- Nie będę sprzątać żadnego mchu!
- Bedziesz, ty uparta wywłoko!
- Prędzej naszczam ci na futro, niż wyniosę ten obsrany mech!
- Jeśli tego nie zrobisz, o własnych łapach zaniosę cię tam i wytarzam w czyimś łajnie. Może wtedy coś do ciebie dotrze!
- I tak tego nie zrobisz! Jesteś za wolny!
- Twój smród dotrze do klanu gwiazd. Może sami zagonią cię piorunami do roboty, żeby po naszym klanie nie chodziła Borsuczy Smród.
Takie głupie i głośne rozmowy między Świtającą Maską a jego uczennicą stały się już codziennością. Kocur tracił nerwy, żeby nauczyć burą podstaw walk, obrony i ataku czy polowań, a ta co po chwilę popełniała świadome błędy. Do tego pyskowała i spóźniała się na treningi, objadając się niemiłosiernie. Często narzekała na bóle brzucha, spowodowane zbyt dużym wysiłkiem. Lynx na początku starał się ignorować nieposkromiony głód kotki, lecz od kilku tygodni stosował wobec niej dietę odchudzającą. Za każdy nadprogramowy posiłek Borsuczą Łapę czekał bardziej męczący trening.
Płowy mógł się na niej wyżyć. Sama się o to prosiła. Przyjął taką samą strategię wobec niej, jak ona wobec niego. Borsuk zaczepiała, Świt odbijał piłeczkę. Ta krzyczała, on odpowiadał krzykiem. Zachowywali się jak kocięta, ale przynajmniej czas zlatywał im we względnie szybkim tempie, a treningów nie przepełniała nuda czy monotonia.
Patrzył, jak kotka wróciła do legowiska. Wolał sprawdzić, czy udała się na swoje miejsce, bo bura zawsze mogła udać się po jedzenie, aby ponownie najeść się jak świnia. Płowy skierował się w kierunku legowiska wojowników.
Świtająca Masko? - Świtająca Maska usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się i odwrócił, zauważając Wróblową Łapę. Podniósł kącik ust w górę, ciągle nie zdołał pojąć, jak taki mały szrab tak zdążył wyrosnąć. Niedawno spotkali się przez zupełny przypadek przy wejściu do żłobka, a teraz ciemny piastował stanowisko ucznia. Widząc syna Wilczego Serca, Świtająca Maska zauważył w nim młodszego siebie. Kocurka, który dopiero co opuścił żłobek. Tego, kto za najwspanialszą porę dnia uznawał każde spranie Ciężkiego Kroku na kwaśne jabłko. Widział szczęśliwego osobnika, bez obecności imiennej halucynacji. Od dłuższego czasu Ciernik pozostawał cicho, na szczęście. Może zioła medyków pomogły przegnać niewidocznego sojusznika?
- I tak świetnie ci z nią idzie. Moja siostra to wyjątkowo ciężki przypadek - powiedział z uśmiechem na pysku uczeń.
Świtająca Maska naprawdę nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że taka radosna kuleczka była spokrewniona z Borsuczą Łapą. Oboje musieli ze sobą wytrzymać sześć księżyców. Co za festiwal zmęczenia! Oczami wyobraźni potrafił zobaczyć kotkę, odpychającą chamsko rodzeństwo od brzucha matki i pijącą mleko z siłą godną wytrenowanego kota. Do tego mlaszczącą z zadowolenia i syczącą na tych, którzy śmieliby się zbliżyć do karmicielki.
- Ciężki? Ciężki? Ciężki to za mało powiedziane. To małe coś zachowuje się gorzej niż mój kuzyn, gdy nie chcesz przyjąć od niego ziół! - odpowiedział Świtająca Maska. Ponarzeka sobie, to tylko brat Borsuczej Łapy, co mogło pójść nie tak? - Tracę przy niej nerwy szybciej niż przy własnej matce.
- Nie lubisz swojej mamy? Drugi raz słyszę, że nie macie za dobrych stosunków - zapytał się nieco zdziwiony Wróblowa Łapa.
No, proszę, uruchomiła się kocięca ciekawość ciemnego.
- Jakoś... Tak wyszło. Nie przygotowała się na rodzicielstwo - stwierdził Świtająca Maska. Powiedział młodszemu prawdę, syn Wilczego Serca nie powinien rozpowiedzieć jej po klanie. A nawet jeśli, to i tak Trzcinowy Brzeg była świadoma swojego oschłego podejścia do potomka. - Co do twojej siostry... Jak mogłeś żyć z takim łakomym stworzeniem? Je więcej niż mój własny brta i wszystkie koty z klanu razem wzięte! I jak pyskuje... Brakuje, by klnęła gorzej niż starszy kocur.
- Czy... Nie masz o niej zbyt złego mniemania? Jest trochę specyficzna, ale Borsucza Łapa posiada całkiem sporo pozytywnych cech - miauknął Wróblowa Łapa, chcąc polepszyć opinię siostry w oczach jej mentora.
- Chyba Borsucza Cholera - szepnął pod nosem płowy, mając cichą nadzieję, że bury tego nie usłyszał. - Radzę sobie z nią krzykiem oraz systemem kar i nagród, z naciskiem na to pierwsze. Cóż.. Jest uparta, twardo brnie do celu. Ma strasznie ostry język - próbował wymienić jej zalety Świtająca Maska. Zmusił się do tego. Zniżył do chwalenia wrednej burej. - Czyżbyś wiedział, jak ją okiełznać? Jeśli mi powiesz... Podwędzę ci jakieś ziółka od medyków. Mam tam kontakty.
- Bedziesz, ty uparta wywłoko!
- Prędzej naszczam ci na futro, niż wyniosę ten obsrany mech!
- Jeśli tego nie zrobisz, o własnych łapach zaniosę cię tam i wytarzam w czyimś łajnie. Może wtedy coś do ciebie dotrze!
- I tak tego nie zrobisz! Jesteś za wolny!
- Twój smród dotrze do klanu gwiazd. Może sami zagonią cię piorunami do roboty, żeby po naszym klanie nie chodziła Borsuczy Smród.
Takie głupie i głośne rozmowy między Świtającą Maską a jego uczennicą stały się już codziennością. Kocur tracił nerwy, żeby nauczyć burą podstaw walk, obrony i ataku czy polowań, a ta co po chwilę popełniała świadome błędy. Do tego pyskowała i spóźniała się na treningi, objadając się niemiłosiernie. Często narzekała na bóle brzucha, spowodowane zbyt dużym wysiłkiem. Lynx na początku starał się ignorować nieposkromiony głód kotki, lecz od kilku tygodni stosował wobec niej dietę odchudzającą. Za każdy nadprogramowy posiłek Borsuczą Łapę czekał bardziej męczący trening.
Płowy mógł się na niej wyżyć. Sama się o to prosiła. Przyjął taką samą strategię wobec niej, jak ona wobec niego. Borsuk zaczepiała, Świt odbijał piłeczkę. Ta krzyczała, on odpowiadał krzykiem. Zachowywali się jak kocięta, ale przynajmniej czas zlatywał im we względnie szybkim tempie, a treningów nie przepełniała nuda czy monotonia.
Patrzył, jak kotka wróciła do legowiska. Wolał sprawdzić, czy udała się na swoje miejsce, bo bura zawsze mogła udać się po jedzenie, aby ponownie najeść się jak świnia. Płowy skierował się w kierunku legowiska wojowników.
Świtająca Masko? - Świtająca Maska usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się i odwrócił, zauważając Wróblową Łapę. Podniósł kącik ust w górę, ciągle nie zdołał pojąć, jak taki mały szrab tak zdążył wyrosnąć. Niedawno spotkali się przez zupełny przypadek przy wejściu do żłobka, a teraz ciemny piastował stanowisko ucznia. Widząc syna Wilczego Serca, Świtająca Maska zauważył w nim młodszego siebie. Kocurka, który dopiero co opuścił żłobek. Tego, kto za najwspanialszą porę dnia uznawał każde spranie Ciężkiego Kroku na kwaśne jabłko. Widział szczęśliwego osobnika, bez obecności imiennej halucynacji. Od dłuższego czasu Ciernik pozostawał cicho, na szczęście. Może zioła medyków pomogły przegnać niewidocznego sojusznika?
- I tak świetnie ci z nią idzie. Moja siostra to wyjątkowo ciężki przypadek - powiedział z uśmiechem na pysku uczeń.
Świtająca Maska naprawdę nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że taka radosna kuleczka była spokrewniona z Borsuczą Łapą. Oboje musieli ze sobą wytrzymać sześć księżyców. Co za festiwal zmęczenia! Oczami wyobraźni potrafił zobaczyć kotkę, odpychającą chamsko rodzeństwo od brzucha matki i pijącą mleko z siłą godną wytrenowanego kota. Do tego mlaszczącą z zadowolenia i syczącą na tych, którzy śmieliby się zbliżyć do karmicielki.
- Ciężki? Ciężki? Ciężki to za mało powiedziane. To małe coś zachowuje się gorzej niż mój kuzyn, gdy nie chcesz przyjąć od niego ziół! - odpowiedział Świtająca Maska. Ponarzeka sobie, to tylko brat Borsuczej Łapy, co mogło pójść nie tak? - Tracę przy niej nerwy szybciej niż przy własnej matce.
- Nie lubisz swojej mamy? Drugi raz słyszę, że nie macie za dobrych stosunków - zapytał się nieco zdziwiony Wróblowa Łapa.
No, proszę, uruchomiła się kocięca ciekawość ciemnego.
- Jakoś... Tak wyszło. Nie przygotowała się na rodzicielstwo - stwierdził Świtająca Maska. Powiedział młodszemu prawdę, syn Wilczego Serca nie powinien rozpowiedzieć jej po klanie. A nawet jeśli, to i tak Trzcinowy Brzeg była świadoma swojego oschłego podejścia do potomka. - Co do twojej siostry... Jak mogłeś żyć z takim łakomym stworzeniem? Je więcej niż mój własny brta i wszystkie koty z klanu razem wzięte! I jak pyskuje... Brakuje, by klnęła gorzej niż starszy kocur.
- Czy... Nie masz o niej zbyt złego mniemania? Jest trochę specyficzna, ale Borsucza Łapa posiada całkiem sporo pozytywnych cech - miauknął Wróblowa Łapa, chcąc polepszyć opinię siostry w oczach jej mentora.
- Chyba Borsucza Cholera - szepnął pod nosem płowy, mając cichą nadzieję, że bury tego nie usłyszał. - Radzę sobie z nią krzykiem oraz systemem kar i nagród, z naciskiem na to pierwsze. Cóż.. Jest uparta, twardo brnie do celu. Ma strasznie ostry język - próbował wymienić jej zalety Świtająca Maska. Zmusił się do tego. Zniżył do chwalenia wrednej burej. - Czyżbyś wiedział, jak ją okiełznać? Jeśli mi powiesz... Podwędzę ci jakieś ziółka od medyków. Mam tam kontakty.
<Wróblowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz