Nadal nie specjalnie wierzyła w swój obecny stan, można wręcz powiedzieć, że chorobowy, jednak uznała że skoro i tak nie może nic z tym zrobić, to należałoby chociaż obeznać się bardziej ze żłobkiem i go jako tako przygotować. Oczywiście wiedziała, że znajdują się tam teraz pomioty na które nie chciało jej się patrzeć, jednak nie miała wpływu na ich istnienie. Niestety. Tak czy inaczej już w środku wpadła na jednego z nich i od razu dostała lekkiego skrzywu. Rzeczywiście, tylko rudzi mogli wpaść na taki pomysł, by dać kociakowi imię po najgorszej zakale chodzącej po terenach Burzowego Obozu, a przynajmniej za czasów pamięci Róży. Co prawda była przywódczyni wtedy nie chodziła po obozie o własnych siłach, jednak to tylko bardziej wzbudzało niechęć szylkretowej. Pomimo iż matka młodego nie patrzyła bezpośrednio na nią, niemal czuła jak nieprzyjemna atmosfera wokół niej gęstnieje, wsadzając w znajomy dyskomfort. Kocię nie było JESZCZE niczemu winne, jednak nie miała zamiaru się przed nim luźno, tym bardziej, że nie ufała jego rodzicom, którzy w jej oczach byli jedynie niepotrzebnymi szkodnikami.
- Tak. Mi również - Mruknęła obojętnie, chociaż jej ton nie wskazywał na radość z powodu zobaczenia jakiejś losowej kulki futra. Długie łapy przeszły przez kocurka omijając małą przeszkodę i kierując się dalej w głąb kociarnii. Chciała urodzić w spokoju, z dala od niepotrzebnych gapiów, więc próbowała znaleźć miejsce dość odosobnione by w razie czego jak najlepiej móc kontrolować swoje młode, nie chcąc by miały zbyt wiele kontaktu z rudym miotem.
- Um. Przepraszam? - zawołał za nią, nieco niepewnie. - Wiem, że pani jest zajęta, ale... Mogłaby mi pani opowiedzieć o tym jak to jest być zastępcą? To musi być ciężka praca opiekować się klanem jak i wielki zaszczyt.
- Nie widzę w tym zaszczytu - odpowiada sztywno, wyraźnie niezadowolona z towarzystwa kociaka - Na tym stanowisku mógłby znaleźć się każdy inny kot, który zdobył na tyle zaufania by móc odpowiadać za więcej żyć niż tylko swoje, jeśli tylko by ruszył trochę głową. Chociaż jedyne co by za to dostał to więcej stresu. - Wyjaśniła swoje podejście, kopiąc gdzieś w bok zbędną kulkę mchu. Zyskujesz po prostu większy szacunek kotów, które muszą wykonywać twoje rozkazy. Żadna w tym zabawa, a klanem dowodzić można nawet będąc zwykłym wojownikiem, jeśli się wie jak kombinować.
- Och... - miauknął z zawodem w głosie. - Czyli nie podoba się pani bycie zastępcą? Za bardzo to jest stresujące? - calico zastanowiła się przez chwilę.
- Robię co muszę, nie prosiłam się o nie - odpowiada zgodnie z prawdą - A teraz po prostu spełniam swoje obowiązki.
- Rozumiem... Przyszła pani w odwiedziny do mojej mamusi? Nie wiedziałem, że przyjaźni się z samą zastępczynią. Nic nie mówiła.
- Bo nie przyjaźni. I wątpię, by do tego doszło - odparła, chwytając w łapę niepotrzebną gałązkę, która wyglądała jak coś, co mogłoby zrobić jej kociakom później krzywdę, po czym odłożyła ją na bok, chcąc potem wynieść poza żłobek - Nie muszę być w żłobku by odwiedzać inne koty. Przyszłam tu z osobistych powodów.
- Och... - Położył po sobie uszka. - A ja mógłbym się z panią zaprzyjaźnić? - zapytał nieśmiało. - O! Co się stało? Jeżeli mogę zapytać... Tutaj w końcu mieszkają tylko mamusie z dziećmi... Czy pani będzie mamusią? - Jego oczka zalśniły. Różana poruszyła zmieszana uszami, patrząc na kociaka kątem oka. Zaprzyjaźnić? A to ciekawe, naprawdę nie było nikogo zbliżonego do młodego wiekiem, żeby z nim brykać czy coś? W gruncie rzeczy, Różana mogłaby być jego babcią, a nie koleżanką do zabaw.
- Nie wydaje mi się, żebym była odpowiednią kandydatką do zawierania przyjaźni - odpowiada, chociaż jej ton różni się od tego wcześniejszego. Wydaje się być… bardziej przyjazny? A może kociakowi się tylko tak wydaje? Zaraz potem, przy kolejnym pytaniu, kotka westchnęła ze zrezygnowaniem, przerywając swoją pracę z uprzątaniem wybranego, odosobnionego miejsca, by spojrzeć na kocurka i unieść jedną z przednich łap, chcąc tym samym bardziej pokazać swój coraz to bardziej rosnący bęben.
- Myślałam, że to już oczywiste.
- Ojeju. - Podszedł do kocicy i dotknął jej brzuszka, na co Róża wzdrygnęła się, jednak nie odsunęła, chociaż miała na to ochotę i… cóż, nie ukrywała tego. - To tam są kocięta? Nie wiedziałem. Myślałem, że gwiazdki nas zsyłają mamusiom. Ale... ale to cudowne wieści! - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Chciałbym ich poznać i się pobawić. Mam nadzieję, że mnie polubią.
- Jak będziecie dla siebie mili, to na pewno się polubicie - odparła, odkładając łapę na bok, powoli wracając do pracy - A przynajmniej mam nadzieję, że nie będzie z tym problemów… - I nie miała tu na myśli, że ma nadzieję, że się polubią. Nie, miała nadzieję, że jeśli wyjdzie coś rudego, to będzie się trzymać od nich z daleka. A jak coś nie rudego i podatnego na manipulację, to tym bardziej. Jednak nie chciała po prostu mieć dużej ilości skarg i niezadowoleń. Miała już dość problemów na głowie, by rozwiązywać problemy dodatkowo swoich dzieci, które miała nadzieję, nie będą za bardzo problematyczne.
- Mamusia mi mówiła, że to zależy od wychowania. Mnie uczy kultury, abym nie był złym kotem. Na dodatek bycie miłym jest lepsze od bycia wrednym. Takich be kotków to nikt nie lubi. - Obserwował prace zastępczyni. - Nikt pani nie chciał pomóc? Nie powinna się pani przemęczać. Może poprosi pani jakiegoś wojownika?
- Racja - stwierdziła krótko na pierwsze zdanie, po czym strzepnęła krótko ogonem na drugie - To nie jest trudna praca, a ja szczerze poradzę sobie z tym sama i nawet wolę sama to zrobić, bo inni jeszcze zepsują i będę musiała poprawiać - Wyjaśniła, wygrzebując kolejny mech, który według niej był jakiś nieudany.
- Tak. Mi również - Mruknęła obojętnie, chociaż jej ton nie wskazywał na radość z powodu zobaczenia jakiejś losowej kulki futra. Długie łapy przeszły przez kocurka omijając małą przeszkodę i kierując się dalej w głąb kociarnii. Chciała urodzić w spokoju, z dala od niepotrzebnych gapiów, więc próbowała znaleźć miejsce dość odosobnione by w razie czego jak najlepiej móc kontrolować swoje młode, nie chcąc by miały zbyt wiele kontaktu z rudym miotem.
- Um. Przepraszam? - zawołał za nią, nieco niepewnie. - Wiem, że pani jest zajęta, ale... Mogłaby mi pani opowiedzieć o tym jak to jest być zastępcą? To musi być ciężka praca opiekować się klanem jak i wielki zaszczyt.
- Nie widzę w tym zaszczytu - odpowiada sztywno, wyraźnie niezadowolona z towarzystwa kociaka - Na tym stanowisku mógłby znaleźć się każdy inny kot, który zdobył na tyle zaufania by móc odpowiadać za więcej żyć niż tylko swoje, jeśli tylko by ruszył trochę głową. Chociaż jedyne co by za to dostał to więcej stresu. - Wyjaśniła swoje podejście, kopiąc gdzieś w bok zbędną kulkę mchu. Zyskujesz po prostu większy szacunek kotów, które muszą wykonywać twoje rozkazy. Żadna w tym zabawa, a klanem dowodzić można nawet będąc zwykłym wojownikiem, jeśli się wie jak kombinować.
- Och... - miauknął z zawodem w głosie. - Czyli nie podoba się pani bycie zastępcą? Za bardzo to jest stresujące? - calico zastanowiła się przez chwilę.
- Robię co muszę, nie prosiłam się o nie - odpowiada zgodnie z prawdą - A teraz po prostu spełniam swoje obowiązki.
- Rozumiem... Przyszła pani w odwiedziny do mojej mamusi? Nie wiedziałem, że przyjaźni się z samą zastępczynią. Nic nie mówiła.
- Bo nie przyjaźni. I wątpię, by do tego doszło - odparła, chwytając w łapę niepotrzebną gałązkę, która wyglądała jak coś, co mogłoby zrobić jej kociakom później krzywdę, po czym odłożyła ją na bok, chcąc potem wynieść poza żłobek - Nie muszę być w żłobku by odwiedzać inne koty. Przyszłam tu z osobistych powodów.
- Och... - Położył po sobie uszka. - A ja mógłbym się z panią zaprzyjaźnić? - zapytał nieśmiało. - O! Co się stało? Jeżeli mogę zapytać... Tutaj w końcu mieszkają tylko mamusie z dziećmi... Czy pani będzie mamusią? - Jego oczka zalśniły. Różana poruszyła zmieszana uszami, patrząc na kociaka kątem oka. Zaprzyjaźnić? A to ciekawe, naprawdę nie było nikogo zbliżonego do młodego wiekiem, żeby z nim brykać czy coś? W gruncie rzeczy, Różana mogłaby być jego babcią, a nie koleżanką do zabaw.
- Nie wydaje mi się, żebym była odpowiednią kandydatką do zawierania przyjaźni - odpowiada, chociaż jej ton różni się od tego wcześniejszego. Wydaje się być… bardziej przyjazny? A może kociakowi się tylko tak wydaje? Zaraz potem, przy kolejnym pytaniu, kotka westchnęła ze zrezygnowaniem, przerywając swoją pracę z uprzątaniem wybranego, odosobnionego miejsca, by spojrzeć na kocurka i unieść jedną z przednich łap, chcąc tym samym bardziej pokazać swój coraz to bardziej rosnący bęben.
- Myślałam, że to już oczywiste.
- Ojeju. - Podszedł do kocicy i dotknął jej brzuszka, na co Róża wzdrygnęła się, jednak nie odsunęła, chociaż miała na to ochotę i… cóż, nie ukrywała tego. - To tam są kocięta? Nie wiedziałem. Myślałem, że gwiazdki nas zsyłają mamusiom. Ale... ale to cudowne wieści! - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Chciałbym ich poznać i się pobawić. Mam nadzieję, że mnie polubią.
- Jak będziecie dla siebie mili, to na pewno się polubicie - odparła, odkładając łapę na bok, powoli wracając do pracy - A przynajmniej mam nadzieję, że nie będzie z tym problemów… - I nie miała tu na myśli, że ma nadzieję, że się polubią. Nie, miała nadzieję, że jeśli wyjdzie coś rudego, to będzie się trzymać od nich z daleka. A jak coś nie rudego i podatnego na manipulację, to tym bardziej. Jednak nie chciała po prostu mieć dużej ilości skarg i niezadowoleń. Miała już dość problemów na głowie, by rozwiązywać problemy dodatkowo swoich dzieci, które miała nadzieję, nie będą za bardzo problematyczne.
- Mamusia mi mówiła, że to zależy od wychowania. Mnie uczy kultury, abym nie był złym kotem. Na dodatek bycie miłym jest lepsze od bycia wrednym. Takich be kotków to nikt nie lubi. - Obserwował prace zastępczyni. - Nikt pani nie chciał pomóc? Nie powinna się pani przemęczać. Może poprosi pani jakiegoś wojownika?
- Racja - stwierdziła krótko na pierwsze zdanie, po czym strzepnęła krótko ogonem na drugie - To nie jest trudna praca, a ja szczerze poradzę sobie z tym sama i nawet wolę sama to zrobić, bo inni jeszcze zepsują i będę musiała poprawiać - Wyjaśniła, wygrzebując kolejny mech, który według niej był jakiś nieudany.
<Piasek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz