Zimno i wszechobecna cisza. Chłodna woda wdzierająca się pomiędzy jej grube futro i nieuchronnie dążąca do obniżenia temperatury jej ciała. Opór wody, jaki napotykała, chcąc zejść jeszcze głębiej i głębiej. Płuca wołające o powietrze. Kremowa vanka nie miała nic przeciwko temu, co więcej…
Absolutnie to uwielbiała!
Niezgrabnie machając tylnymi, krótkimi łapkami wgramoliła się na ląd i upuściła rybę niemal tak dużą, jak ona sama. Przycupnęła obok i wzięła pierwszy kęs, jednak jej uwaga skupiona była na okolicy. Wzrokiem szukała jakiegoś miejsca, w którym mogłaby przeczekać nieuchronnie zbliżającą się noc. Chociaż słońce wciąż było wysoko, kocię wolało myśleć „na zaś”. Wciągnęła powietrze, krzywiąc się . Jak do specyficznego zapachu ryby była w stanie się przyzwyczaić i nawet go polubić, tak z wonią kilkunastu obcych kotów w ogóle nie mogła dojść do porozumienia. Nieprzyzwyczajona nie potrafiła określić, ile obcych istot czai się w pobliskich gąszczach. W okolicy rzeki silnie pachniało bytami jej gatunku lub, nazwijmy rzeczy po imieniu, kocim moczem.
Drobna kępa jeżyn doskonale nadawała się na tymczasowe schronienie, w którym będą mogli jej szukać. Koteczka chwyciła to, co zostało w ryby i potruchtała w kierunku krzewu, zajmując sobie najwygodniejsze miejsce. Cóż, nie było to trudne, patrząc na to, że nie miała się z kim o nie bić. Gdzie jej starsi bracia, mama i tata? Przecież odłączyła się tylko na chwilkę. Zamknęła oczy, pełna nadziei, że gdy je otworzy, wszystko będzie takie jak tego ranka.
* * *
̶ Kociak, co ona tutaj robi?
Wciąż chowająca się kępie jeżyn istota syczała na niebieskiego cętkowanego kocura, który próbował wywabić ją z ukrycia. Jego pysk kotka potraktowała drobnymi pazurkami i zasyczała doń wściekłym tonem, odruchowo się cofając. Ten żałosny pomiot najwidoczniej myślał, że uda mu się po dobroci namówić ją na opuszczenie tego miejsca. Ale ona przecież nie mogła tego zrobić, prawda?
̶ Porzucone młode. Niektóre matki nie mają sumienia…
̶ Nie, to nie jest wina mojej mamy! ̶ Do oczu Brzoskwinki napłynęła łzy; podniosła czekoladowe spojrzenie na kocicę i przeszyła ją rozpaczliwym wzrokiem ̶ Ja sama się od nich odłączyłam. Będę tu teraz mieszkać, rozumiesz? Pozwólcie mi, błagam! Nie zjem wam wcale dużo ryb… Po prostu na kogoś czekam…
Pociągnęła nosem i chlipnęła. Deszczowa Gwiazda wykorzystał ten moment słabości i złapał koteczkę za luźną skórę na karku. Nie miała siły walczyć; leżała bezwładnie, ciągnięta praktycznie po ziemi. Gdy kocur łaskawie ją puścił, podniosła się i spojrzała bykiem na swojego „wybawiciela”.
̶ Nigdzie z wami nie pójdę! ̶ Jej głos był płaczliwy i rozniósł się po okolicznych terenach. Kocię nastroszyło sierść, jednak nawet w tej aparycji nie dorastało Deszczowej Gwieździe do kolan.
̶ Powiedz… Jak ci na imię?
Otarła łapą gluta z nosa i chlipnęła.
̶ Brzoskwinka. I nigdzie z wami nie pójdę, bo czekam na swoją rodzinę. Oni na pewno mnie teraz gdzieś szukają.
Na pogardliwie prychnięcie towarzyszki Deszczowej Gwiazdy zjeżyła nieco sierść, jednak wcześniejszy atak histerii kosztował ją zdecydowanie za dużo energii. Opadła bezwładnie na ziemię i wpatrywała się w grunt. Niezwykle ciekawy widok, nie ma co.
̶ Powiedz, Brzoskwinko. Czy nie chciałabyś być członkiem Klanu Nocy, gdzie wszyscy żyjemy zgodnie z kodeksem wojownika, polujemy i walczymy dla klanu?
Przyjrzała się cętkowanemu podejrzliwie.
̶ I łowicie ryby?
Wąsy niebieskiego zadrżały z rozbawieniem.
̶ I łowimy ryby.
̶ W takim razie, dobrze. ̶ Powiedziała, chwiejnie wstając na łapki. ̶ Ale tylko przez pewien czas. Jak już znajdą mnie rodzice, będziemy się musieli pożegnać.
Pozwoliła niebieskiemu kocurowi chwycić się za skórę na karku, a następnie rozluźniła się i po prostu zwisała bezwładnie z jego pyska. Czuła, że nieuchronnie utraciła coś bardzo cennego. Przymrużyła oczy i westchnęła cichutko, z nutką tęsknoty w głosie. Życie w klanie z liczną grupą kotów nie wydawało się jej najlepszą opcją, ale innej nie miała. Przynajmniej na chwilę obecną.
* * *
Oczy koloru mlecznej czekolady ze znużeniem wędrowały ze ruchami drobnej, czarnej koteczki perskiej. Uzdrowicielka Klanu Nocy była dość dziwnym zjawiskiem. Jedno oko żółte, drugie niebieskie ̶ zupełnie, jakby geny jej rodziców nie mogły się zdecydować i ostatecznie doszły do jako takiego porozumienia, dzieląc się po połowie. Płaskopyska była tylko nieznacznie wyższa od Brzoskwinki, co na początku wprawiło małą w spore zakłopotanie. Ostatecznie uznała jednak, że to dobrze; nie musi w końcu zwracać się do niej jak do pełnoprawnego, dorosłego osobnika. Brzoskwinka traktowała Słodki Język po prostu jak starą, dobrą kumpelę, obsypując perską gradem pytań z zakresu medycyny. Nie, żeby ją to szczególnie interesowało (prawdziwe koty polują i walczą, prawda?), ale z uprzejmości zawracała głowę medyczce, po czym skupiała uwagę na czymś innym (jaki ładny, niebieski motylek!)
Rano wędrowała z rodzicami. Teraz mieszkała na wyspie.
Klanie Gwiazdy, ratuj.
<Dobry, z tej strony Brzoskwinka. Miałby ochotę jakiś kociak/inny członek klanu na wspólny wątek? Jeśli tak, to zapraszam. Brzoskwinka chętnie przygarnie wszystkich <3>
Klep. Jesionek z chęcią się zapozna
OdpowiedzUsuńNie zaklepuj aż tylu kotów
UsuńSkoro szybko odpowiada to czemu nie?
UsuńProszę nie być zazdrosnym. Można do kilku kotów pisać jednocześnie, więc to nie znaczy (jak ktoś klepnie), że nie można już z Brzoskwinką pisać, drogi anonimie
OdpowiedzUsuń