[Jakiś czas przed narodzinami kociąt Klanu Burzy i Klanu Klifu]
Motylkowa Łapa siedziała w cieniu rozłożystego krzewu na skraju obozu Klanu Burzy. Starannie czyściła swoje futerko, wyciągając z niego ostatnie drobinki mchu, które przyczepiły się podczas porannego układania ziół. Spojrzała w niebo — niebo było bezchmurne, a słońce leniwie wspinało się nad korony drzew. Uczennica westchnęła cicho, zerkając z nudą na pustą polanę. Chwilę później jej uwagę przyciągnął znajomy kot. Barszczowa Łodyga, starszy wojownik o ciemnym futrze i wesołych oczach, dreptał w jej stronę z zadowolonym wyrazem pyska. Motylkowa Łapa lubiła starsze koty, ich opowieści i mądrości — ale Barszczowa Łodyga był… inny. Choć starszy, czasem zachowywał się jak rozbawiony uczeń. Szczególnie kiedy zaczynał wypytywać ją o kocięta i rodzinę. Mimo to uśmiechnęła się uprzejmie, z szacunkiem.
— Motylkowa Łapo! — zawołał z szerokim uśmiechem. — Zostanę ojcem, wiesz? A wiesz, co to oznacza? Że zostaniesz… ciocią!
Uszy uczennicy poruszyły się z zainteresowaniem. Zerwała się na łapy z nagłym błyskiem w oczach.
— Naprawdę? Coś o tym słyszałam, ale miałam tyle pracy! Kto jest matką? Jak wygląda taki… miot sojuszniczy? — zapytała podekscytowana, niemal podskakując.
Po chwili jednak znów usiadła, wyraźnie zdenerwowana, jakby nie była pewna, czy powinna się tak cieszyć. Barszczowa Łodyga usiadł obok niej, jego pysk na moment posmutniał.
— Jastrzębi Zew, wojowniczka z Klanu Klifu — mruknął cicho. — Szylkretowa, z wywiniętymi uszami. Spędziliśmy razem trochę czasu… ale to wszystko. Nie łączy nas nic więcej.
Motylkowa Łapa przechyliła głowę, zamyślona.
— Chyba nigdy jej nie widziałam… A co z kociakami? Przecież nie mogą żyć w dwóch klanach jednocześnie.
— Masz rację. — Barszczowa Łodyga westchnął ciężko. — Część zostanie w Klanie Klifu, a reszta trafi do nas, do Klanu Burzy.
— Ach… — wymruczała tylko, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Nie była dobra w pocieszaniu. Czuła jedynie dziwny ciężar w sercu, jakby coś w tej sytuacji było niesprawiedliwe. Barszczowa Łodyga uniósł jednak brodę z nową siłą.
— Postaram się utrzymywać z nimi kontakt. A te, które będą tu, wychowam najlepiej jak potrafię!
Motylkowa Łapa uśmiechnęła się szerzej i kiwnęła głową.
— Będziesz doskonałym ojcem, jestem tego pewna.
Z zamyślenia wyrwał ją ciepły, znajomy głos.
— Motylkowa Łapo! — zawołała Wdzięczna Firletka, wychylając się z wejścia do legowiska medyków.
— Chyba musisz już iść.
— Tak, masz rację! — zamruczała Motylkowa Łapa, z wdzięcznością w głosie. — Do zobaczenia, Barszczowa Łodygo! Miłego dnia!
I z gracją wyskoczyła spod krzewu, biegnąc w stronę starszej medyczki, a ciepły promień słońca zatańczył na jej łopatkach.
<Barszczowa Łodygo do zobaczenia!>
[380 słów]
[przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz