Kociak wygramolił się z posłania i niezgrabnie ruszył ku ścianie szopy. Nóżki mu się plątały, ale dzielnie szedł naprzód, próbując zachować równowagę. Gdy napotkał na swojej drodze ścianę, zignorował to, szedł dalej, aż uderzył pyszczkiem w drewniane deski. Zakwilił i naburmuszony podniósł główkę, by spiorunować wzrokiem ścianę. Uderzyła go! A raczej on się w nią uderzył, ale wychodziło na to samo. Podniósł się na łapki i zaczął iść wzdłuż ściany, tym razem na nią nie wpadając. Zobaczył stertę przeróżnych roślinek.
Zioła! – pomyślał Diament. – Skowronek mi o nich mówiła. – kocurek pamiętał też, że zabroniła mu jeść i dotykać liści. Nie przejął się tym specjalnie; wyciągnął łapkę po liściastą i pysznie pachnącą roślinę. Nachylił się i polizał listek.
Mniam! – pomyślał kociak. – Jakie smaczne… - ułożył się i z rozkoszą lizał roślinę. Przymknął oczy i położył się na pleckach z łapkami do góry. Nie mógł jednak delektować się zbyt długo, bo zaraz usłyszał ziewnięcie. Błotniste Ziele wstawała. Wywracając się, szybko dobiegł do mamy i reszty kociąt. Przytulił się do liliowej kotki i zaczął ssać mleko.
***
Jasnobrązowa kotka z krótką sierścią i żółtymi oczami przyniosła kociętom nowe posłania. Chyba nazywała się Cynamonka. Mówiła na posłania „koce”. W każdym razie te koce były ciepłe i wygodne, poza tym duże. Przyniosła też jakieś brzęczące kuleczki. Diament trącił jedną łapą, poturlała się, odbiła do ściany i wróciła. Kocurek wstał, wyprostował łapki i wgramolił się na mamę. Trzymał się pazurkami za brudne futro, wdrapał się wyżej i ruszył w kierunku głowy. Szybko i sprawnie dotarł na miejsce. Zaczął okładać mamę łapkami.
- Pobaw. – miauknął – Prosę… - kotka szybko odwróciła się i spojrzała na swojego kociaka.
- N-nie. Błotniste Ziele nie chce. Ktoś inny się z tobą pobawi. – mama szybko, ale delikatnie zrzuciła z siebie kocurka i wycofała się, kręcąc głową. Diament bezradnie spojrzał na liliową kotkę, ale ona już się odwróciła. Naburmuszony ułożył się na kocu, próbując zasnąć.
***
- Skowronek. – miauknął, aby zwrócić uwagę kotki. – Pobaw? – spytał z nadzieją. Popatrzył na szylkretową błagalnie. Wysunął do niej łapkę i zrobił smutną minkę. – Nikt nie bawi. Może ty?
- No dobra. – Skowronek na chwilę zmrużyła oczy, zastanawiając się, a potem na jej pysku zagościł uśmiech. – Spójrz, mamy tu piłeczki. Cynamonka nam przyniosła. – kotka wyciągnęła łapę i szturchnęła kuleczkę. Rozległ się charakterystyczny dźwięk. – Słyszysz, jak brzęczy?
- Tak. Fajne. – uśmiechnął się niepewnie.
- Może wyjdźmy z szopy? Byłeś kiedyś w ogrodzie? – spytała szylkretka. Diament zdecydowanie pokręcił główką.
- Pójdziemy? – spytał, robiąc wielkie oczy. Wbił wzrok w Skowronek. Kotka pokiwała głową.
- Tak, chodź. – wyszli z drewnianego pomieszczenia i znaleźli się na świeżym powietrzu. Kocurek szybko omiótł wzrokiem ogród. Za kociakiem znajdowała się szopa, a przed rosły bujne krzaki, w których Diament mógłby się schować. Wszystko było otoczone drewnianymi deskami, z jednej strony znajdowało się pomieszczenie jeszcze większe od szopy. Było wielgaśne.
- Co to. – wskazał łapką konstrukcję.
- Gniazdo dwunożnych. A teraz posłuchaj. Ja rzucam piłeczką, ty ją do mnie przynosisz. Potrafisz szybko biegać? – spytała przyjaźnie. Kocurek pokiwał głową, chociaż nie był tego taki pewny.
- Tak. – miauknął i ruszył za brzęczącą piłeczką. Prawie dorównywał jej szybkością. Wiedział, że ona się zatrzyma, dlatego na pewno w końcu ją dogoni. Wpadł w krzaki, wybiegł z nich i potknął się o wystający korzeń. Zobaczył kątem oka, że Skowronek się skrzywiła, dlatego posłał jej szeroki uśmiech, wstał i pobiegł dalej. Piłeczka zwalniała, a on skoczył na nią. Wylądował trochę za blisko, ale wyciągnął łapę, złapał ją i z dumą ruszył do szylkretowej kotki.
- Nic Ci się nie stało? – spytała, oglądając go.
- Nie. Trawka miękka. Złapałem! – podał Skowronek piłeczkę.
***
Jeszcze trochę się pobawili, a Diament robił się coraz szybszy i sprawniejszy. Nagle Skowronek zastrzygła uszami, znieruchomiała, a po chwili także i do uszu kocurka dotarły dziwne miauknięcia. Ktokolwiek je wydawał, także mocno tupał.
- Cii… - Skowronek popchnęła go ku krzakom i sama weszła do kryjówki. Kociak otworzył pyszczek zdziwiony, ale kotka zasłoniła mu pysk ogonem. Spojrzała na niego poważnie. Diament posłusznie ucichł i znieruchomiał. Po chwili usłyszał zbliżające się kroki i głosy. Zrobił wielkie oczy i podpełzł do przodu, chcąc zobaczyć sprawców hałasu. Jednak Skowronek przytrzymała go, a kroki niedługo oddaliły się, aż w końcu zupełnie ucichły.
- Co to. – Diament w końcu odważył się zapytać. Skowronek puściła go, więc powoli wypełzł spod krzaków, wyciągając się. – Niebezpieczeństwo?
- Dwunożni. – kotka pokiwała głową. – Są nieprzewidywalni. Trzeba na nich uważać. Chodź, wracamy do szopy. – kociak parsknął nieco poirytowany i zdezorientowany.
- Już? – miauknął, patrząc z ukosa na Skowronek. – Nie chcę.
- No chodź, robi się późno. Jutro pójdziemy na jeszcze dłużej. Dobra? – przez chwilę kocurek kombinował, co mu się bardziej opłaca, ale uznał, że chyba warto się zgodzić. Pokiwał delikatnie główką.
- Okej. – posłusznie poszedł za kotką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz