BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy?
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Nowe mutacje w zakładce "Cechy Specjalne i Mutacje"! | Zmiana pory roku już 22 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

22 lipca 2023

Od Skaczącej Łapy

*zgromadzenie, nie to ostatnie, jeszcze poprzednie, UWAGA - długie*

— Klanie Klifu, idziemy — rzucił dość martwo ich lider, zaciskając na moment oczy, by otworzyć je kilka uderzeń serca później. Już po chwili koty wyruszyły w drogę.
Skoczek cieszyła się, że Grzyb wybrał ją na zgromadzenie. Wiedziała, że ma zadanie, które sam przywódca jej zlecił i miała zamiar je wykonać najlepiej, jak była wstanie, co nie zmieniało faktu, że była bardzo szczęśliwa także z samej możliwości pójścia na to zebranie. Gdy tylko lider ogłosił, że wychodzą, pochyliła się, by móc stanąć na czterech łapkach, po czym wyszła z obozu wraz z nim, idąc gdzieś na przodzie, nie tak daleko Grzybowej Gwiazdy.
W pewnym momencie wspomniany kot spojrzał na nią, po czym odezwał się do niej cicho.
— Pamiętaj co ci mówiłem.
Terminatorka od razu skinęła głową.
— Oczywiście, Grzybowa Gwiazdo — szepnęła do niego. Po chwili jeszcze spytała — Czy jest coś lub ktoś, kogo mam szczególnie wypatrywać?
Kremowy zacisnął pysk, po czym wzruszył ramionami.
— Cokolwiek co wyda ci się podejrzane. Jak zobaczysz Cierniste Spętanie powiadom wojowników.
— Dobrze — od razu zgodziła się z poleceniem kocura — Czemu idziemy tak wolno? — spytała jeszcze bo zastanawiało ją to mocno. Szli niczym ślimaki, bo…
Ah. Racja.
Bo ona tam była.
— Ja mogę szybciej — dodała prędko, zapewniając o tym kocura.
— Gdy kot się śpieszy może się potknąć, Skacząca Łapo — mruknął do niej niemrawo jej rozmówca, lecz nieco przyśpieszył kroku. Wiedziała, że mówił o niej. Sądził, że się wywróci. Że coś takiego ją powstrzyma. Że nie podoła. Znów w nią nie wierzył, tak jak większość. Ciągłe udowadnianie męczyło kotkę, choć ta nie zdawała sobie z tego kompletnie sprawy.
Gdy tylko przyspieszyli uczennica zaczęła szybciej przebierać czterema łapkami, aby potem zdecydować się na najpierw powolne, a potem szybsze bieganie na dwóch tylnych kończynach, co jakiś czas uderzając łebkiem o ziemię, ale miała to gdzieś. Była przyzwyczajona, a przy takim długim chodzie coś takiego przecież musiało mieć miejsce.
Gdy w końcu dotarli, była zdyszana, ale szczęśliwa. Już wolniej, tym razem na czterech łapkach doszła w pobliże skały lidera, siadając sobie gdzieś tam, aby odpocząć po wysiłku. Zdecydowanie szybsza i mniej zmęczona była na krótszych dystansach. Była wtedy bardzo szybka. Ale na długodystansowych przebieżkach odbierało jej czasem dech, tak jak teraz. Musiała pilnie odpocząć, bo czuła, jak jej serce rwie się, aby wyrwać się z klatki piersiowej, spaść na ziemię i sflaczeć, aby w końcu odejść na wieczny spoczynek, którego się zdawało, że tak pragnęło.
Jej tętno uspokajało się powoli. W miarę tego procesu zmysły Skaczącej Łapy wyostrzały się a ona zaczynała bardziej skupiać się na otoczeniu. Gdy tylko odpoczęła, rozejrzała się ukradkiem po kotach. Zaczęła od przysłuchiwania się najbliższym rozmowom, siedząc jednak spokojnie i udając, że nie zwraca uwagi na otoczenie, tylko dalej wypoczywa po męczącej podróży na wyspę. Stała dość blisko skały, na tyle, by słyszeć rozmowę najbliższych liderów.
Którymi byli Grzyb i Mroczna Gwiazda.
Czarno biały wilczak zacmokał.
— Nie jest z tobą za dobrze, Grzybowa Gwiazdo. Czyżbyś zgarnął ostatnio więcej wrogów? — spytał, a w Skoczek pojawiła się złość. Jak on śmiał pytać ich lidera o wewnętrzne sprawy polityczne? Syn Firletkowego Płatka aż tak mu ulegał? — Może boisz się spać, bo jest szansa, że się nie obudzisz? Pilnuj swoich wojowników, mój drogi muchomorku, bo zaraz cały las dowie się o tym, co dzieje się w twoim klanie. I wyprostuj się, bo budzisz podejrzenia. Co to za lider, który przychodzi na skałę jak trup, który nie widział jedzenia od kilku księżyców?
Akurat z ostatnim zdaniem niebieskookiego się zgadzała. Grzybowa Gwiazda nie dbał o siebie kompletnie. To pokazywało ich klan od bardzo złej strony, słabej, łatwej do pokonania. Czasami zastanawiała się, jakim cudem doszło do tego, iż to właśnie on wypędził ducha z ciała Lamparciego Ryku. Jakim cudem kot, który niegdyś był bohaterem ich klanu, tak się stoczył? Zmienił się w coś... takiego? Nawet ona prezentowała się lepiej, ona, niepełnosprawna! Wyglądała na odżywioną, a jej obecność można było podciągnąć w sumie, jakby się głębiej zastanowić, o to, że jej klan ma na tyle jedzenia i zasobów, by nie tylko ją utrzymać w dobrym zdrowiu, ale także poświęcać czas jednego z wojowników na jej szkolenie!
— Nie wiem... — rzekł lider jej klanu. Nosz... czy jemu kompletnie odbiło, że nawet nie wymyślił NIC by choć trochę się zabezpieczyć przed zdrajcami? — Chcę spać, nie boję się. Mam koszmary. Nękają mnie. W nich... Słyszę czyjś śmiech, czuje jak me ciało płonie, jak ostra gałąź przebija me ciało i wychodzi przez gardło — wyznał to wilczakowi, widocznie starając się nieco wyprostować. — Gdybym nie przyszedł... Wtedy byłoby gorzej. Robię to dla klanu.
No... w sumie racja, lepiej że przyszedł. Chyba...
— Odważnym jest przychodzić na zgromadzenie w takim stanie i mówić, że zrobiło się to dla klanu... Utwierdzasz wrogów w przekonaniu, że jesteś słaby. Twoja niedoszła morderczyni wciąż grasuje gdzieś po lesie... Dlaczego nie zleciłeś jej zabójstwa? Miał na myśli Klonowy Upadek? Słyszała, że podobno to ona była inicjatorką zamachu. Skąd Mroczna Gwiazda wiedział tak wiele o tym wydarzeniu? Że brała w nim udział kotka, która była pomysłodawczynią i że Grzyb ją wypuścił? Taka wiedza w jego łapach... źle wróżyła. Nie… nie mogła być pewna, do czego wilczak zmierzał, ale czuła, nie, wręcz wiedziała, że coś złego było na rzeczy. Że nie wyciągał tego od tak sobie. Już dość zjechał Grzyba. Po co jeszcze to? To ją niepokoiło. Martwiło.
Wiedziała jednak, że musi zacząć przeczesywanie innych rejonów. Musi zostawić kremowego samego. Jest dorosły, jest liderem. To on ma to ogarniać, nie ona, racja? Wiedziała, że ona sama musi się udać gdzie indziej, dalej od miejsca przebywania przywódców. To tam pewno odbywały się te rozmowy, które nie miały dojść do uszu liderów i innych ważnych person. Ostrożnie wstała więc, dalej umiejętnie udając zmęczenie, po czym zatopiła się w tłum kotów. Miała nadzieję, że Grzyb miał wszystko pod kontrolą.
Rozpoczęła przechadzanie się między kotami, szukanie ciekawych rozmów, którym mogłaby się przysłuchać. Wyczuwała na sobie spojrzenia niektórych kotów, przez które jej futro ciutkę, ledwie widocznie unosiło się, lecz starała się je kontrolować. Na szczęście udawało jej się mimo wszystko w miarę dobrze unikać większej uwagi obcych kotów, ponieważ nie była wysoka. Jej postura nie raz po prostu niknęła pośród innych. A ona to wykorzystywała.
Dostrzegła jakiś ruch na skale, a gdy zobaczyła, jak blisko Grzyb znalazł się Mrocznej Gwiazdy z powodu Aksamitki, miała ochotę sobie palnąć łapą w czoło. Zaraz plotkarze się zbiorą i co będzie! On sobie chyba naprawdę nie radził z zachowaniem odległości, że się tak dał zrobić! No i co sobie szylkretka myślała do jasnej ciasnej! Właśnie szarpała reputacją Grzyba, sprawiała, iż mogli się pojawić kolejni zamachowcy, a koty obrócić przeciw władzy! Naprawdę?! Czyżby ona, na dodatek jeszcze młoda uczennica, wiedziała o polityce i odpowiedniej prezentacji, tak ważnych aspektach rządzenia więcej, niż dwa najwyżej postawione w Klanie Klifu koty?!
Nie, spokojnie, spuść powietrze Skoczek. Nie przejmuj się tym co na skale, tym ma się zająć Grzyb, a to jego problem, że tego porządnie nie robi… ty masz tylko i aż zrobić zwiady, w cholerę z nim, masz inne obowiązki na głowie…
Ruszyła dalej, kontynuując przechadzanie się między kotami i podsłuchiwanie.
I po jakimś czasie, gdy już była uspokojona, i myślała, że w miarę jej idzie, poczuła to. Ktoś się na nią gapił. Znowu. I to tak natarczywie, nie spuszczał z niej wzroku. Spojrzała na winowajcę. Na czarno-białego osobnika z Klanu Wilka.
Postanowiła, iż również wbije swe pomarańczowe oczy w obcą. Chce się wgapiać? To ona też będzie. I niech jej potem nie zarzuca braku taktu. W odpowiedzi starsza kocica wbiła w nią mocniej wzrok. Skoczek nie spuściła z niej jednak spokojnego, acz natarczywego spojrzenia. Ta jednak nie odpuszczała, nie odwracała wzroku. Silna sztuka najwyraźniej jej się trafiła.
Ale w pewnym momencie kocicę chyba to wkurzyło na tyle, iż podeszła do niej.
— Co z tobą, problemu szukasz? – spytała obca, wyraźnie poirytowana.
— To ty się na mnie zaczęłaś wgapiać jak sowa w wiewiórkę. – wypomniała jej ten fakt spokojnie srebrna.
— Czekałam aż wywrócisz się na tych swoich nóżkach.
Trafił jej się cham. Cóż za niewychowana istota… Mimo tej jawnej obrazy, Skaczącej Łapie udało się zachować spokój i odpowiedzieć. — To sobie możesz czekać całe zgromadzenie, bo ja jestem przyzwyczajona do moich nóg niczym ty do swoich. — stwierdziła — naprawdę, tak ci się nudzi?
Że też czarno-biała nie miała nic lepszego do robienia w życiu…
— Tak, aż tak mi się nudzi, a jesteś w sumie najbardziej interesująca ze wszystkich wokół, właśnie przez swoją niepełnosprawność. To logiczne, że skupiłam mój wzrok na tobie, nieprawdaż? — obca parsknęła cicho. — Jesteś uczennicą?
— Tak — potwierdziła — A ty? Zgaduję, że zostałaś już wojowniczką, czy się mylę? — spytała niewinnie. Miała nadzieję, że kotka się wkurzy na tę insynuację, tak jak wcześniej, jednak to nie nastąpiło, co wywołało niewidoczną z zewnątrz frustrację wewnątrz córki radnego.
— Tak, ale to nie ma teraz znaczenia — wilczaczka przewróciła niebieskimi oczami. — Jakim cudem jesteś uczennicą? Czy w Klanie Klifu aż tak brakuje wojowników, że uczą kaleki?
— Wbrew temu, co o mnie uważasz, radzę sobie — odparła, mimo, iż tymi słowami, obrażającymi jej klan, obca naprawdę sobie u niej grabiła i wywoływała wewnętrzną wściekłość — Wiesz, ma to znaczenie, czy jesteś wojownikiem, czy uczniem. Bo gdybyś była tym drugim w takim wieku... cóż, nie mówiłoby to o tobie dobrze.
Niestety… czarna zignorowała jej ostatnie słowa, najwyraźniej chcąc zadziałać jej na nerwy i wciąż wracać do tematu, który tak się młodszej nie podobał.
— Ah tak? Czemu? Czyż nie stwierdzam faktów? Dziwne jest to, że kotka ze zniekształconymi kończynami, musi wykonywać te same obowiązki co ktoś sprawny. Chociaż mówisz, że przyzwyczaiłaś się, to przecież logiczne, iż twoja sprawność może być mniejsza niż wielu innych kotów, a wykonywanie różnych zadań może ci sprawiać trudność. Dlaczego więc zamiast siedzieć w spokoju w obozie, ucząc się na przykład kunsztu medycznego, kicasz tutaj i okłamujesz swój los? Znie… Zniekształconymi?! Miała ochotę nawrzeszczeć na kotkę. Nie były zniekształcone, tylko krótsze! Miała dodatkowe palce?! Nie miała! Miała je wykrzywione?! NIE MIAŁA!
— Medycy również chodzą na zgromadzenia. Nawet obowiązkowo. Dziwi mnie, że dorosła wojowniczka nie wie takich rzeczy. — Postanowiła jej to wytknąć.
Czarna uśmiechnęła się sarkastycznie.
— Jasne, źle się wyraziłam, jednak chciałam jedynie zwrócić uwagę na fakt, że robisz coś, co nie jest dla ciebie dobre, pokazując, że jesteś w nieodpowiednim miejscu. To było głupie ze swojej strony, ale jak już czepiamy się szczegółów, medycy idąc na zgromadzenie z reguły rozmawiają między sobą i ich uczestnictwo znacznie różni się od tego jak spędzają czas inni. Gdybyś była medykiem, siedziałabyś w jednym miejscu i gadała o ziółkach. Dlaczego nie jesteś medyczką, albo nie siedzisz w starszyźnie? Przecież do niczego się nie przydasz.
Że też jej się na takie rozprawki zbierało, po początkowej złości! Celowo wytykała jej to, co najbardziej ją kuło w życiu! Wyciągała na wierzch jej obawy, w podtekstach obrażała!
— Jesteś w błędzie, moja droga — stwierdziła niebieska — Czy gdybym nie była przydatna, lider zabrałby mnie na zgromadzenie, choć nie musi? W ogóle, czy zostałabym uczniem wojownika? — zadała pytanie retoryczne, które tak w sumie mogło być i… zapewnieniem jej samej, że obca się myli — Wiesz, już sobie chwilę tak rozmawiamy. Może wypadałoby się sobie nawzajem przedstawić? Jestem Skacząca Łapa, a ty? — NA KLAN GWIAZDY, NIECH TA LISIA WYWŁOKA SIĘ ZAMKNIE, ZACZNIE GADAĆ O SWOIM PEWNIE JAKŻE CUDOWNYM IMIENIU!
— Właśnie mi chodzi o to, że nie powinnaś być uczniem wojownika.... Eh... Bo jesteś nieprzydatna... Masakra z tobą. Jestem Wieczorna Mara.
NAPRAWDĘ?! NAPRAWDĘ DALEJ TO KONTYNUOWAŁA?! DALEJ OBRAŻAŁA, JAKBY BYŁA KIMŚ WIELKIM?!
— Mój lider ma najwyraźniej inne zdanie. A ja nie zamierzam być nieprzydatna — dodała, dalej spokojnie, z uśmiechem na pysku. Uśmiechem fałszywym, że aż myślała, że zaraz jej odpadnie pysk od tego ukrywania własnych uczuć i myśli. Jeszcze chyba nigdy nie spotkała się z tak okropnym i wrednym osobnikiem, który potrafił tak ją wkurzyć. — Jak rozumiem, w waszym klanie wszelkie słabości są tępione, mam rację? — uznała, że podejmie temat klanu kotki. Starając się myśleć jak najjaśniej, może czarna nie wzięła znikąd takiej niechęci i gadki o jej nieprzydatności? Wzięła to od kogoś innego? W końcu kot był często przedstawieniem klanu. — Nie można tego tak nazwać. W naszym klanie najważniejsze jest to, by kot się sprawdzał w tym co robi i mógł jak najbardziej wykorzystać swój potencjał, którego ty akurat nie posiadasz... — tylko spokojnie Skoczek… jesteś zaradna, mądrzejsza, nie rzucisz się na nią, nie dasz się sprowokować… — U was brakuje kotów, że musisz być uczniem wojownika? Wcześniej nie odpowiedziałaś mi odpowiednio na to pytanie. Dlaczego Grzybowa Gwiazda uznał, że dobrze jest mianować kogoś, kto nawet w połowie nie będzie tak dobry jak sprawny kot? — Ah tak… tak, tak… kocica widziała jej numer. Próbowała odejść od tematu klanu. Jedyną chyba rzeczą, która dobrze o Wieczornej Marze świadczyła, jakiej dzisiaj doświadczyła Skacząca Łapa, było właśnie to – dbanie o interes swojego klanu. To podobieństwo pozwoliło kotce odzyskać nieco wewnętrznego spokoju i starać się brnąć w tę taktykę. Mniej nachalnie. Mniej nagle. Zmienić nastawienie kotki do siebie. Wyrwać z jej umysłu informacje, czy ta tego chce, czy nie.
Niebieska zachichotała na słowa Wieczornej Mary.
— Cóż, moja droga, nie umiesz słuchać mych słów najwyraźniej, zapominasz je w mgnieniu oka lub źle interpretujesz. A na czym polega ten wasz... potencjał? Czy to dlatego większość wilczaków... jest tak dobrze umięśniona? — spytała.
Wieczór również zaczęła chichotać, co zaskoczyło nieco pomarańczowooką. Szybko poszło. Szybciej, niż się spodziewała.
— A nie wiem, nie wiem, może na tym polega... Kto wie... U nas przynajmniej nie zmusza się kalek do biegania za zdobyczą.
Uśmiechnęła się szerzej, udając, że słowa niebieskookiej jej nie kłują. Skupiając się na misji. Tylko ona się teraz liczyła. Nie jej duma, nie jej honor czy też chęć odejścia od tej łajzy.
— Jakiś powód tego, że jesteście najsilniejszym klanem chyba musi być, prawda? — schelbiła pochodzeniu czarnej.
— Może... Kto wie... Poza tym dodatkowo się szkolimy, by nasza forma nie podupadła. A u was co, ślepi są prowadzeni przez głuchych? HA! WYŁAPAŁA COŚ. POWIEDZIAŁA JEJ COŚ. TRENOWALI SIĘ DODATKOWO! TAK! NARESZCIE COŚ PRZYDATNEGO. Skoczek miała ochotę aż podskoczyć (jak na ironię) ze szczęścia! Taktyka działała! Nie rzucanie się na kotkę, nie robienie lekkich przytyków, działało! Powinna była od razu spojrzeć na to od strony chłodnej kalkulacji, a nie wściekłości na czarną!
— Akurat głuchych ani ślepych całkowicie w klanie jeszcze nie mamy — powiedziała srebrna — Podejrzewam jednak, że skoro jestem dla ciebie takim fenomenem, to w Klanie Wilka nie ma za wiele kotów niepełnosprawnych.
— Szczerze... Chyba nie — stwierdziła. No! Kolejna informacja… tak… możemy tak dalej podążać tym tropem… otwierała się… odpowiadała na jej proste pytania… nawet te krótkie odpowiedzi dawały Skaczącej Łapie więcej, niż obca mogła sobie wyobrazić w tym swoim durnym łbie…
— W takim razie to kolejny powód, dla którego jesteście tak silni. Nie marnujecie zwierzyny.
— Yhm. W jakim kierunku ma iść ta rozmowa? Hm? Bo jak na razie trochę lejesz wodę. – szlag. Skapnęła się. Cholera jedna.
— W takim razie dawaj. Rozkręć tę rozmowę. — zaproponowała Skoczek, próbując się jakoś z tego wyratować. Niech zacznie gadać. Wypytywać. Ona odpowie a potem przekieruje rozmowę znowu na wilczaki… tak…
— Rozkręć? Eh, czemu ja dalej z tobą rozmawiam... Pokicaj sobie jeszcze, zajączku, bo nie wiem czy warto z tobą trzymać rozmowy.
— W takim razie ty pokaż mi coś równie dobrego, bo okazem do oglądania to ja nie jestem. Nie za darmo — stwierdziła. Złość na czarną powróciła. Znów się jej bezpośrednio czepiała.
— Nie za darmo? To co chcesz za pokaz, buziaka? — parsknęła śmiechem. Ta sugestia była… odrażająca. Fe.
— Nie łamię kodeksu wojownika. — odparła z powagą młodsza.
Czarna wzruszyła na jej słowa barkami.
— Racja, racja... To ja się chyba pożegnam, bo nie ma co z tobą dalej rozmawiać.
— I nawzajem, Wieczorna Maro. Do widzenia — odeszła od kotki, wracając do swojej misji. Ale już trochę się dowiedziała więc zakodowała sobie te informacje, które zdobyła w głowie. Może i ta rozmowa naprawdę wyssała z niej dużo sił na grę aktorską i spokoju, ale na coś ostatecznie, na szczęście się przydała.
Po odejściu od członkini Klanu Wilka znów pokręciła się trochę po zgromadzeniu. Jednak znów ktoś jej przerwał spokojny zwiad. Tym razem nie zirytowało to jednak niebieskiej, a bardziej zaintrygowało, czemuż to ktoś się do niej zwraca, skoro nikt wcześniej do niej nie zagadał sam z siebie.
— Hej — uśmiechnęła się kotka, która jak po zapachu można było stwierdzić, pochodziła z Klanu Burzy. Była znacznie bardziej kulturalna od poprzedniej rozmówczyni Skaczącej Łapy, co mocno poprawiło jej humor — Widziałaś, jak Grzybowa Gwiazda przytulał Mroczną Gwiazdę? Jesteś z Klanu Klifu, wiesz coś na ten temat? — ruda ściszyła głos.
— Akurat nie sądzę, że Grzybowa Gwiazda pała do niego takim uczuciem. Z Mroczną Gwiazdą to nie wiem. — stwierdziła zgodnie z prawdą.
Drugi kocur wyglądał jej na typa, który bardziej wykorzystywał kremowego i wyciągał z niego informacje dla siebie, jak wnioskowała z rozmowy podsłuchanej na początku trwającego zgromadzenia.
— Ale jest szansa, prawda? W końcu Mroczny mówił, że jest olśniewający, czy coś w tym stylu.
— Nie powiem, iż byłoby to zabawne. — zastrzygła wąsami.
— Wiesz, miło było cię poznać. Nie będę ci zaprzątać głowy moimi głupimi pytaniami. Już sobie pójdę. — kotka odeszła, wyraźnie… speszona?
— W takim razie do widzenia! – rzekła Skoczek, po czym oddaliła się. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że to „iż” którego użyła mogło sprawić, iż sens wypowiedzianego przez nią zdania został odebrany inaczej, niż tego chciała i spłoszył rozmówczynię. Niech to gęś kopnie!
Rozpoczęła dalszą wędrówkę po miejscu zgromadzeń i tak się akurat złożyło, że znalazła się ponownie blisko skały. Przeszła obok niej, nie zwracając nawet uwagi na brak Grzybowej Gwiazdy i Mrocznej Gwiazdy – nie spojrzała na głaz, starając się nie przejmować głupotą kremowego…
I wtedy właśnie zaszła za skałę liderów i to co tam zobaczyła sprawiło, że żyłka jej wyszła, a szczęka opadła z szoku. Czarny van dotykał klatki piersiowej Grzybowej Gwiazdy, a oni trwali ze złączonymi pyskami.
Gdyby tak Skoczek była wulkanem… właśnie zalałaby terytoria wokół siebie lawą.
JEJ LIDER WŁAŚNIE CAŁOWAŁ SIĘ Z MROCZNĄ GWIAZDĄ.
NA KLAN GWIAZDY…
Nie mogła oderwać wzroku od tego absurdalnego, okropnego widoku. Kocur, któremu donosiła właśnie spoufalał się z Wilczakiem… na dodatek tak niegodnym zaufania… w taki sposób…
Rozszerzonymi źrenicami obserwowała tę scenę.
Grzybowa Gwiazda był tak przypłaszczony do ziemi, że wyglądał, jakby oddawał pokłon obcemu liderowi.
Kremowy odwrócił łeb, ale to nie zmieniało faktu, że nie odepchnął wilczaka. Nie bronił się. Praktycznie nie protestował! Powieka zaczęła jej aż drgać, a kotka zaczęła powoli, ledwie widocznie kiwać głową to w prawo, to w lewo. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. W to jak głupim, nierozważnym kotem narażającym klan był Grzybowa Gwiazda. A może powinna mówić Grzybowa Ścieżka? W końcu czy zdrajca zasługiwał na miano Gwiazdy Klanu Klifu?
I wtedy do jej uszu dotarł czyjś głos zza niej.
— Ej! Ta kicia ma dwie łapy! Dawaj w nią rzućmy kamieniem — rozległ się chichot.
Od razu całą swą złość przekierowała na osobnika, który wypowiedział te słowa. Odwróciła się i ujrzała dwa koty z Owocowego Lasu. Jeden był wojownikiem, a drugi chyba uczniem, bo na oko był młodszy od niej.
Przyskoczyła do obcego, czekoladowego wojownika od razu po zlokalizowaniu go.
— Ej! Weź trochę na wstrzymanie! — miała ochotę powiedzieć coś znacznie bardziej obraźliwego.
— No prawda. Ale jest śmieszna — odpowiedział na coś swemu koledze owocniak. Następnie przekierował na nią swe spojrzenie, po czym niespodziewanie splunął jej w pysk. Uh! To było ohydne! — Grzeczniej do starszych, wronia strawo.
Starła ze swego pyska ślinę obcego, czując, jak dreszcz obrzydzenia przechodzi jej przez kręgosłup.
— Chcesz rzucić we mnie kamieniem i mam być grzeczna? — spytała z jadem w głosie, mrużąc oczy, po chwili zmieniając ton na spokojny.
— Daj mi spokój — zażądała na skraju wytrzymałości.
Wtedy niespodziewanie drugi uczeń położył na niej swą łapę, a ona poleciała jak długa, upadając na kamienne podłoże.
Od razu po ciele Skoczek rozniosła się fala bólu. Czemu tyle kotów na tym zgromadzeniu nie miało za grosz szacunku lub chociaż minimalnej kultury?! Najpierw Wieczorna Mara, całujący się liderzy, a teraz te dwa matoły!
Widząc co zrobił jej niebieskogłowy, stojący obok wojownik wybuchnął śmiechem. Skacząca Łapa wstała tymczasem z ziemi na równe łapy. — Wasz lider o wszystkim się dowie! — warknęła, po czym używając swych tylnych nóżek stojąc niczym tirex popędziła do Agresta. Co jak co, ale w takim biegu była szybsza niż reszta kotów, choć i mniej stabilna. Gdy tylko dotarła do skały (która znajdowała się całkiem blisko, bo przed chwilą widziała… ugh… nie chciała nawet o tym myśleć), podskoczyła, by zwrócić na siebie uwagę lidera owocniaków. — Przepraszam, że przeszkadzam — skłoniła głowę z szacunkiem, mimo tego, jak dzisiaj nieomal całe zgromadzenie, gdy tylko kogokolwiek spotykała, była traktowana niczym śmieć — ale jeden z twoich wojowników wraz z uczniem rzucają w koty kamieniami i zepchnęli mnie na ziemię. Można by było coś z tym zrobić? — spytała błagalnie. Liczyła na to, że przez jej ton i opis sytuacji kocur zainteresuje się sprawą. Może… jej niepełnosprawność też się na coś tu przyda.
Przywódca owocniaków zmarszczył brwi i zeskoczył ze swojego miejsca, uprzednio przepraszając liderkę Klanu Nocy, z którą to rozmawiał.
— Który? — zadał pytanie, na które Skoczek od razu, z chęcią odpowiedziała.
— Taki głównie biały, ale ze srebrnymi czekoladowymi plamami. A drugi to taki z niebieską głową. — opisała ich — I to że mnie zepchnęli na ziemię bolało — pokazała stłuczenie na pyszczku, bo upadła na niego podczas upadku i pozostał na nim ślad.
Dostrzegła, jak ciało jednolitego owocniaka spina się. Kocur widocznie nie zwrócił uwagi na jej ostatnie słowa. Uhuhu… będą mieli kłopoty… nie ukazała tego po sobie, ale wizja tego, że dopiecze tej dwójce bardzo jej się podobała.
— Wskaż mi proszę gdzie ostatni raz ich widziałaś. — powiedział z dość miłą miną, w której jednak były widoczne skrywane przez niego gniew i frustracja.
Od razu obróciła się, po czym wskazała swemu rozmówcy miejsce niedaleko skały, gdzie dalej można było zobaczyć dwa kocury stojące obok stosu kamieni. Lider owocniaków od razu powędrował wzrokiem za jej łapą, po czym zaczął przepychać się przez tłum, chcąc dostać się do dwójki ze swej grupy.
Skacząca Łapa przemknęła za nim, aby następnie skryć się pośród niedaleko stojących kotów i obserwować, co wydarzy się dalej. Tymczasem lider owocniaków dotarł do dwóch kocurów łamiących zasady zgromadzenia, po czym stanął centralnie przed wojownikiem, który napluł Skoczek w twarz, bijąc ogonem na boki. Syn Janowca uniósł wymownie brwi, czekając na reakcję młodszego kocura.
— Cześć mamo. Co się stało? Czemu jesteś taki zdenerwowany? — przybrał niewinny wyraz pyszczka. Niebieski owocniak położył tymczasem po sobie uszy, widząc, w jakim położeniu się znalazł wraz ze swoim kumplem.
Ma… mamo? Nazywał lidera… mamą? Ah, to nic dziwnego, że był rozpuszczony niczym kocię. Była bardzo zadowolona, iż czekoladowy był rodzicem kocura lub kimś tego rodzaju. Nauczka jeszcze bardziej zaboli… Oglądała rozpoczynające się widowisko szczęśliwa, iż kocury dostaną nauczkę, może i nie bezpośrednio od niej, ale przez nią. Nie pokazała tego jednak po sobie, by nie rzucać się za bardzo w oczy.
— Nie mów mi mamo publicznie, a tym bardziej kiedy znowu się tak zachowujesz. Co ja ci mówiłem o znęcaniu się nad kotami z innych klanów?
To, to… nie był pierwszy raz?! Jakim cudem ten przygłup był jeszcze wojownikiem?!
— No przepraszam. Ale to ona zaczęła. Wyzywała mnie, bo nie chciałem przyjąć tej jej głupiej wiary. Mówiłem ci, że te klanowe koty chcą nas na siłę zmienić, mamo.
Skrzywiła się, słysząc wymówkę wojownika, ale nie chciała się wtrącać. Jak on śmiał ją oskarżać! I jeszcze do tego wygadywał takie bzdury o klanach! Jakiś fanatyk czy jak? Ksenofob?
— Nie „mamo” — zawarczał bicolor — Nie interesuje mnie kto zaczął. Jesteś już dorosłym kocurem, który powinien wiedzieć jak się zachowywać podczas zgromadzeń. Wojownik nie daje się ponieść przez zaczepki jakiegoś losowego ucznia. — jednolity położył po sobie uszy. I z gniewu i z rozczarowania. — Chciałem dać ci szansę, bo wierzyłem, że dojrzałeś przez te księżyce. Naprawdę tak bardzo pragniesz, żebym dał ci zakaz uczęszczania w tego typu spotkaniach?
— Mamo? — doszedł do niej zdziwiony głos drugiego owocniaka.
Arlekin położył po sobie uszy na słowa „mamy”, patrząc na niego pokornie.
— Czyli bronisz jakiegoś dzikusa, który poszedł się naskarżyć? Masz za nic swoich wojowników? Wolisz zadawać się z tymi klanowymi kotami i podrywać kolejne liderki? — Łzy pojawiły się w jego oczach. — Czyli co? Mam ją przeprosić za to jak mnie potraktowała, a ona nie dostanie żadnej kary? To jest sprawiedliwe? Czemu oni są bezkarni? Bo co? Bo czujesz się już klanowym kotem, a nas masz już gdzieś? Swojego syna masz gdzieś? Nie kochasz już mnie? Znalazłeś sobie inne dziecko? — Wskazał na Skoczek. — Może adoptuj, hm? Taki z ciebie rodzic. Wolisz wierzyć robakom, a nie swoim.
— Oskarżasz mnie, że to ja zaczęłam! — Nie mogła wytrzymać słów, jakie wypadały z pyska kocura. Powoli przestawała nad sobą panować. Zaraz, cofam, nie powoli, a w zastraszającym tempie. Jej głos stał się piskliwy ze zdenerwowania i zaczynających nią targać negatywnych emocji — Co się mnie tak uczepiłeś, co?! Bo jestem ładnym okazem do oglądania, że mam krótsze przednie łapy?! — jej głos stawał się coraz wyższy, a niebieska była na skraju. Za co ją to wszystko spotykało?! Czemu uważano ją albo za słabą albo za żałosną i ciekawą w złym sensie? Nawet nie zauważyła chłodnego spojrzenia przechodzącego obok niej Mniszka, który próbował ulotnić się z miejsca zdarzenia.
Lider zignorował jej słowa. Zwiesił głowę.
— Po prostu wolę na zgromadzenia brać wojowników, którzy potrafią się zachować. Jeśli nie lubisz poznawać kotów innych klanów i tak bardzo ich nienawidzisz, to zrobię ci przysługę nie biorąc cię na następne zgromadzenia.
Przywódca owocników przywołał ogonem jakiegoś szarego wojownika, którego zauważył nieopodal.
— Popilnuj Larwy przez resztę nocy. Nie chcę, żeby nie wdawał się w konflikty — poprosił słabym głosem.
Po tym jak wojownik kiwnął głową, przywódca zwrócił swoją uwagę na Mniszka. Dał mu znak łbem do odejścia na bok.
Nawet na nią nie spojrzał. Jakby była duchem. Nie liczyło się to, że to ona została potraktowana tak okropnie. Była tuż przed nim, przed uczniem, do którego ten mówił. Wszyscy ją w tym momencie zignorowali. Jej obecność. Jej piskliwy głos, który ucichł.
Skoczek bez namysłu odeszła na bok, czując że to wszystko co zdarzyło się tej nocy, odbijało się na niej. Że nie mogła już dłużej wytrzymać. W umyśle kotłowały jej się niezliczone myśli. Słowa Wieczornej Mary odbijały się w jej głowie echem. Znalazła się na skraju wyspy, z dala od ciekawskich spojrzeń, ale nie za blisko morskiej toni, po czym usiadła za jakimś kamiennym wybrzuszeniem, aby następnie zwinąć się w kłębek.
Miała już dość całej tej nocy. czuła, jak traci nad sobą kontrolę jeszcze bardziej, a jej gardło zaciska się mocniej, gotując się do szlochu, do którego tak bardzo nie chciała dopuścić. Mimowolnie spojrzała na przyczynę tak wielu jej problemów, te dwie, przykrótki przednie nogi, zakończone niewielkimi łapkami. Była aż taka zabawna, że wszyscy na tym głupim zgromadzeniu musieli ją traktować jak rozrywkę? Była przyzwyczajona do wielu spojrzeń, ale nie do takich sytuacji.
No i w końcu pękła.
Łzy same napłynęły do jej oczu, a ona zwinęła się jeszcze mocniej, chcąc jak najbardziej się ukryć przed światem i dopilnować, by nikt nie usłyszał jej cichego szlochu i pociągania nosem. Nie mogła pozwolić, by ją dostrzeżono. Zostałaby uznana za słabą. A w sumie, czy tym nie była? Bezużyteczną istotą, która tylko siebie samą oszukuje, tak jak mówiłą Wieczorna Mara? Gardło zacisnęło się jej jeszcze bardziej, gdy kolejne takie myśli pojawiały się w jej umyśle, a ona zaczęła wydawać z siebie niekontrolowane, wysokie piski rozpaczy. Dlaczego musiała się taka urodzić? Z przykrótkimi łapami? Za co ją tak ukarano?!
Przez to wszystko nawet nie zauważyła, że ktoś ją znalazł po jakimś czasie i przyglądał jej się właśnie.
— Przepraszam — usłyszała niespodziewanie ledwo słyszalne słowa. Uniosła spojrzenie załzawionych, pomarańczowych oczu na kota. Przez jej łzy ten wyglądał jak jasna, dwukolorowa plama na tle ciemnego nieba, choć nawet mimo to, była w stanie rozpoznać w nim tego ucznia, który zepchnął ją wcześniej na ziemię. Był zbyt charakterystyczny. Na wspomnienie tamtych wydarzeń znów pociągnęła nosem. Nie wiedziała, co ma zrobić.
— Jes-jestem ża-żałosna... — wyłkała między braniem oddechu, bo nosek miała zatkany. Powoli zaczynała się coraz bardziej męczyć tym płaczem, bo utrudniał jej oddychanie.
— Masz rację... Jesteś żałosna — potwierdził kocur, co tylko bardziej ścisnęło jej serce i doprowadziło do większej fali słonych łez — Ale możesz to zmienić, wiesz?
Może to zmienić?! Czy on słyszał siebie?!
— J-jak ni-niby! Ma-mam krót-krótkie p-prze-przednie ł-łap-łapy, i na-na-nawet j-jak si-się sta-staram wszy-wszy-wszyscy pa-patrzą na m-mnie j-jak na ni-niedojdę! N-nawet, je-jeśli nau-nauczyłam się polo-polować, mi-mimo że mó-mój mentor m-ma gdzi-gdzieś m-mój tre-treninig!
Dalej była niewystarczająca. Wadliwa. Tak jak jej wszyscy mówili.
— Po pierwsze, przestań płakać i użalać się nad sobą. — ciężko rozpoczął kocur — Po drugie, może poproś o zmianę mentora. To chyba nie takie trudne, co? — zaproponował.
W jego słowach to brzmiało... tak prosto. Zarazem tak nierealnie. Ale wtedy przypomniała sobie, że w sumie to on miał rację. Pokonała już wiele niedogodności, to co stało na przeszkodzie, by zrobiła to samo z innymi? Słowa innych kotów?
Na Klan Gwiazdy co cię podkusiło Skoczek, by się nad sobą użalać, przecież taka nie jesteś! Dała sobie sama w pysk swą małą łapką za karę, że tak się zachowywała. Mimo wielkości kończyny policzek od razu zaczął ją piec, przywracając tym samym przy pomocy bólu do rzeczywistości.
Powoli zaczęła się uspokajać, a przynajmniej swój oddech.
— Lepiej wracajmy do reszty — ponownie odezwał się do niej owocniak, mówiąc to ruszając w kierunku zgromadzenia.
Również wstała, ocierając łzy. Wysmarkała nos we własne futerko po czym szybko wytarła je o głaz by zostawić jak najmniej śladów na sobie po swojej chwili słabości, po czym podążyła za młodszym uczniem.
Gdy dotarli do reszty kotów, dalej miała podkrążone oczy, ale zmoczone jej własnymi łzami futerko na policzkach powoli wysychało. Uczeń skinął głową w jej stronę. Odpowiedziała mu tym samym, choć dalej ciężko jej było stać tu, otoczoną przez tyle kotów w takim stanie. Wiedziała jednak, że za niedługo pewnie się będą zbierać, a jeśli nie przyjdzie, to mogą nawet nie zauważyć jej braku.
Już po chwili kocur zniknął między innymi owocniakami, a ona stała tak na granicy zgromadzonych.
Doprowadziła się jeszcze raz do ładu najbardziej, jak się dało, po czym wkroczyła między tłum. Gdy tylko wydano znak do wymarszu miała ochotę ponownie płakać, tym razem ze szczęścia. Miała już dość. Czuła, że będzie potrzebowała dużo odpocząć po tych wydarzeniach.
Bardzo dużo.

[Zgromadzenie]
[Przyznano 20%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz