Niby życie można było samemu kształtować, a tutaj nie wiedziała zbytnio, czy to była prawda czy nie. Jej przyszłość opierała się tylko na 3 filarach. Jedzenie. Picie. Miejsce do spania. Jeżeli któregoś z tego nie miała, mogła zrobić pa pa. Ona niezbyt już chciała o to dbać. Było to męczące oraz trudne, a te dwa słowa nie mogły znajdować się w jej słowniku. MUSIAŁA jakoś wymyślić, by było prościej. Dlatego wykopała dół niedaleko legowiska i przykryła go gałązkami a na to liśćmi. Zamysł był, by zwierzyna po prostu czasem tam wpadała albo kręcąc sobie karki, albo nie mogąc się wydostać. W takim przypadku dobijała ją własnymi łapami. Niby takie proste, a działało. Oczywiście nie tak często, lecz gdy sprawdzała co wędrówkę słońca w odległości lisiego ogona od wcześniejszej pozycji, coś zawsze było. Zazwyczaj młode oraz niedoświadczone myszy, ale czasem coś lepszego. Problem stał się, gdy zaczęło padać. Po prostu zalało dziurkę a nie posłużyła jej jeszcze nawet ćwierć księżyca. Nie chciała robić nowej, więc skończyło się na wznowieniu normalnych polowań. Z powrotem…
Cokolwiek by nie zrobiła, wszystko wracało do tych kilku… Priorytetów? W klanie było inaczej. Tam ceniło się lojalność, wiarę w Klan Gwiazd, zdolności oraz miało się przyjaciół. Tu była sama, zziębnięta. Nikomu nie zależało na niej, żyła na własną łapę. Cisza rozlegała się wokół niej, nie było tych samych głosów co przedtem. Kiedyś… Właśnie, jak było kiedyś? Już ponad dwa sezony tu była. A za jakiś czas, zresztą już nawet nie liczyła, minie okrągły rok od… Wygnania. Za jej zachowanie. Chciała sobie przypomnieć dawne czasy. Zamknęła oczy i położyła głowę na łapach. Zmusiła się, by zobaczyć… Obóz. Wyświetlić jego wygląd. Był on zamazany, ale… Coś jej świtało. Nagle zapadła w sen… A obraz stał się wyraźniejszy.
***
Stała pośrodku, tuż przy stosie ze zwierzyną. Rozglądała się nerwowo na boki. Nie było chyba nikogo. Przynajmniej tak myślała. Dopiero po chwili usłyszała ciche szepty. Rozpoznawała niektóre głosy jednak… Nie wiedziała do kogo należą. Pisk kociąt rozległ się nagle tuż przed nią. Tam gdzie miał być chyba zresztą. Podeszła do niego. Cichutko. Dostosowała się do otoczenia. Gdy tylko zbliżyła się do wejścia, rozległy się wrzaski. Odwróciła głowę. Zauważyła koty. Nie było ich tu. NIE BYŁO! Czyżby wcześniej była ślepa? Zdecydowanie. A jeszcze bardziej, gdy dopiero po chwili zauważyła krew. Wsiąknięta w ziemię, bądź stwarzająca plamy. Świeże plamy. Szybko wbiegła do środka. Jedyne co usłyszała jeszcze z zewnątrz, to krzyk
- Klan Wilka NIE ISTNIEJE!
Przełknęła ślinę. Bo… Zrozumiała co się dzieje. Stwórca oraz jego banda. Czas, gdy trzeba było spać z otwartymi oczami. Zjeżyło jej się futro na karku. Tego… Już nie było. Nie musi się bać. W środku pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to duża ilość kociąt. Znała ich. Nie wiedziała jak, ale… No to było jej przybrane rodzeństwo. Wężowy Wrzask widocznie drzemała. Spodziewała się kociąt, to było pewne. A nimi mieli być Płomień i Dym. Dalej skuleni obok siebie była Skra oraz Cierń. Obok nich Gepard z Żbikiem. Wcześniej mieli też brata, lecz został zabity. O dziwo widziała też siebie. Małą czarno-białą kulkę, leżącą dalej od wszystkich. Po intensywnym wpatrywaniu się, po chwili zatrząsł nią kaszel. Tak. To wszystko… Stało się.
Jako, że był już ranek, kociaki zaczęły się przebudzać. Oprócz Nocy. Podeszła powoli do kulki futra. Dopiero teraz zauważyła otwarte oczy. Wpatrywały się one w szczelinę. A tam widziała rozmazany widok kota. Świtającej Maski. Dokładnie nie wiedziała co robi, ale cierpiał. Zaszlochała cicho. Czemu ona wtedy tego nie rozumiała. Wszystko było takie straszne…
***
W końcu znalazła się w jej legowisku. Prawdziwym, nie wyśnionym. Pewnie obudził ją deszcz skapujący po otworze, skąd pewnie spadło wcześniej błoto. Musiała w ogóle cały sufit zabezpieczyć. Może to jeszcze odgłosy poranka. Ale jedno nie pasowało do reszty. Zapach kota, nieznajomy. Również nie klanowy. Rozpoznałby przeklętego królikojada, cuchnąłby zajęczakiem a nie tak… Inaczej. Energicznie wstała. Niech się zbliży. A dostanie. Chyba, że umie walczyć. To ona oberwie i to mocno. Szybko podbiegła do najbliższego krzewu. Był tam rzeczywiście kot. Dziwnie według niej wyglądał, ale to był agresor. Cicho syknęła i wyłoniła się zza osłony
- Co robisz na moim terytorium?!- warknęła.
<Mamrot? UwU>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz