[Przed ceremonią Postrzępionej Łapy]
Kotki szły ramię w ramię, przedzierając się przez gęste łodygi Złotych Kłosów. Dwunożni jeszcze nie zniszczyli tego miejsca — morza kołyszącego się zboża, pachnącego latem i spokojem. Każdy krok szeleszczący pod łapami przypominał o zbliżającej się zmianie pór roku. Pietruszkowa Błyskawica rzuciła ukradkowe spojrzenie na młodszą towarzyszkę. Z każdym dniem Postrzępiona Łapa coraz bardziej przypominała swoją matkę. Jej futro było głównie białe, usiane nieregularnymi plamkami — liliowymi i kremowymi. Musiała mieć coś po ojcu, bez dwóch zdań. Ale spojrzenie... spojrzenie i krótkie łapki były niepodważalnym dowodem, że to Melodyjny Trel dała jej życie.
— Dobrze nam się trenuje z Gąsienicową Łapą — odezwała się Pietruszka, przerywając ciszę. — Zaraz będzie gotowy na test i ceremonię. Ale... jeszcze odwlekam to w czasie — dodała, patrząc przed siebie.
— Dlaczego? — zapytała Strzępka, z lekko kąśliwym tonem. — Czyżby mojemu bratu nie szło najlepiej?
Pietruszka westchnęła cicho, nieco rozbawiona, ale i ostrożna w słowach.
— Nie, nie o to chodzi. Po prostu chcę mieć pewność, że wszystko opanował perfekcyjnie. Sama długo byłam uczennicą, i wiem, że więcej czasu oznacza tylko więcej umiejętności — odpowiedziała szybko, by nie zostawić miejsca na nieporozumienia. Nie chciała, by ktokolwiek myślał, że Gąsienicowa Łapa sobie nie radzi.
— Aaa... rozumiem — mruknęła Postrzępiona Łapa. Chwilę milczała, po czym dodała z lekkim wahaniem w głosie: — A myślisz... że ja jestem gotowa?
Pietruszka spojrzała na nią, uśmiechając się z ciepłem.
— Wiesz, nie jestem twoją mentorką, więc nie mam pełnego wglądu w twoje treningi — powiedziała z łagodnością. — Ale z tego co widzę... moim zdaniem jesteś gotowa. A jeśli masz wątpliwości, zawsze można to sprawdzić.
Zatrzymała się, unosząc pysk ku niebu. Chłonęła powietrze nozdrzami, które zaraz wychwyciły zapach – łagodny aromat zwierzyny... i bardziej przykry, niepokojący odór Drogi Grzmotów w oddali. Nieprzyjemny, ciężki, ale jeszcze zbyt daleki, by niepokoić.
Postrzępiona Łapa zrobiła to samo, po czym nagle skierowała się w prawo. Płynnie przeszła do pozycji myśliwego, sunąc nisko przy ziemi. Poruszała się z determinacją, ale ostrożnie, śledząc ślad myszy polnej. Gdy tylko ją wypatrzyła, zatrzymała się. Czekała. Dwie sekundy... trzy... i skoczyła. Jednym szybkim ruchem rzuciła się z ukrycia i chwyciła ofiarę w łapy. Pietruszka patrzyła na nią w milczeniu. Na początku myślała, że Postrzępiona Łapa porusza się zbyt nisko, że podchodzi zbyt blisko. Ale po chwili zrozumiała. To nie był błąd – to była adaptacja. Jej krótkie łapki wymuszały inne podejście, inne techniki. Kotka musiała sama się nauczyć, jak polować skutecznie – i jak widać, opanowała to znakomicie.
— Dobrze ci poszło! — pochwaliła ją Pietruszka, siadając na ziemi i owijając ogon wokół łap. Spojrzała na uczennicę z dumą i cichym podziwem. Wiedziała, że niełatwo było być inną wśród innych. Ale Postrzępiona Łapa radziła sobie doskonale – po swojemu.
<Strzępko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz