Życie toczyło się dalej, a wraz z nim obowiązki. Kociaki Płonącej Duszy dorastały, przypominając już z wyglądu bardziej uczniów niż kocięta, które niedawno szczęśliwie brykały po żłobku. Czekała ich samotna noc w lesie i to nie byle jaka, bo podczas pory nagich drzew. Czy przeżyją? Szakal zadawała sobie to pytanie, gdy szła w stronę Nocki nastroszonej ze stresu. Ona zza młodu ledwo dotrwała do wschodu słońca i gdyby nie lis, zmarłaby. Młode rodzeństwo zaś wyglądało całkiem porządnie, lecz brakowało im mięśni, a także siły niezbędnej do walki. Tak drobny szczegół mógł zaważyć na przyszłym losie tych wyrośniętych wypierdków, odbierając wartościowe pary łap Klanowi Wilka.
Zawołała do siebie czarną kotkę. Jako dumna zastępczyni z narastającą manią kontroli musiała poznać przyszłych uczniów: jacy to oni są, czego pragną... i inne pierdolety. Matka, Stokrotkowa Gwiazda, średnio dawała sobie radę z mianowaniem, toteż właśnie Szakal podsuwała pomysły na dopasowanie idealnych mentorów, by każdy wojownik wyrastał na zdolnego. Wykonywała pracę dwóch rang w jednym, co ją satysfakcjonowało, ale też niezwykle męczyło.
Po pierwszych słowach zastępczyni mogła wysunąć jeden wniosek - Nocka była nieprzeciętnie kulturalna. Choć mała kulka bała się i okazywała strach, wciąż unosiła dzielnie łebek, skierowując do niej słowo "Pani". Tak, Pani... aż czuła się staro, słysząc zwrot wypełniony szacunkiem. Złotawa miała na karku czterdziestkę, a nadal w duszy robiła piruety jakby nie wyszła z wieku uczniowskiego.
— To jak u ciebie?
Rzuciła jakby od niechcenia. Spokojnie, ale stanowczo. Nie potrafiła rozmawiać z dziećmi, nawet jeśli czarnawa wykazywała minimum wychowania. Brak przekleństw, obelg... tego samego niestety nie mogła powiedzieć o Świcie, która szła śladami Gęsiego Wrzasku - kochanego, ale ordynaryjnego mentora z przeszłości. Gdyby tą dwójkę postawiła obok siebie, mogłaby zorganizować konkurs na to kto komu bardziej dopiecze niewyparzonym językiem.
— Może być. Był teraz pożar, trochę się pozmieniało.
— Yhm. — przytaknęła z zamkniętym pyskiem
— Poza tym, wszystko w porządku. I jeszcze prawdopodobnie zostanę medyczką. Lubię biegać, jestem niepokonana w zabawie w berka, ale walka coś mi nie idzie. Piórko zawsze ze mną wygrywa. I w dodatku jestem w tym dobra, w medycynie. Już dużo umiem, a nawet jeszcze nie zaczęłam szkolenia. Więc Kunia Norka mnie poprosiła, a ja powiedziałam, że tak. Nie zamierzam jej zawieść. Więc raczej zostanę medyczką.
Szakali Szał uniosła brew w zdziwieniu. Ona? Medyczka? W sumie... kiedy ta czarna istotka nauczyła się ziół od Kuniej Norki? Złotawa chwilowo odwróciła głowę, by spojrzeć w miejsce, gdzie znajdowało się legowisko burej kotki. Powinna bardziej jej pilnować.
— Doceniam drogę, którą sobie obrałaś, ale chyba zapomniałaś o pewnym drobnym szczególe. — chrząknęła — To nie medyk decyduje o tym, kogo będzie uczyć, a lider.
Nocka spięła się. Biegała wzrokiem wszędzie gdzie to możliwe, byleby nie patrzeć wprost w zielone oczy zastępczyni. Panika?
— A-ale... — zaczęła od nowa się jąkać — S-stokrotkowa Gwiazda się zgodzi, prawda? M-moja krewna starzeje się i potrzebuje pomocy, nie chcę ją zostawić samą! Klan z dodatkowym medykiem zapewni siłę...
— Lecz tą siłę już posiadamy. — przerwała — Oprócz Kuniej Norki mamy Gęsi Wrzask wykazującego tak samo dobre, a nawet lepsze umiejętności niż obecna medyczka. — Strzepnęła ogonem. — Musisz wiedzieć, że od czasu wojny z Klanem Burzy szeregi wojowników bardzo się wykruszyły. Podczas jednej bitwy ducha wyzionęło dziesięć kotów, a straty z tego wynikające nie zostały do dziś uzupełnione. Rozumiesz?
Umięśnione, pręgowane łapy wstały z zimowego puchu, by powolnie odejść z miejsca słodkawych pogaduszek. Dowiedziała się wystarczająco dużo - nadchodziły kłopoty zagrażające kultowi, których od dawna się obawiała; Klan Gwiazdy, ich cholerni wyznawcy. Zmrużone oczy już kierowały się ku liderowi w celu omówienia niecierpiącej zwłoki sprawy, ignorując dzieciaka obok. Szakal przyrzekła sobie obudzić matkę, chociażby za cenę wykopania jej siłą na drugą stronę obozu.
— A-ale przekonasz swoją ma- szanowną liderkę, bym została uczniem Kuniej Norki? Musi się zgodzić! Proszę!
Malutkie pazurki dogoniły zastępczynię i otuliły się wokół jej tylnych łap, przeszkadzając w marszu wśród nieznośnej zawiei. Czy Szakalowi było żal młodej? Owszem, lecz tajemna sekta pozostawała szczeble wyżej niż marzenia jednego dzieciaka. Złota westchnęła przeciągle i odsunęła od siebie upartą kotkę, nie patrząc za siebie. Co za niewinna, malutka kruszynka.
— Porozmawiam z nią, aczkolwiek nie gwarantuję pomyślnego rozwiązania.
Los prawdę powiedziawszy już wyznaczył Nocce inną ścieżkę. Klamka zapadła, gdy wydała swój plan zepsutej duszy z pięknym uśmiechem.
Wreszcie po namyśle postawiła łapę w miejscu, gdzie Stokrotkowa Gwiazda przesiadywała większość dnia. Legowisko prezentowało się znacznie chaotyczniej niż przy ostatnich odwiedzinach - mech znajdował się już nie tylko na ziemi, ale także na bokach, tworząc prywatny mini-lasek dla leniwych, a pośrodku tego rozgardiaszu siedziała liderka we własnej osobie wgapiona w ścianę. Co ona robiła? Zastanawiała się, podziwiając wyjątkowe wydarzenie. Zazwyczaj złotawa tylko spała.
— Hihi, nareszcie! — wymruczała — Chwała waszym duszom! Jeżeli takie jest przeznaczenie, niech się stanie. Będę oczekiwać jego przybycia.
Była ciekawa tego, co liderka miała na myśli i zapewne posłuchałaby dłużej, gdyby nie kwestia o ważnej randze tykająca jak naładowana bomba. Zamiast stać niczym słup soli dotknęła pleców matki, budząc ją z duchowego transu; dla dobra klanu, który i tak głodował.
— O-oh, to ty moja kochana! — Zamrugała. — Przodkowie powiadają, że kult powiększy się o tajemniczego przybysza.
— Dobrze wiedzieć. — odpowiedziała szybko — Ale nie na to czas. Posłuchaj, Nocka pragnie iść w ślady Kuniej Norki. Nie możemy do tego dopuścić, inaczej czeka nas koniec.
Stokrotkowa Gwiazda odwróciła się. Najpierw zanim rzuciła przemówieniem, wyszczerzyła kły i potężnie ziewnęła, kołysząc się na łapach. Stał przed nią trup, a nie lider; przynajmniej takowego nie przypominała.
— O czym ty gadasz? Co w tym złego? Jeden medyk więcej nam nie zaszkodzi. Twoja nowina jest wspaniała i jak najbardziej ją oddam pod opiekę kochanej Kunki.
Szakal najeżyła się. Że co proszę?
— Nie widzisz zagrożenia?! — wysyczała — Ona wierzy w Gwiezdnych! W naszych wrogów! Zdążyłam się nasłuchać w tym walonym żłobku, jak to Płonąca Dusza sklina na Mroczną Gwiazdę i mu złorzeczy; jak to wychwala zmarłych, którzy chcą zniszczyć kult. Jeżeli dopuścimy Nockę do nauki ziół, zyska kontakt z Klanem Gwiazdy, a tym samym oni będą mogli powiedzieć, że MY istniejemy. — sapnęła niemal teatralnie — Sekta musi pozostać nadal tajemnicą. Przynajmniej na tyle długo, dopóki kultyści nie będą stanowić znacznej większości Wilczaków.
— Tak... racja. — wymamrotała — Dusze... zgadzają się z tobą. Widzą w tobie potencjał i dostrzegają starania, które wkładasz w naszą społeczność. Mówią również, że łapy tego dzieciaka spalą boską pracę przodków i przyniosą zagładę nie do powstrzymania, jeżeli nic z tym nie zrobimy... A więc zgoda. — przytaknęła — Jutro przydzielę jej wojownika. O to się nie martw.
Uśmiech to za mało, co pojawiło się na pysku Szakal. Niemal płakała ze szczęścia, wylewając rzewne łzy; bo zrozumiała, że wywalczyła swoje zdanie, takie niby nieistotne, a jednak niezwykle znaczące. Wygrała z losem, wygrała z Gwiezdnymi. No i wygrała z... dziwactwami przywódczyni.
Wyszła na zewnątrz. Zimny wiatr otulił złotawe futro, witając zielone oczy i chytrą mimikę, którą niezbyt ukrywała. Czas było się położyć. Nie wstanie jutro, jeżeli do nocy pozostanie na nogach.
— I... jak? Czemu płaczesz?
Zastępczyni zamrugała. Nagle znikąd przybiegła czarna masa zwana Nocką, wbijając w kultystkę oczka jak w boski posążek.
— Przykro mi bardzo z tego względu, że się nie udało, ale liderka ma rację i podtrzymuje podobną opinię co ja. — udała skruchę — Pomimo słabizny pod opieką odpowiedniego mentora dasz radę jak każdy inny. Zostaniesz wojowniczką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz