Leżał i czekał na jakiekolwiek informacje odnośnie rodzica. Niezbyt przepadał za ojcem, ale perspektywa życia bez niego wydawała się... pusta. W końcu to on sprawił, że milusi kiciuś Śwituś uśmiechał się fałszywie do Ciężkiego po każdej nierozstrzygniętej walce.
Czy spojrzycie na mnie? Czy mógłbym zostać wysłuchany? Uśmiechnę sie teraz czy nie wypada? Nie powinniście mnie naśladować? Jacy optymistyczni synkowie - rozbrzmiewał w głowie Świtu głos Sójczego Gniazda. - Czy mogę, czy mogę, czy mogę. Rzygam tym.
Trójka nie widział nigdy własnego taty. Czy to źle? Znając jego ma to gdzieś, chociaż co dane jest wiedzieć trzyksiężycowemu?
Kompletne zero, bo świat nie pozwolił zwierzętom rodzić się z oczami, które umożliwiłyby rozpoznanie charakterów innych.
Trzcinowy Brzeg powróciła do żłobka. Potruchtała, omijając kałuże długimi kończynami i polizała swoich synów po łepkach w ramach przywitania. Ciężki pomachał ogonem z radości na widok rodzicielki. Świt uśmiechnął się tylko, gdyż akurat szczerze się ucieszył z takiego powitania.
- Nic mu nie będzie. Chcecie do niego wpaść? - zapytała się.
Pozytywne emocje wyparowały z płowego w ułamku chwili. On? Ma odwiedzić ojca? Teraz? W tej chwili? Niespodziewanie? Wzdrygnął się. Nie zamierzał robić. Nie i koniec.
- Tak! Chce zobaczyć tatę! - uradował się Ciężki i bez problemu przebiegł przez kałuże, ochlapując przy tym Trójkę. Liliowy skrzywił się, a w zielonych oczach błysnęła złość, irytacja i wszystko, co negatywne.
- Uważaj na błoto, kochanie! - Przestraszona Trzcina pobiegła do starszego potomka i chwyciła go za kark. Przeszła do wyjścia i położyła kocurka przed wejściem do żłobka. Dyszała, masa i waga Ciężkiego była wysoka. Przynajmniej nie marzł tak jak Świt podczas pory nagich drzew.
Matka wróciła do Świtu.
- Nigdzie nie idę. Nie mam ochoty spotykać się z nowu z tą ciapą - nie oszczędził ojca w słowach.
Karmicielka spojrzała chłodno na młodszego syna. Machała ogonem niespokojnie. Jak zawsze, gdy point mówił cokolwiek negatywnego o tacie.
- Masz natychmiast odmiauczeć to, co wyszło z twoich ust. - Stanęła tuż nad ciałem potomka. Nie była zbyt pokaźnej postury, lecz bez problemu mogła podnieść Świt. - Inaczej porozmawiamy inaczej.
- Znowu zmusisz mnie do porzygu? Mam iść w stanie agonalnym do własnego rodzica, który już i tak nie jest w najlepszej sytuacji fizycznej? - Przewrócił oczami maluch.
Karmicielka, zamiast odpyskować, chwycila syna za kark i wyszła z nim. I tak ze zbuntowanym kocięciem doszła do medyków. Morskooki poczuł jeszcze większą niechęć do mamusi. Kochał ją, ale w niektórych momentach przeginała. Ciężki śmiał się cicho, widząc ułomność brata.
Świt został postawiony tuż przy Sójczym Gnieździe. Ojciec miał na tylnych łapach okład z pajęczyn. W pobliżu kręciła się Pójdźkowa Łapa, wielka przyjaźń liliowego kaleki.
Sójka przywitał się z synami, klasycznie, liżąc ich główki.
- Moi kochani potomkowie... Tyle się o was starałem. Tyle na was czekałem - szeptał do ich uszu.
Świtowi zrobiło się dziwnie. Nigdy nie słyszał bezpośredni chan słów miłości od taty. Zawsze pytał, czy w ogóle może się do nich odezwać, powąchać czy nawet spojrzeć głęboko w oczy. Point przymknął morskie ślepia i otarł się o futro płowego rodzica. Zamruczał, od wibracji zadrżał cały jego mały organizm. Chciał stać się jednością ze zranionym Sójczym Gniazdem. Po raz pierwszy docenił, że ma rodzica.
Spotkanie przebiegało bez zbędnych problemów, lecz dłużyło się niemiłosiernie. Po chwili słabości Świt czuł znużenie. Patrzył na igły na drzewach, na trawę uginającą się pod wpływem wiatru. Ciężki gadał jak najęty o każdej bójce z bratem, a Trzcinowy Brzeg ponarzekała na synów.
W którymś momencie znudzony Świt wrócił do żłobka.
<Trójko?>
Czy spojrzycie na mnie? Czy mógłbym zostać wysłuchany? Uśmiechnę sie teraz czy nie wypada? Nie powinniście mnie naśladować? Jacy optymistyczni synkowie - rozbrzmiewał w głowie Świtu głos Sójczego Gniazda. - Czy mogę, czy mogę, czy mogę. Rzygam tym.
Trójka nie widział nigdy własnego taty. Czy to źle? Znając jego ma to gdzieś, chociaż co dane jest wiedzieć trzyksiężycowemu?
Kompletne zero, bo świat nie pozwolił zwierzętom rodzić się z oczami, które umożliwiłyby rozpoznanie charakterów innych.
Trzcinowy Brzeg powróciła do żłobka. Potruchtała, omijając kałuże długimi kończynami i polizała swoich synów po łepkach w ramach przywitania. Ciężki pomachał ogonem z radości na widok rodzicielki. Świt uśmiechnął się tylko, gdyż akurat szczerze się ucieszył z takiego powitania.
- Nic mu nie będzie. Chcecie do niego wpaść? - zapytała się.
Pozytywne emocje wyparowały z płowego w ułamku chwili. On? Ma odwiedzić ojca? Teraz? W tej chwili? Niespodziewanie? Wzdrygnął się. Nie zamierzał robić. Nie i koniec.
- Tak! Chce zobaczyć tatę! - uradował się Ciężki i bez problemu przebiegł przez kałuże, ochlapując przy tym Trójkę. Liliowy skrzywił się, a w zielonych oczach błysnęła złość, irytacja i wszystko, co negatywne.
- Uważaj na błoto, kochanie! - Przestraszona Trzcina pobiegła do starszego potomka i chwyciła go za kark. Przeszła do wyjścia i położyła kocurka przed wejściem do żłobka. Dyszała, masa i waga Ciężkiego była wysoka. Przynajmniej nie marzł tak jak Świt podczas pory nagich drzew.
Matka wróciła do Świtu.
- Nigdzie nie idę. Nie mam ochoty spotykać się z nowu z tą ciapą - nie oszczędził ojca w słowach.
Karmicielka spojrzała chłodno na młodszego syna. Machała ogonem niespokojnie. Jak zawsze, gdy point mówił cokolwiek negatywnego o tacie.
- Masz natychmiast odmiauczeć to, co wyszło z twoich ust. - Stanęła tuż nad ciałem potomka. Nie była zbyt pokaźnej postury, lecz bez problemu mogła podnieść Świt. - Inaczej porozmawiamy inaczej.
- Znowu zmusisz mnie do porzygu? Mam iść w stanie agonalnym do własnego rodzica, który już i tak nie jest w najlepszej sytuacji fizycznej? - Przewrócił oczami maluch.
Karmicielka, zamiast odpyskować, chwycila syna za kark i wyszła z nim. I tak ze zbuntowanym kocięciem doszła do medyków. Morskooki poczuł jeszcze większą niechęć do mamusi. Kochał ją, ale w niektórych momentach przeginała. Ciężki śmiał się cicho, widząc ułomność brata.
Świt został postawiony tuż przy Sójczym Gnieździe. Ojciec miał na tylnych łapach okład z pajęczyn. W pobliżu kręciła się Pójdźkowa Łapa, wielka przyjaźń liliowego kaleki.
Sójka przywitał się z synami, klasycznie, liżąc ich główki.
- Moi kochani potomkowie... Tyle się o was starałem. Tyle na was czekałem - szeptał do ich uszu.
Świtowi zrobiło się dziwnie. Nigdy nie słyszał bezpośredni chan słów miłości od taty. Zawsze pytał, czy w ogóle może się do nich odezwać, powąchać czy nawet spojrzeć głęboko w oczy. Point przymknął morskie ślepia i otarł się o futro płowego rodzica. Zamruczał, od wibracji zadrżał cały jego mały organizm. Chciał stać się jednością ze zranionym Sójczym Gniazdem. Po raz pierwszy docenił, że ma rodzica.
Spotkanie przebiegało bez zbędnych problemów, lecz dłużyło się niemiłosiernie. Po chwili słabości Świt czuł znużenie. Patrzył na igły na drzewach, na trawę uginającą się pod wpływem wiatru. Ciężki gadał jak najęty o każdej bójce z bratem, a Trzcinowy Brzeg ponarzekała na synów.
W którymś momencie znudzony Świt wrócił do żłobka.
<Trójko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz