- Trzymaj się mocno!
- Dobrze! - miauknęła przerażona, ponieważ zimna woda nadal obmywała jej grzbiet, ogon i tylne łapy. Nagle poczuła, jak jej na tę chwilę najbezpieczniejsze schronienie posuwa się powoli ku brzegowi. I to wszystko za sprawą niebieskiego! Kiedy była na tyle blisko, że zdołała musnąć brzeg łapą, skoczyła. Trzeba jej przyznać, że lot był fascynującym widowiskiem i został odebrany przez Żółwią Łapę z rozdziawionym pyszczkiem, ale lądowanie poszło jej już nieco gorzej. Przednie łapy znajdowały się już w bezpiecznym miejscu, jednak tylne zwisały w kierunku rwącej rzeki. Szałwia była pewna, że nie znajdzie już w sobie siły, aby się podciągnąć lub poszukać oparcia dla łap. Wyglądało na to, że nic już nie mogła zrobić. Z opresji wyciągnął ją natomiast Żółwia Łapa. Mocno złapał ją zębami za kark i wyciągnął na brzeg. Czekoladowa miała ochotę rzucić się na niego i podziękować serdecznie za ocalenie jej najcenniejszego, ale też najbardziej kruchego skarbu, jaki miała, jednak ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Leżała na brzegu dokładnie w takiej pozycji, w jakiej się tam znalazła, bo ruch wydawał się zbyt dużym wysiłkiem. Ciągle kręciło się jej też w głowie, więc towarzyszyło jej wrażenie, że jeśli tylko się ruszy, w jakiś niewytłumaczalny sposób zsunie się z powrotem do potoku. Nic podobnego się jednak nie stało. Nie, teraz na pewno się nie ruszy. Nie to, że doznała jakichś poważniejszych obrażeń, po prostu była przemarznięta, ale również na tyle wyczerpana, aby nie móc dalej iść. Trzęsąc się cała, zdołała tylko wykrztusić cichutkie:
- Dziękuję.
To jednak nie był koniec, bowiem wypadałoby jeszcze dotrzeć do obozu. Kąpiel podczas mrozu nie była dobrym pomysłem, gdyż teraz ciałem uczennicy wstrząsały dreszcze. Po jakimś czasie, z wielkim trudem dźwignęła się na łapy, a Żółwia Łapa natychmiast pospieszył, aby ją podeprzeć. Ciepło jego ciała dawało jej wielką pociechę. W tej chwili miałaby tylko ochotę zasnąć, jednak wicher mierzwił jej mokre futro i przedostawał się do zmarzniętej skóry. Wtedy uświadomiła sobie, że czas spędzony z Żółwią Łapą był chyba jednym z najprzyjemniejszych elementów jej treningu, jeśli mogła to tak nazwać. Polowanie z nim u boku traktowała bardziej jako zabawę niż pracę. Jego wesoły styl bycia rozjaśniał każdy deszczowy dzień, a pobudka była przyjemniejsza, gdy rzucał jakimś dowcipem. Cieszyła się, że teraz ma go przy sobie.
- Strasznie mi zimno... - jęknęła, szczękając zębami.
<Żółwik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz