nie mieli zielonego pojęcia co to jest, ale było miękkie i na pewno przypadnie do gustu ciekawskim kociakom. I na pewno je zmęczy.
– To bardzo miłe z twojej strony – odparła Brzęczka, obdarowując wnuczkę ciepłym uśmiechem. Brzęczkowy Trel chyba jak nikt inny wychwalał Rozkwitającą Szantę. Nie raz słyszała jak starsza mówiła na temat odwagi szylkretki oraz jej chęci do pomocy innym. A Szanta nie bardzo wiedziała jak ma reagować na komplementy, które według niej mijały się z prawdą. Każdy z wojowników przyprowadził by porzucone kocię do obozu, więc w jej zachowaniu nie było nic heroicznego. Tak samo, gdy przynosiła potrzebne rzeczy dla królowej i kociąt. – Zbliż się Szanto – poleciła kotka, a Rozkwitająca Szanta posłusznie wykonała polecenie. – Mam dla ciebie pewną propozycję...
Zaskoczyły ją słowa Brzęczkowego Trelu, ale rozumiała skąd w głowie cynamonowej kotki pojawiły się takie myśli. Babcia była stara. Z każdym księżycem coraz starsza. Śmierć była nieunikniona. Mimo chęci zaprzeczenia przez Szantę, starsza skarciła ją, aby nie przerywała.
– Sama widzisz, że w naszym klanie nie ma zbyt wiele chętnych kotek do zajmowania się przygarniętymi kociętami...
Przytaknęła. To była prawda. O ile w kociarni nie znajdowała się królowa ze swoimi młodymi, nikt nie pałał chęcią do zajęcia się obcymi kociętami. Być może z obaw, być może z powodu uprzedzeń.
– ... A tobie całkiem dobrze szło zajmowanie się Dziwaczkiem. Dlatego pomyślałam...
Cóż, przyczepił się, a Szanta z powodu jakiegoś dziwnego obowiązku nie miała serca go przepędzić, nawet jeśli będąc umorusany od łapek do głowy starał się otrzeć o jej bok.
– Może chciałabyś mi pomóc oficjalnie w opiece nad kociętami? Zadbać o ich naukę i wychowanie nim wkroczą na uczniowską ścieżkę? I w razie potrzeby służyć radą i pomocą królowym?
– Ja... Sama nie wiem. Kocięta są brudne. Czy to od mleka, czy od ziemi, w której zachciało im się wytarzać... Nie lubię brudu. – podsumowała. – I są hałaśliwe. Mlaszczą podczas jedzenia. To nie dla mnie.
– Od tego są królowe, które dbają o ich czystość w pierwszych chwilach ich życia – zaśmiała się starsza. – Spójrz. Jarowit i Marzanna to nie są małe kocięta, potrafią same już zadbać mniej lub bardziej o własną higienę. I nie są tak hałaśliwe jak nowonarodzone młode. Poza tym pamiętam jak mówiłaś, że nie ma dla ciebie ścieżki w klanie. Według mnie jest. Co prawda zostałaś wojowniczką, ale wydajesz się być pełna wątpliwościb i wydaje mi się, że nie sprawia ci to radości... Pamiętam również twoje słowa, gdy jako mały kociak snułaś plany o swojej przyszłości.
Widziała ten błysk w spojrzeniu Brzęczki. Znała go zbyt dobrze. Babcia tak łatwo nie odpuści. Na chwilę odpłynęła myślami, ignorując słowa kotki, starając sobie wyobrazić siebie w żłobku jako pomoc królowej. Musiałaby pilnować tylko, aby kocięta nie rozniosły obozu i przypilnować, aby w przyszłości nie wpadł im do głowy pomysł z zamachem na życie lidera.
Dało się zrobić.
– Myślę, że na próbę mogłabym przychodzić jak dotychczas do kociarni i ci pomagać...
– Wspaniale! Udaj się do Skruszonej Wieży i porozmawiaj z Króliczą Gwiazdą. Rozmawiałam z nim wcześniej o tym, że będę mogła potrzebować pomocy przy kociętach ze względu na swój wiek, więc będzie wiedział w jakiej sprawie do niego przychodzisz. Na pewno się ucieszy!
Ostatnie księżyce w Klanie Burzy były burzliwe. Chyba w żadnym klanie nie działo się tyle co u nich, ale z tego co słyszała od starszych to była normą. Zdrady, zamachy, zabójstwa i Klan Gwiazdy jeden wiedział co jeszcze. W szczególności Nagietkowy Wschód złowróżył, mówiąc, że to cisza przed burzą. Podobno tak samo było wiele księżyców temu, gdy doszło do zabójstwa Sójczego Szczytu i jego bliskich.
Zdrada Pierwomrówczej Gwiazdy, to znaczy Gracji, zapoczątkowała te wszystkie złe wydarzenia i doprowadziła do rozpad ich uczniowskiej grupy. W końcu pozostali bez lidera. Sama nie widziała co myśleć o córce Przepiórczego Puchu i Szepczącej Pustki, jak i samych jej rodzicach. Przez tą całą sytuację nie widziała, jak ma zachowywać się w ich obecności, w szczególności w obecności zastępczyni. Wiedziała o planach córki? A może sama w nich uczestniczyła? Nie, mentorka taka nie była. Rozkwitająca Szanta w trakcie treningów odnosiła wrażenie, że kotce niespecjalnie zależy na objęciu w przyszłości władzy. To chyba dobrze o niej świadczyło, czyż nie? Jednak teraz ta relacja, która udało się zbudować na treningach pomiędzy mentorką i uczennicą powoli zanikała. Kolejne morderstwa w tak krótkim czasie przyczyniły się do zbiorowej żałoby, w szczególności tych, którzy stracili bliskich. Chyba tylko z pozytywnych rzeczy w klanie było przyniesie znajdki do obozu przez Szantową Łapę oraz mianowanie dwoje młodych kotów na wojowników.
Westchnęła, przenosząc spojrzenie na Dziwaczka, który jako jedyny w Klanie Burzy wydawał się niczym nie przejmować. Zazdrościła mu tej dziecięcej naiwności i niewinności. Cały świat prezentował się w różowych barwach w jego zielonych oczkach.
– Chcesz iść do Łapkowa? – spytała burego kociaka, który energicznie pokiwał twierdząco głową.
~~~
– Cześć babciu – miauknęła w wejściu do kociarni, przenosząc spojrzenie z cynamonowej kotki na rodzeństwo kociąt, które zostało przygarnięte przez Brzęczkowy Trel. – Cześć maluchy. Przyniosłam trochę mchu i króliczego futra... – Zaprezentowała przyniesione prezenty, przetransportowane na "saniach" z dużego liścia. Wśród nich znajdowały się również zabawki dla kociąt, takie jak piórka, zasuszone kwiaty czy owady. Ruda Lisówka wraz z Chomiczą Łapą dorzucili jej jeszcze jakaś znajdźkę, którą dostali na granicy od patrolu Owocowego Lasu. Rudy i jego uczennica, jak i sama Szanta nie mieli zielonego pojęcia co to jest, ale było miękkie i na pewno przypadnie do gustu ciekawskim kociakom. I na pewno je zmęczy.
– To bardzo miłe z twojej strony – odparła Brzęczka, obdarowując wnuczkę ciepłym uśmiechem. Brzęczkowy Trel chyba jak nikt inny wychwalał Rozkwitającą Szantę. Nie raz słyszała jak starsza mówiła na temat odwagi szylkretki oraz jej chęci do pomocy innym. A Szanta nie bardzo wiedziała jak ma reagować na komplementy, które według niej mijały się z prawdą. Każdy z wojowników przyprowadził by porzucone kocię do obozu, więc w jej zachowaniu nie było nic heroicznego. Tak samo, gdy przynosiła potrzebne rzeczy dla królowej i kociąt. – Zbliż się Szanto – poleciła kotka, a Rozkwitająca Szanta posłusznie wykonała polecenie. – Mam dla ciebie pewną propozycję...
~~~
Zaskoczyły ją słowa Brzęczkowego Trelu, ale rozumiała skąd w głowie cynamonowej kotki pojawiły się takie myśli. Babcia była stara. Z każdym księżycem coraz starsza. Śmierć była nieunikniona. Mimo chęci zaprzeczenia przez Szantę, starsza skarciła ją, aby nie przerywała.
– Sama widzisz, że w naszym klanie nie ma zbyt wiele chętnych kotek do zajmowania się przygarniętymi kociętami...
Przytaknęła. To była prawda. O ile w kociarni nie znajdowała się królowa ze swoimi młodymi, nikt nie pałał chęcią do zajęcia się obcymi kociętami. Być może z obaw, być może z powodu uprzedzeń.
– ... A tobie całkiem dobrze szło zajmowanie się Dziwaczkiem. Dlatego pomyślałam...
Cóż, przyczepił się, a Szanta z powodu jakiegoś dziwnego obowiązku nie miała serca go przepędzić, nawet jeśli będąc umorusany od łapek do głowy starał się otrzeć o jej bok.
– Może chciałabyś mi pomóc oficjalnie w opiece nad kociętami? Zadbać o ich naukę i wychowanie nim wkroczą na uczniowską ścieżkę? I w razie potrzeby służyć radą i pomocą królowym?
– Ja... Sama nie wiem. Kocięta są brudne. Czy to od mleka, czy od ziemi, w której zachciało im się wytarzać... Nie lubię brudu. – podsumowała. – I są hałaśliwe. Mlaszczą podczas jedzenia. To nie dla mnie.
– Od tego są królowe, które dbają o ich czystość w pierwszych chwilach ich życia – zaśmiała się starsza. – Spójrz. Jarowit i Marzanna to nie są małe kocięta, potrafią same już zadbać mniej lub bardziej o własną higienę. I nie są tak hałaśliwe jak nowonarodzone młode. Poza tym pamiętam jak mówiłaś, że nie ma dla ciebie ścieżki w klanie. Według mnie jest. Co prawda zostałaś wojowniczką, ale wydajesz się być pełna wątpliwościb i wydaje mi się, że nie sprawia ci to radości... Pamiętam również twoje słowa, gdy jako mały kociak snułaś plany o swojej przyszłości.
Widziała ten błysk w spojrzeniu Brzęczki. Znała go zbyt dobrze. Babcia tak łatwo nie odpuści. Na chwilę odpłynęła myślami, ignorując słowa kotki, starając sobie wyobrazić siebie w żłobku jako pomoc królowej. Musiałaby pilnować tylko, aby kocięta nie rozniosły obozu i przypilnować, aby w przyszłości nie wpadł im do głowy pomysł z zamachem na życie lidera.
Dało się zrobić.
– Myślę, że na próbę mogłabym przychodzić jak dotychczas do kociarni i ci pomagać...
– Wspaniale! Udaj się do Skruszonej Wieży i porozmawiaj z Króliczą Gwiazdą. Rozmawiałam z nim wcześniej o tym, że będę mogła potrzebować pomocy przy kociętach ze względu na swój wiek, więc będzie wiedział w jakiej sprawie do niego przychodzisz. Na pewno się ucieszy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz