Taksowała szylkreta swymi żółtymi oczętami, a na jej pyszczku zagościł uśmiech. Postanowiła do niego zagadać, widząc że młode nie bawi się z resztą rodzeństwa. Może i kocię nie było całe rude, jak na to liczyła, to miało w swym futerku odrobinę rozjaśnionej rudej sierści. Lepsze to niż nic.
To głowy Lewek wpadł pewien pomysł. W sumie czemu by nie sprawić, aby pociecha Róży zaczęła wyznawać poglądy zapoczątkowane przez Piaskową Gwiazdę? Krok po kroku, mogłaby uzyskać sojusznika, który pomógłby jej w przyszłości wcielić w życie swe ambitne plany, aby prawowity porządek znów zapanował w klanie? Nim jednak by się z nim nimi podzieliła, trzeba było wybadać teren.
— Ja mam na imię Lew — przedstawiła się, po czym omiatając podłoże ogonem, usiadła z elegancją, jak naprawdziwsza dama — Wracając do mojego pytania, naprawdę siedzisz tak sam, bo chcesz, czy może rodzeństwo po prostu nie ma ochoty się z tobą bawić? Bo wydaje mi się, że to drugie... — zacmokała przypatrując się Rumiankowi współczująco — Oni zawsze razem, a ty zawsze sam. Naprawdę ci to pasuje?
— To nie tjak. — odpowiedział prawie natychmiastowo kociak. — Ja... Ja nje lubię się tak często bawić. Lubię siedzieć z rodzicami i przyglądać się im.
— Spójrz, coś nas łączy. Ja też nie często się bawię, wolę obserwować otoczenie i pielęgnować swoje futerko.
— Czasami obserwowanie innych jest ciekawsze niż sama zabawa. Dla mnje jest to bardziej ciekawe
— Co jeszcze uważasz za ciekawe? — zagadnęła, musiała wybadać kociaka, skoro prawdopodbnie miała w przyszłości się z nim zaprzyjaźnić
— Ciekawy wydaje się obóz, ale mama nje pozwala mi wyjść i go zwiedzić! - Prychnął niezadowolony kociak. — Jednak ciekawi mnie jak to jest być ucznjem!
— Teraz obóz nie jest ciekawy Rumianku — zwróciła się do kociaka charakterystyczne wymawiając jego imię — Wszędzie pokrywa go śnieg, a uwierz mi nie tak łatwo dałbyś radę przez niego przebrnąć, nawet na tych swoich wyższych łapkach. Nawet ja miałam problem, a jestem przecież od ciebie starsza. Śnieg przyczepia się do futra, a takie zbite kulki śniegu ciężko jest powyciągać. Jest zimno, wcześniej nastaje noc i nie ma w tym nic ciekawego. Prosta droga do rozchorowania się, a to nic przyjemnego, naprawdę. — podjęła tłumacząc kociakowi jak się sprawy mają — A o tym jak to jest być uczniem wojownika z chęcią ci poopowiadam, w końcu jestem starsza i wcześniej nim zostanę. Z tego co już słyszałam bywa ciężko, jednak po to jest trening, aby można było z nas wyłonić najlepszych z najlepszych wojowników. Chyba, że wolałabyś zostać uczniem medyka? Oni nie muszą walczyć, tylko uczą się jak pomagać wszystkim kotom. Są chodząca encyklopedią ziół i roślin — zagadnęła zdając sobie sprawę, że kociak właściwe nie sprecyzował o to dokładnie jaka droga ucznia bardziej go interesuję — Jeśli chciałbyś zostać medykiem to wtedy bym z wielką chęcią do ciebie przychodziła Rumianku, gdy tylko bym zaczęła kichać — uśmiechnęła się słodko przyglądając się kremowym plamom na jego sierści, Rumianek byłby taki piękny, gdyby zdobiły go one całego. Byłby jak jej braciszek Piasek.
Lepiej w końcu, by uczeń medyka również należał do lepszej grupy kotów ustalonej przez podział jej praprababci, a nie był nim ktoś pokroju pełzającego robaka jak Słoneczna Łapa. Może obietnica, że będzie do niego zaglądać sprawi, że kociak odbierze tę ścieżkę w przyszłości? W końcu by mógł obserwować każdego i siedzieć w obozie, który go tak ciekawił na tę chwilę. Była tego bardzo ciekawa.
<Rumianku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz