Księżyce mijały, jego maluchy dorastały, zaś on... czuł jak się powoli starzeje, nadal w jego głowie dźwięczały słowa, które powiedział mu kiedyś jego pradziadek. Wiecznie młody nie będziesz. Zaśmiał się w duchu na to stwierdzenie, zaraz jednak spoważniał, czując, jak coś trzaska mu w krzyżach.
Zachwiał się, przysiadając na moment na ziemi. Ból promieniował aż do samego karku, aż w końcu... odpuścił, tak po prostu odpuścił. Lider westchnął cicho, rozglądając się dookoła po obozie, w którym tętniło życie.
Jakoś tak... naszła go myśl, że kiedyś go tu zabraknie, że któregoś dnia zwyczajnie nie wstanie, nie obudzi się, czy też padnie bez tchu na polu bitwy. I ta myśl najbardziej go przerażała. Wizja śmierci wydawała się okropna, wprowadzając go w stan paniki. Jego oddech z lekka przyspieszył. Za żadne skarby nie zamierzał zostawiać swojej ukochanej rodziny... Szczególnie Miedzianej Iskry...
Pociągnął nosem, wycierając drobne łezki spływające po jego policzkach.
Dobrze wiedział, na co się pisze, idąc ścieżką wojownika a jednak dopiero teraz dopadła go refleksja, że gdyby obrał ścieżkę medyka, byłby chociaż trochę bardziej bezpieczny. Teraz był liderem, odpowiedzialnym za cały klan. Tym, który idzie jako pierwszy.
Westchnął cicho.
Brakowało mu Wilczego Serca. Utrata przyjaciela była dlań potężnym ciosem i ku zirytowaniu Igły, zemsta na Łabędziej Szyi nie przyniosła mu upragnionej ulgi. Wręcz przeciwnie, co noc nawiedzały go koszmary, wyrzuty sumienia zjadały go żywcem. Nadal nie potrafił zrozumieć, jaka siła targała nim, gdy podał wojownikowi zatrutą zdobycz... w głowie cały czas miał uśmiechającego się paskudnie Wilcze Serce, który wyzywa go od skończonych debili...
Tak bardzo pragnął odpowiedzieć "Masz rację, brzydalu", czy cokolwiek innego, jednak rozmowa z gwiazdami to nie było to samo... Tęsknił, zwyczajnie tęsknił i nie potrafił sobie wyobrazić, co czuła rodzina jego druha. Co czuła Cętka...
Przy wyjściu do obozu mignęła mu Fasoleczka, jedno z trójki jego kolejnych szczęść. Mimowolnie łagodny uśmiech wstąpił na siwiejący pysk dziadka. Przy legowisku uczniów odpoczywał Piórko, widocznie zmęczony po treningu i z zapałem wcinający martwego drozda. Westchnął cicho, gryząc się w język. Cały czas pamiętał o tym, co kilka dni temu prosiła go Miedziana Iskra. Wstał więc powoli, idąc w stronę swojego potomka.
— Hej, skarbie — uśmiechnął się, widząc zaskoczony wraz mordki liliowego futerka — Możemy porozmawiać? — miauknął cicho, siadając obok.
— Tatoooo, tylko nie ptaszki i pszczółki — Piórko wydał z siebie niezadowolony jęk. Lider pokręcił łbem rozbawiony.
— Nie, nie. Po prostu.... chodzi o twoją tożsamość. Mama mówiła, że czujesz się kotką. Nie zrozum mnie źle, nie przeszkadza mi to absolutnie, tylko... stary jestem słoneczko i nie wiem, jak mam się zachować i co robić. A chcę, żebyś miała we mnie oparcie, słoneczko. Poradź więc coś swojemu staruszkowi, bo widzisz, że w kropce jest.
< Piórko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz