Rozpoczął się kolejny etap w jego krótkim życiu. Z kociaka stał się uczniem. Nie był oczywiście z tego faktu zadowolony, ale czasu nie cofnie. Postanowił ze wszystkich sił się starać, żeby zostać najlepszym wojownikiem w całym Klanie Nocy. Tata będzie wtedy bardzo dumny! Postanowił nie zawieść swoich bliskich.
Pierwszy dzień treningu upłynął spokojnie. Borsuczy Warkot zabrał go na oprowadzanie po terytorium. Kacza Łapa widział już świat poza obozem, wtedy go bardzo zaskoczył i zachwycił. Z mentorem zapuścił się jednak w odległe okolice, których wcześniej na oczy nie widział. Tereny Klanu Nocy były ogromne! Oczarowany kocurek dreptał wytrwale obok wojownika. Miał jednak krótkie łapki, przez co Borsuczy Warkot musiał się co jakiś czas zatrzymywać. Starał się zapamiętać jak najwięcej z krajobrazu, wychwycić najmniejszy zapach. Ciekawość Kaczej Łapy wzrosła.
Oprowadzenie po terenie było na razie ostatnim tradycyjnym etapem w szkoleniu, które mogli zrobić. Przez karę, którą dostał z Malinową Łapą, przez księżyc nie mogli opuszczać obozowiska. Nawet nie był pewien, czy się nie przedłuży. Głupi Posrana Gwiazda myślał za każdym razem, gdy przychodziło mu wymieniać mech. Ochyda. Plan stał się rutyną. Ciągle to samo legowisko, ta sama czynność, co go już strasznie nudziło. Starał się ukrywać to pod wiecznie skwaszoną miną.
Razu pewnego postanowił to jednak wyjaśnić z mentorem. Zostawił mech, który właśnie wymienił, opuszczając legowisko starszych i truchtając w stronę Borsuczego Warkotu, którego akurat wypatrzył. Kacza Łapa spojrzał pewnym wzrokiem na wojownika.
- Czego? - mruknął Borsuczy Warkot.
Kacza Łapa wywrócił oczami.
- Nauczysz mnie polować? Albo walczyć? Nudzę się.
- Sprzątaj mech. Było nie rozrabiać. - popchnął go łapą. Był silny, przez co karzełek aż się zachwiał. Spiorunował natychmiast nauczyciela.
- Zmienianie mchu niczego mnie nie nauczy! - syknął buntowniczo.
- Nie mój problem.
- Twój!
Borsuczy Warkot zmierzył go zimnym spojrzeniem. W tamtej chwili Kacza Łapa pomyślał, że nie łatwo przyjdzie im się dogadać. Rozpoczęła się między nimi mała awantura, podczas której wymieniali swoje racje, oczywiście krzykiem. To zwróciło uwagę kilku kotów w obozie, w tym Jesionowego Wichru, który podszedł do nich.
- O co chodzi?
Kacza Łapa otworzył pyszczek, chcąc wyżalić się ojcu, kiedy ten został zatkany przez ogon mentora. Borsuczy Warkot rzucił mu krótkie spojrzenie, pod którym kocurek mimowolnie drgnął. Coś w jego ślepiach mówiło, że nie będzie łatwo i że raczej nie zostaną przyjaciółmi. Czy ze wszystkich kotów w obozie, musiał mu się trafić akurat taki buc? Żytnie Pole byłaby o wiele wiele lepsza!
- To sprawa między nami. Nie wtrącaj się. A ty wracaj do pracy, Kacza Łapo. Albo inaczej sobie porozmawiamy. - mruknął wojownik.
Kacza Łapa zawahał się. Rzucił spojrzenie na zastępcę, zanim westchnął. Obiecał nie sprawiać kłopotów. Tylko w jego naturze chaosu i buntu, było to okropnie trudne. Odszedł w kierunku kociarni, chcąc zająć się mchem. Musiał jednak w głębi siebie przyznać, że było to po prostu miejsce, gdzie bardzo lubił przebywać.
***
Nadeszła długo oczekiwana przez większość Pora Nowych Liści. Kaczorek przyzwyczajony do mrozów i chłodów, był więc zdziwiony ciepłem, jakie dawało słońce. Wiatr przyjemnie muskał jego pyszczek, gdy przesiadywał przed legowiskiem uczniów. Obserwował zieloną trawę i zdobiące drzewa pąki. Przekrzywił łebek. Całkiem ciekawy widok. Jego pierwsza Pora Nowych Liści.
Kaczorek obmyślił dzisiaj specjalny plan. Specjalnie wykonał swoje obowiązki wcześniej, by mieć wolne popołudnie. Brzoskwiniowa Bryza zdradziła mu, że po śmierci jakiegoś Szakłakowego Cienia, Jesionowy Wicher jest bardzo smutny. Kaczorek to również dostrzegł i bardzo chciał pocieszyć tatę. Gdy rudzielcowi było przykro, zawsze humor poprawiała mu zabawa. Był to genialny pomysł, by na taką wyciągnąć tatę!
Poczekał aż Jesionowy Wicher rozdzieli ostatnie patrole. Przyczaił się w trawie. Czuł przyjemne ciepło ocierające się o jego krótką sierść. Powoli, łapa za łapą, sunął w kierunku czekoladowego kocura. W pewnej chwili, Kaczorek wyskoczył z kryjówki.
- Maaaaaam cię!
Wskoczył prosto na ogon Jesionowego Wichru. Wojownik drgnął, instynktownie sycząc, jednak dostrzegając pierworodnego, momentalnie znowu stał się spokojny. Rudzielec przycisnął łapkami ogon kocura do ziemi.
- Poddaj się klifiaku! - wgryzł kiełki w ogon taty. - Błagaj o litość! Aaaale się rusza! A masz!
Uderzył ogon zastępcy łapką. Zrobił skok w bok, prędko podbiegając pod łapy Jesionowego Wichru i wbijając w niego oczekujące spojrzenie.
- Tato. Dzisiaj spędzimy razem resztę dnia. I nie przyjmuje wymówek! Jest ci smutno, a wtedy mi też jest smutno. Więc będziemy się bawić! - oznajmił Kaczorek, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. Zamyślił się od czego mogą zacząć. Chowanego? Wojna? A może... - Berek!
Trącił bok Jesiona swoją łapką. Szybko rzucił się z piskiem przez obóz. Miał krótkie łapki, więc musiał wykorzystać efekt pierwszeństwa. Wyciągał je przed siebie. Bez śnieżnych zasp, faktycznie było inaczej.
<Tatooo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz