*jeszcze przed wojną domową w klanie wilka*
— No dobrze, ale do zachodu słońca — miauknął ze spokojem Jeżowa Ścieżka.
— A może z kilka chwil dłużej? — Konwalia znowu zrobiła słodkie oczka.
Doskonale wiedziała, że Jeżowa Ścieżka wtedy jej nie odmówi. Już tak dobrze go znała. No cóż, właśnie taki był Jeżyk, uległy, ale za to kochany.
— Okej. Tylko się schowajmy.
Jak było postanowione, trójka kotów wlazła do najbliższych krzaków, stanowiących odpowiednią ochronę. Teraz mogli porozmawiać. A właściwie Tygrysia Pręga i Konwaliowe Serce. Jeżowa Ścieżka nie chciał im przeszkadzać. Sam tęskniłby równie mocno za swoimi siostrami, gdyby przyszło im się rozstać. Ułożył się w miarę wygodnie, gdyż krzaki były na tyle duże, by ich pomieścić. Położył głowę na łapach, wpatrując się w liście przed sobą.
— Co się u ciebie działo przez ten cały czas, Tygrysku?
Zastrzygł uszami na słowa asystentki.
— Ciężko trenowałem. Opłaciło się, bo zostałem wojownikiem. A ty? Jesteś medyczką, prawdą?
— Tak.
— Nie żałujesz? Nie będziesz mogła przecież założyć rodziny, ani mieć partnera.
Jeżowa Ścieżka na te słowa na chwilę wstrzymał oddech. Zależało mu na odpowiedzi. Każdy uczeń idąc na medyka, poznawał kodeks, może trochę surowy, ale akceptowany przez Klan Gwiazdy. Tyle tylko, że podczas szkolenia, a nawet po nim, niektórzy mogli mieć wątpliwości, czy to aby na pewno dobra droga. Jeżyk i Zając nigdy nie żałowali. I był pewny, że Konwalia również.
<Konwaliowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz