Dzień zaczął się i już jakiś czas trwał normalnie. Poplamione Piórko doglądała kociąt, Baran jak zwykle marudził, jak to on jej nie lubi, Zlepek przyglądał się w kąciku niewielkiej kupce mchu, trójka nowych kociaków jeszcze spała, a Kózka obserwował to, co się dzieje na zewnątrz żłobka. Ostatnie ciepłe promienie słońca Pory Opadających Liści ogrzewały jego jasne lico, jednak chłodny wiatr również próbował dostać się do kociaka, by nieco zmierzwić jego futerko.
- Hej, Kózko, chcesz się ze mną pobawić? - zawołał Zlepek, odlepiając się od swojego obiektu zainteresowania.
- Jasne! A w co się bawimy? - liliowy bicolor odwrócił główkę i ujrzał zielone oczyska młodszego przyjaciela. Bo chyba byli przyjaciółmi, nie? Kózka uznał, że musi o to zapytać, ale potem. Teraz niech się bawią!
- Pobawmy się w... - Zlepek spojrzał w górę zamyślony. Chwilę wodził wzrokiem po sklepieniu kociarnie, po czym ślepia mu się zaświeciły i popatrzył na Kózkę podekscytowany. - Pobawmy się w udawanie! Ty będziesz wojownikiem, a ja myszą! Jak mnie złapiesz, to wygrywasz!
- Dobrze! - uśmiechnął się Kózka, przybierając pozycję łowiecką... a przynajmniej coś, co ją przypomniało.
- Mam lepszy pomysł. - usłyszał za sobą głos Baranka. - Wy będziecie myszami, a ja będę wielkim wojownikiem!
Koza przekalkulował sobie to w głowie. Baran + zabawa w polowanie + siła Baranka + niezbyt dobre stosunki kremowego w stosunku do brata = nienajlepszy pomysł. Złotooki wyprostował się, jednak ogon miał schowany między nogi.
- Nie jestem pewien, czy to dob... - zaczął, jednak Zlepek nieumyślnie mu przerwał.
- Tak! Pobawmy się wszyscy razem! - zawołał uradowany.
- Dobrze, więc macie 20 uderzeń serca i wtedy zaczynam polowanie! - oznajmił Baran, po czym zaczął odliczanie, nawet nie dając kociakom czasu do namysłu. - Jeden, dwa, pięć, dwadzieścia!
"Czekaj, czekaj!" chciał zawołać Koza, jednak nawet nie zdążył otworzyć pyszczka, a kocurek już zaczął na niego szarżować. Kózka przerażony widokiem pędzącej na niego kupy futra, jaką był jego brat, zaczął uciekać tak szybko jak mógł. Jednak Baran z każdym uderzeniem serca był coraz bliżej złotookiego, co jedynie uświadomiło Kozie, jaki był powolny. Gdy kremowo-biały na niego skoczył i zbił go z nóg, naprawdę poczuł się jak zwierzyna.
- Nie żyjesz, mysia strawo! - zawołał szyderczo Baran, patrząc na przestraszonego Kózkę. Liliowy spodziewał się, że teraz dostanie po głowie, jednak gdy silniejszy kocurek zaczął unosić łapkę, usłyszał głos Plamki.
- Hej, Baranku, zejdź z braciszka. - zawołała, po czym dorzuciła cicho, westchnąwszy cicho. - Jeże zaczną latać, zanim ci dwaj się polubią...
Nagle w obozie zrobiło się zamieszanie. Kózka nieco zaalarmowany dziwną atmosferą w klanie, gdy tylko Baran z niego zszedł, chciał wyjrzeć na dwór. Poplamione Piórko, jako pierwsza ujrzawszy, co się dzieje w obozie, spojrzała nerwowo na synów Głuszcowej Łapy i zobaczywszy, że Kózka jest zainteresowany wydarzeniami w obozie, zagrodziła mu łapką drogę.
- Kochanie, może lepiej tam nie idź, co? Zostań tutaj i pobaw się z Zlepkiem... - jej głos z każdym słowem coraz bardziej drżał, jednak ta próbowała się uspokoić, by brzmieć bardziej przekonująco.
- To na pewno nic ciekawego. - dodała.
- Ale ja chce zobaczyć! - powiedział Kózka, po czym wyminął czekoladową nogę. Poplamione Piórko wyglądała na zestresowaną, jednak widząc, że bicolor nie słucha, odwróciła głowę z zaszklonymi oczyma. Kózka dojrzał rude futro jakiegoś wojownika, oddalającego się od tłumu. Wyszedł z kociarni i zaczął szukać miejsca, gdzie mógłby coś dojrzeć. Pomiędzy wojownikami dostrzegł szparkę, przez którą udało mu się zobaczyć drobną, czarno-rudą sylwetkę jakiegoś kota. Bardzo mu przypominała kształt ciała Głuszki. Zaraz potem do jego noska dotarł ulubiony zapach, jednak coś było nie tak. Był zmieszany z lekko słonym, dodatkowo metalicznym zapachem, takim samym jak czuł wtedy, gdy do legowiska medyka wszedł lider. Przepchnął się pomiędzy tłumem i zobaczył niebieskie oczy Głuszki, na wpół przymknięte i zamglone. Następnym, co zobaczył było jej ciało. Tylna łapa i ogon były nienaturalnie wykrzywione, a z noska i pyszczka sączyła się czerwona ciecz. Usłyszał rozdzierający wrzask babci i szloch dziadka. Kociak nadal był jeszcze w szoku. Po paru uderzeniach serca nogi się pod nim ugięły. Jego ciało przeszywały dreszcze, łapki same niosły ku martwemu ciału.
- Mamo, obudź się... - wyszeptał cichutko, podchodząc coraz bliżej. - Mamusiu, wstań, pobawmy się... - powiedział, po czym z jego złotych oczu poczęły skapywać łzy.
- Mamusiu, proszę! - zawył, po czym wydał z siebie rozpaczliwy krzyk. - Obudź się, obudź i chodźmy stąd!
Kózka krzyczał, wtulając się w chłodne futro matki. Próbował ją ocucić, wciąż trzymał się nadziei, że Głuszcowa Łapa śpi.
- Mamo! - zaszlochał ostatni raz, po czym się poddał. Nie potrafił wrócić jej życia, chociaż bardzo tego pragnął. Zrozpaczony kocurek położył się blisko przy szyi szylkrety, szlochając głośno. Coraz więcej łez skapywało z jego oczu, a jego rozpacz wciąż się nie kończyła. Już nic nie widział. Obraz zamazał mu się, a brzuch jakby coraz bardziej się skręcał. Nie słyszał także innych kotów - zadawało mu się, że został sam pośrodku obozu. Całkiem sam. Deszcz, który uderzenie serca temu zaczął padać, wygrywał smutną melodię, jakby i on żegnał się z martwą kotką. Ogromny szok, zmieszany z przerażeniem i żalem spowodował utratę przytomności u kocurka.
Było ciemno, bardzo ciemno. Chłodny wiatr otoczył niewielkie ciało kocurka, przynosząc ze sobą metaliczny zapach i posmak w pyszczku. Kózka rozejrzał się wokoło. Jedynym co zobaczył była czarna przestrzeń. Wtem począł, jak coś dotyka jego łapek. Lepka, czerwona ciecz zaczęła je zabarwiać. Przerażony kocurek zrobił krok w tył, szeroko otwierając zaszklone ślepia. Bał się spojrzeć, co jest źródłem kałuży krwi. Usłyszał cichy głos, bez zwątpienia należący do jego matki. Kózka zacisnął powieki. Chciał się już obudzić! Chciał wyjść z tego koszmaru!
- Kózko... - powiedziała kotka. Kocurek pod napływem emocji podniósł wzrok i zaczął szybko podążać za czerwonym śladem. Na końcu tak jak się domyślał, leżało ciało Głuszcowej Łapy. Jednak za nim siedziała jasna, świecąca postać. Z jej oczu zaczęły lecieć powoli łzy, gdy zauważyła przerażone spojrzenie syna.
- Mamo! - zawołał kocurek i nie zwracając uwagi na krew pod jego łapami zaczął biec do matki. Obraz zaczął mu się rozmywać, z powodu łez pojawiających mu się w oczach, więc potrząsnął główką, by szybko zleciały z jego pyszczka. Musiał do niej dotrzeć, musiał! Niestety, podczas biegu stracił równowagę i upadł, brudząc całe futro. Coraz bardziej metaliczny zapach krwi zaczął gryźć jego gardło. Wzrok wciąż miał skierowany prosto na błękitne oczy Głuszki, jednak gdy pierwsza jej łza spadła na jej dawne ciało, od jej świetlistej sylwetki przestał bić jasny blask. Jej oczy pociemniały, a z pyska i nosa zaczęła toczyć się dużo ciemniejsza ciecz. Kózka przeraził się ty widokiem. CO SIĘ DZIAŁO Z DUCHEM JEGO MAMY?! W ułamku sekundy jej postać z delikatnej, anielskiej, ukochanej, stała się przerażająca. Jej żebra były coraz bardziej widoczne, pysk zabawił się ciemnoczerwoną cieczą, a oczy stawał się coraz bardziej puste i ciemne. Już nie widział niemalże tego pięknego, błękitnego spojrzenia, pełnego czułości, jakim zawsze obdarzała go matka.
- Przepraszam... - powiedziała cicho, po czym jej łapy oplotły cierniste krzewy, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Kózka był sparaliżowany ze strachu. Po chwili duch kotki, tak jak ciało, zaczęły się rozmywać, a krew znikać. W uszach młodego wciąż brzmiało ostatnie słowo matki.
"Przepraszam"
Koza obudził się zalany potem i łzami. Podniósł się na przednich łapach i brał głębokie wdechy, by się uspokoić. Nie rozumiał, co właśnie mu się przyśniło. Chciał teraz wtulić się w futro Głuszcowej Łapy, zaczął jej szukać łapakami, jednak nigdzie jej nie znalazł. Już nigdy jej nie znajdzie. Jego serce biło szybko, a on słyszał każde jego uderzenie. Z jego oczu wylewało się coraz więcej łez. Świat znowu zaczął znikać. Wtedy czyjaś łapa go wyrwała z ciemności. Obejrzał się szybo, odsuwając się od niedużej postaci.
- Coś się stało? - zapytała koteczka, posyłając mu zmartwione spojrzenie. Koza miał wrażenie, że jej błękitne oczy przeszywają jego duszę na wskroś, doszukując się wszystkich lęków, żali i smutków. Zaczął się bać tej niewinnej postaci. To co właśnie widział, było tylko iluzją, stworzoną przez jego zmęczony i zrozpaczony mózg. Oczy kotki, jako że podobne do oczu jego matki, aktualnie stały się ciemne, przypominając mu okropną wizję. Kocurek z trwogą przyglądał się tym ciemnym ślepiom.
- Odejdź ode mnie! - wrzasnął, odsuwając się od kotki. Niebieska pointa przestraszyła się reakcji kocurka. Kózka siedział w kącie, skulony, z najeżonym futrem, przyglądając się z przerażeniem postaci, jaką tylko on sam widział. Za małą koteczką pojawiła się postać Głuszcowej Łapy z zakrwawionym pyskiem i okropnie wykręconą nogą. Wychudzona sylwetka zaczęła się do niego zbliżać, szlochając. Od jej ciemnego futra biło nienaturalne światło, oblewając kocurka falą strachu.
- Zostaw mnie! - krzyczał, zaciskając powieki. Nie chciał już nic widzieć. Niech tylko ta wizja zniknie! Poplamione Piórko widząc całą sytuację z początku próbowała uspokoić kocurka, jednak widząc, że ten wciąż jest coraz bardziej przerażony pobiegła do legowiska medyków. Kózka drżał coraz bardziej, ledwo trzymając się na nogach. Wkrótce przyszedł Sokole Skrzydło i próbował podać kocurkowi jakieś ziółka, jednak ten ciągle się opierał. Wkrótce młodego opuściły siły i połknął przygotowane przez medyka nasiona. Następnie jego mięśnie zaczęły się rozluźniać, a on sam zaczął zasypiać. Obraz zaczął się rozmywać, a w miejscu, gdzie wcześniej młody widział zjawę, znalazła się niebiesko-biała, przestraszona koteczka z oczami świecącymi od łez. Gdy lęk go opuścił, chciał do niej podejść i przeprosić, jednak nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Zdołał usłyszeć jeszcze jakieś słowa Sokolego Skrzydła, jednak ich nie zrozumiał. Mak zaczął działać. Nasiona zaczęły uspokajać i usypiać Kózkę. Powieki kocięcia robiły się coraz cięższe, a gdy w końcu zamknął oczy, nie czuł już nic. Zasnął, a sen nie przyniósł mu żadnego obrazu.
< Zimorodku? Jak chcesz odpisywać, odpisuj, jak nie to nie>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz