Niepewnie obserwował, jak Baran wraca do swojej ciotki, a w jego pustej dyńce zaczął jawić się okropny dylemat. Powiedzieć Wschodzącej Fali? Nie mówić jej? Czy była ona w "kręgu zagrożonych?" Czy coś mogłoby jej się stać przez tego wielkiego, okropnego kocura? Wschodzik była dość duża i wyglądała na silną, chociaż syn Nowiu nie był w stanie sobie wyobrazić, jak krzywdzi chociażby muchę. Czy to możliwe, aby w ogóle była celem kociakożercy? To trochę niedorzeczne. W końcu, nie była nawet kociakiem! Jednak z drugiej strony, dużo z nim rozmawiała, prawda? Czy to nie złamałoby jej serca, gdyby wiedziała, że jej towarzysz chce ich wszystkich zjeść?
Zlepek bardzo, bardzo, bardzo nie chciał zasmucić królowej.
— Hej, Zlepku! Zamierzasz zapuścić tam korzenie? — Usłyszał jej wesoły, acz senny głos i zdał sobie sprawę, że stoi w miejscu i gapi się na nią. Podskoczył, nabierając pewności, że jego policzki się zarumieniły.
— Nie, nie, Wschodząca Falo! Kociaki przecież nie puszczają korzeni! — odparł pewnie, po czym ruszył w ich stronę, po drodze jednak mina mu zrzedła.
— Nie puszczają, prawda? — zapytał niepewnie, będąc już tuż tuż przy opiekunce. Towarzystwo, które jeszcze nie śmiało zaśmiało się cicho. Z wyjątkiem Barana. On zaśmiał się głośno, budząc resztę.
~*~
Promienie słońca wkradały się do ich legowiska, budząc do życia te nieświadome tak wielu spraw, pogrążone w sennej krainie niewinne istotki. Zlepek leniwie uchylił jedno oko, ukazując zieloną tęczówkę, która zaciekawionym wzrokiem oplotła całe pomieszczenie. Tak! Bez wątpienia nastał nowy, piękny dzień, a oni przetrwali kolejną noc, nie zostając zjedzonymi! Uszka kociaka poderwały się gwałtownie w górę, w przypływie ekscytacji! Z szerokim uśmiechem na pyszczku począł tykać Barana i Kózkę, aby dzielili wraz z nim ten wspaniały poranek!
— Hej, hej, pobawcie się ze mną! — mruczał podescytowany, przynajmniej dopóty nie zarobił od Barana lepy na ryjek. Wówczas zamrugał dwukrotnie, zdziwiony nagłym przypływem bólu, a w jego oczach stanęły wielkie łzy.
— Sladaj, leszczu, śpię — syknął zdenerwowany, odwracając się w drugą stronę — nie zawracaj mi nosa swoimi wymysłami.
— P-przepraszam Baranku...
Zlepek westchnął ciężko, odchodząc ma bok, aby sobie popłakać. Zepsuł. Znowu, kurczę, zepsuł i teraz Baran na pewno go nienawidzi! Idiota! Debil! Głupi, głupi, głupi! Strumyki łez spływały po jego policzkach, a on trząsł się coraz bardziej. Co on sobie myślał?
— Hej, Zlepku — usłyszał za sobą głos Kózki i odwrócił się gwałtownie, patrząc na niego smutno — ja się z tobą pobawię, dobrze?
W oka mgnieniu na jego pyszczku namalował się szeroki uśmiech. Otarł oczy i pokiwał głową.
— Tak, pewnie! — powiedział z uśmiechem, po czym zaczął się nad czymś zastanawiać. Kiedy w końcu doszedł do jakichkolwiek wniosków, zawołał — Berek!
I uprzednio dotykając kocura w łapę, wybrnął z legowiska, a starszy rzucił się w pogoń za nim, śmiejąc się wesoło. Wymienili parę takich uderzeń, nim zrozumjeli, że są poza obozem, jednak żaden z nich się nie przejmował. W końcu, dobrze się bawili, a to było najważniejsze! Do czasu, aż oboje nie stanęli dęba, słysząc znajomy głos. Kociakożerca gdzieś tutaj był! Co prawda, był z nim ten drugi, wyglądający przyjaźniej kocur, ale co z tego? Byli poza obozem, a w okolicy grasował on!
Zlepek czuł, że jego łapki zaraz się pod nim ugną.
— To ten... Robimy męski odwrót, co? — zasugerował cicho Kózka, a liliowy pokiwał nerwowo głową. Dwójka kociaków czym prędzej rzuciła się do ucieczki, nie patrząc przed siebie. Błąd. Rykoszetem wpadli wprost w paszczę lwa, uderzając łebkami o łapy Lśniącego Słońca. Usłyszeli tylko, jak Sokole Skrzydło mruczy ciche "ojej!", nim oboje wydali z siebie przeraźliwy krzyk, na widok srogiej miny starszego z medyków.
< Kózko, Lśniący, Sokoliku? >
Co sie dzieje?! Xd Jakie wrzaski. Popłakałam sie ze śmiechu na koncówce.
OdpowiedzUsuń~Mgiełka
A kij, klepię, postraszę dzieciaki XD
OdpowiedzUsuń