Narcyzowy Pył wyzdrowiał po ostatniej podwójnej batalii ze Śledziowym Futrem. Rany zasklepiły się, a zły nastrój niebieskiego zniknął nagle, jakby ktoś naćpał kocura drobną dawką kocimiętki. Dorosły przycisnął ucznia, ażeby poprawić drobne błędy, które biały popełnił podczas samodzielnej nauki. Obserwował skaczącego z jednego punktu do drugiego. Leżał plackiem na niskiej skale i grzał się w promieniach wiosennego słońca, żeby skorzystać z chwili bez deszczu.
Orlikowa Łapa ćwiczył polowanie na terenie obozu. Zajęcza Stopa nie pozwoliła mentorowi na opuszczanie obozu Klanu Burzy przez okres kilku tygodni. Biały przynosił starszemu upolowane zwierzęta, aby chociaż trochę poprawić mu humor, a nawet nocami rozmyślał nad filozoficznymi komplementami. Zwiększenie morali Narcyza nie było trudne, kilka odpowiednio dopasowanych pochwał i już na pysku kocura pojawiał się dumny uśmiech.
- Orliczku, wiesz, że nie zapomnę ci tej "grubej kluski"? - zapytał, widząc kolejną upolowaną przez ucznia mysz.
Orlikowa Łapa przewrócił oczami. Po jego ciele przeszło mu nagłe zmęczenie. Ziewnął w odpowiedzi, zamiast przeprosić czy odpowiedzieć w jakiś inny sposób.
***
Narcyzowy Pył wraz z uczniem udali się na terytorium Klanu Burzy po raz pierwszy od dłuższego czasu. Szli razem, stawiając synchronicznie kroki. Omijali błoto, chociaż nie należało to do łatwych rzeczy. Przy traktorze mentor przystanął i bacznie przypatrzył się najbliższej okolicy.
- Coś nie tak? - zapytał się biały, chcąc dowiedzieć się, dlaczego przerwali marsz. Co tym razem odbije potomkowi Błękitnej? Głowę młodszego zalała fala myśli, w których widział możliwe pomysły przewodnika. Ponowna walka ze Śledziowym Futrem, odwiedziny Dwunożnych, a może... zrywanie kwiatków?! Po żółtookim można się spodziewać wszystkiego.
- Idziemy nad rzekę. Nie do Klanu Nocy, nie zamierzam znowu kaleczyć swego kochanego ciała - powiedział spokojnie Narcyzowy Pył. Nie miał humoru, Orlikowa Łapa wyczuł to po to nie jego głosu. Ponadto nie kazano mu prawić litanii nieskończonych pochwał, a sam wojownik nie nadużywał słów MNIE czy JA.
Biały odetchnął z ulgą. Wibrysy zadrżały w porywczym tańcu uspokojenia. Ufff, nie będzie zmuszony do strachu o własnego syna... Znaczy opiekuna. Na myśl o małych, słodkich kociątkach, wnukach Koniczynki, żołądek Orlikowej Łapy skurczył się do nieprawdopodobnie malutkich rozmiarów, a serce zabiło szybciej.
Dz-dzieci? Ż-że ja? O-ojcem? - pomyślał, przełykając ślinę i czując suchość w gardle. - Nigdy w życiu.
Nie wiedział, dlaczego podczas myślenia o bliskości z samicą bądź samcem jego organizm reagował tak negatywnie. Tracił kontrolę nad odczuwaniem i pragnął tylko ukryć się przed spojrzeniem kogokolwiek. Nikomu nie powiedział o tym dziwnym stanie. Kogo by to obchodziło?
Konwaliową Łapę? W końcu nie bez powodu szkoli się na medyczkę. Cętkowanej Łapie? Podobno się z nią przyjaźnisz. Koniczynka? Matka, ale ciągle ją spotykasz. Rodzeństwo? Słonikowa Łapa trzymał się głównie z Melodyjną Łapą, nie zrozumie moich uczuć. Bluszczowa Łapa? Hmmmm, sama jest niepewna siebie, więc zadręczanie jej swoimi problemami nie ma sensu. Mniszkowa Łapa? Nigdy! Prędzej mnie wyśmieje i nazwie pieszczoszkiem. Tak bez powodu - zamyślił się. Z głębokiego myślenia wyrwały białego rytmiczne uderzenia ogona Narcyzowego Pyłu w głowę ucznia.
- Orliczku, Ooorliiiiiczkuuuu. Budzimy się. Cały dzień przed nami - miauczał mentor.
- Oj... Już uważam! Prowadź - odpowiedział nieco przymulony klon Ostrzenia.
Doszli po dłuższej chwili do brzegów rzeki. Woda płynęła szybciej niż podczas pory nagich drzew. Byli sami. Do nosa Orlikowej Łapy doszedł zapach obcych kotów. Nie pachniały rybą, jak nocniaki.
- Na przeciwnym brzegu znajduje się teren Klanu Lisa. Zbiorowiska podlotków, którzy nie stosują się do Kodeksu Wojownika. Nie zmieniają imion swoim uczniom czy wojownikom. Jeden mentor bierze kilka kociąt, by je wyszkolić. Na zgromadzeniach zachowują się... Dziwnie - snuł opowieść o kolejnym klanie Narcyzowy Pył. - Rzadko widzę ich w tym miejscu, dlatego cię tu zabrałem.
- Po co zabrałeś mnie nad rzekę, skoro nie polujemy na ryby? - zapytał się ze zdziwieniem Orlikowa Łapa. Dopiero teraz zaczął się nad tym zastanawiać. Poprzednio chciał popisać się znajomością terenów granicznych z nocniakami, lecz znaleźli się przy mało uczęszczanym miejscu.
- Zaraz się dowiesz. Dosłownie poczujesz to na własnym futrze. - W oczach Narcyza błysnęła iskierka radości. - Sprawdź temperaturę wody. Zanurz ogon lub łapę. Cokolwiek.
Orlikowa Łapa zbliżył się do rzeki. Drgnął, czując jak zimna ciecz dotknęła jego kończyn. Włożył przednią łapę do wody, ale, nim zdołał ocenić jej temperaturę, został popchnięty przez Narcyzowy Pył. Biały nie zdołał utrzymać równowagi i wpadł do rzeki. Tylko nie umiał pływać! Przerażony machał nogami. Utonie. Nadszedł koniec jego życia. Za chwilę zobaczy Ostrzenia, jeśli Klan Gwiazdy przyjmie go w swoje szeregi. Zimno wody przeniknęło do skóry i wnętrza ucznia. Chciał wrócić na powierzchnię. Całe życie przeleciało młodemu przed oczami. Od narodzin przez liczne zabawy i karne lizane Koniczynki po minuty przed utopieniem.
Wyczuł nogami grunt. Płuca domagały się świeżego tlenu, a ciało rozgrzało się przez ciągle machanie łapami. Orlikowa Łapa stanął na rzecznym mule i... Wstał. Tak, wstał. Nie umarł. Los pozwolił mu żyć. Stał na płyciźnie.
Ponad taflę wody wystawała głowa Orlikowej Łapy. Uczeń oddychał szybko, żeby uzupełnić braki powietrza. Nie czuł już zimna. Wnętrze i duszę białego opanowała radość. Miauknął mimowolnie i zaśmiał się. Śmiał się i nie mógł przestać. Jego radosne chichotanie zlało się ze śmiechem Narcyzowego Pyłu. Zszokowany uczeń popatrzył na mentora.
- Dlaczego? - zdołał tylko powiedzieć. Zaczął iść w stronę brzegu, powoli. Łapy lekko zapadały się w muliste dno, dlatego nieco przyspieszył.
- Nareszcie! Nareszcie! Moja zemsta wykonana, ha! Wiesz, jak trudno mi, szlachetnemu kocurowi, było udawać zdruzgotanego? Cały dzień powstrzymywałem się od śmiechu! - mówił szybko mentor. - To kara za wyzwiska skierowane ku MNIE.
Orlikowa Łapa wyszedł z wody. Wyglądał jak siódme nieszczęście. Gęste, białe futro zwisało przemoknięte. Otrzepał się z wody, czując przeraźliwe zimno na nowo.
- Zatłukę cię! - powiedział żartobliwym tonem, skacząc na Narcyza. Niebieski zdziwił się, lecz od razu przystąpił do obrony przed przemoczonym Orliczkiem. Dwójka kocurów walczyła ze sobą, jakby były kociętami w żłobku. Przyjacielska bójka przypominała zwykłą zabawę i też nią była.
Orlikowa Łapa ćwiczył polowanie na terenie obozu. Zajęcza Stopa nie pozwoliła mentorowi na opuszczanie obozu Klanu Burzy przez okres kilku tygodni. Biały przynosił starszemu upolowane zwierzęta, aby chociaż trochę poprawić mu humor, a nawet nocami rozmyślał nad filozoficznymi komplementami. Zwiększenie morali Narcyza nie było trudne, kilka odpowiednio dopasowanych pochwał i już na pysku kocura pojawiał się dumny uśmiech.
- Orliczku, wiesz, że nie zapomnę ci tej "grubej kluski"? - zapytał, widząc kolejną upolowaną przez ucznia mysz.
Orlikowa Łapa przewrócił oczami. Po jego ciele przeszło mu nagłe zmęczenie. Ziewnął w odpowiedzi, zamiast przeprosić czy odpowiedzieć w jakiś inny sposób.
***
Narcyzowy Pył wraz z uczniem udali się na terytorium Klanu Burzy po raz pierwszy od dłuższego czasu. Szli razem, stawiając synchronicznie kroki. Omijali błoto, chociaż nie należało to do łatwych rzeczy. Przy traktorze mentor przystanął i bacznie przypatrzył się najbliższej okolicy.
- Coś nie tak? - zapytał się biały, chcąc dowiedzieć się, dlaczego przerwali marsz. Co tym razem odbije potomkowi Błękitnej? Głowę młodszego zalała fala myśli, w których widział możliwe pomysły przewodnika. Ponowna walka ze Śledziowym Futrem, odwiedziny Dwunożnych, a może... zrywanie kwiatków?! Po żółtookim można się spodziewać wszystkiego.
- Idziemy nad rzekę. Nie do Klanu Nocy, nie zamierzam znowu kaleczyć swego kochanego ciała - powiedział spokojnie Narcyzowy Pył. Nie miał humoru, Orlikowa Łapa wyczuł to po to nie jego głosu. Ponadto nie kazano mu prawić litanii nieskończonych pochwał, a sam wojownik nie nadużywał słów MNIE czy JA.
Biały odetchnął z ulgą. Wibrysy zadrżały w porywczym tańcu uspokojenia. Ufff, nie będzie zmuszony do strachu o własnego syna... Znaczy opiekuna. Na myśl o małych, słodkich kociątkach, wnukach Koniczynki, żołądek Orlikowej Łapy skurczył się do nieprawdopodobnie malutkich rozmiarów, a serce zabiło szybciej.
Dz-dzieci? Ż-że ja? O-ojcem? - pomyślał, przełykając ślinę i czując suchość w gardle. - Nigdy w życiu.
Nie wiedział, dlaczego podczas myślenia o bliskości z samicą bądź samcem jego organizm reagował tak negatywnie. Tracił kontrolę nad odczuwaniem i pragnął tylko ukryć się przed spojrzeniem kogokolwiek. Nikomu nie powiedział o tym dziwnym stanie. Kogo by to obchodziło?
Konwaliową Łapę? W końcu nie bez powodu szkoli się na medyczkę. Cętkowanej Łapie? Podobno się z nią przyjaźnisz. Koniczynka? Matka, ale ciągle ją spotykasz. Rodzeństwo? Słonikowa Łapa trzymał się głównie z Melodyjną Łapą, nie zrozumie moich uczuć. Bluszczowa Łapa? Hmmmm, sama jest niepewna siebie, więc zadręczanie jej swoimi problemami nie ma sensu. Mniszkowa Łapa? Nigdy! Prędzej mnie wyśmieje i nazwie pieszczoszkiem. Tak bez powodu - zamyślił się. Z głębokiego myślenia wyrwały białego rytmiczne uderzenia ogona Narcyzowego Pyłu w głowę ucznia.
- Orliczku, Ooorliiiiiczkuuuu. Budzimy się. Cały dzień przed nami - miauczał mentor.
- Oj... Już uważam! Prowadź - odpowiedział nieco przymulony klon Ostrzenia.
Doszli po dłuższej chwili do brzegów rzeki. Woda płynęła szybciej niż podczas pory nagich drzew. Byli sami. Do nosa Orlikowej Łapy doszedł zapach obcych kotów. Nie pachniały rybą, jak nocniaki.
- Na przeciwnym brzegu znajduje się teren Klanu Lisa. Zbiorowiska podlotków, którzy nie stosują się do Kodeksu Wojownika. Nie zmieniają imion swoim uczniom czy wojownikom. Jeden mentor bierze kilka kociąt, by je wyszkolić. Na zgromadzeniach zachowują się... Dziwnie - snuł opowieść o kolejnym klanie Narcyzowy Pył. - Rzadko widzę ich w tym miejscu, dlatego cię tu zabrałem.
- Po co zabrałeś mnie nad rzekę, skoro nie polujemy na ryby? - zapytał się ze zdziwieniem Orlikowa Łapa. Dopiero teraz zaczął się nad tym zastanawiać. Poprzednio chciał popisać się znajomością terenów granicznych z nocniakami, lecz znaleźli się przy mało uczęszczanym miejscu.
- Zaraz się dowiesz. Dosłownie poczujesz to na własnym futrze. - W oczach Narcyza błysnęła iskierka radości. - Sprawdź temperaturę wody. Zanurz ogon lub łapę. Cokolwiek.
Orlikowa Łapa zbliżył się do rzeki. Drgnął, czując jak zimna ciecz dotknęła jego kończyn. Włożył przednią łapę do wody, ale, nim zdołał ocenić jej temperaturę, został popchnięty przez Narcyzowy Pył. Biały nie zdołał utrzymać równowagi i wpadł do rzeki. Tylko nie umiał pływać! Przerażony machał nogami. Utonie. Nadszedł koniec jego życia. Za chwilę zobaczy Ostrzenia, jeśli Klan Gwiazdy przyjmie go w swoje szeregi. Zimno wody przeniknęło do skóry i wnętrza ucznia. Chciał wrócić na powierzchnię. Całe życie przeleciało młodemu przed oczami. Od narodzin przez liczne zabawy i karne lizane Koniczynki po minuty przed utopieniem.
Wyczuł nogami grunt. Płuca domagały się świeżego tlenu, a ciało rozgrzało się przez ciągle machanie łapami. Orlikowa Łapa stanął na rzecznym mule i... Wstał. Tak, wstał. Nie umarł. Los pozwolił mu żyć. Stał na płyciźnie.
Ponad taflę wody wystawała głowa Orlikowej Łapy. Uczeń oddychał szybko, żeby uzupełnić braki powietrza. Nie czuł już zimna. Wnętrze i duszę białego opanowała radość. Miauknął mimowolnie i zaśmiał się. Śmiał się i nie mógł przestać. Jego radosne chichotanie zlało się ze śmiechem Narcyzowego Pyłu. Zszokowany uczeń popatrzył na mentora.
- Dlaczego? - zdołał tylko powiedzieć. Zaczął iść w stronę brzegu, powoli. Łapy lekko zapadały się w muliste dno, dlatego nieco przyspieszył.
- Nareszcie! Nareszcie! Moja zemsta wykonana, ha! Wiesz, jak trudno mi, szlachetnemu kocurowi, było udawać zdruzgotanego? Cały dzień powstrzymywałem się od śmiechu! - mówił szybko mentor. - To kara za wyzwiska skierowane ku MNIE.
Orlikowa Łapa wyszedł z wody. Wyglądał jak siódme nieszczęście. Gęste, białe futro zwisało przemoknięte. Otrzepał się z wody, czując przeraźliwe zimno na nowo.
- Zatłukę cię! - powiedział żartobliwym tonem, skacząc na Narcyza. Niebieski zdziwił się, lecz od razu przystąpił do obrony przed przemoczonym Orliczkiem. Dwójka kocurów walczyła ze sobą, jakby były kociętami w żłobku. Przyjacielska bójka przypominała zwykłą zabawę i też nią była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz