Ślady po ich łapach szły tak blisko siebie, że możnaby odnieść wrażenie, że są oni złączeni. W istocie, nie byłoby to wcale aż tak mylne, gdyż ogony liderki, oraz jej ukochanej splecione były razem, zupełnie tak, jakby nigdy nie funkcjonowały oddzielnie. Chłodne powietrze nie było aż tak uciążliwe, kiedy bura głową wspierała się na kremowym, gęstym i cieplutkim futerku bicolorki. Och, jak dawno nie spędzały czasu po prostu we dwójkę, rozmawiając o niczym i śmiejąc się z byle pierdoły? Cierń miała wrażenie, że jeszcze wczoraj owa kotka obudziła ją z drzemki poza terenami obozu, kiedy ta chciała się wyrwać od swojego głośnego rodzeństwa i odpocząć. Tymczasem, minęło już ponad sześćdziesiąt księżyców od tego wydarzenia. Sześćdziesiąt długich, bolesnych, acz na swój sposób pięknych księżyców, podczas których stały się dorosłymi wojowniczkami Klanu Burzy.
Dorosłymi, a teraz już, prawie że starszymi. Na pysku przywódczyni pojawił się zawadiacki uśmiech. Odplątała swój ogon z miłego uścisku ogonu partnerki, po czym zręcznym ruchem łapy klepnęła ją w bok.
— Berek! — zawołała wesoło, rzucając się przed siebie. Brzoskwiniowa Gałązka przez moment patrzyła na nią w szoku, z szeroko otwartymi, niebieskimi ślepkami. Bez wątpienia Ciernista Gwiazda odmłodniała przez ostatnie księżyce. Aż za bardzo.
— Chyba sobie żartujesz! — krzyknęła wślad za ukochaną kocicą. Nawet z oddali widziała, jak ta drobniutka masa pokazuje jej język.
— Dowiesz się, jak mnie złapiesz! — rzuciła głośno. Córka Złotej Melodii westchnęła głęboko, na jej pysk wstąpił jednak ciepły uśmiech. Puściła się do przodu, za partnerką, biegnąc na tyle, na ile mogły pozwolić jej stare kości. Na szczęście dla niej, kondycja buraski wywołana jej słabym zdrowiem fizycznym nie pozwoliła jej odbiec za daleko i bicolorka szybko znalazła się nad Cierniem, uśmiechając się z satysfakcją.
— I co teraz zrobisz, cwaniaro? — zapytała, dysząc raz za razem. W zielonych oczach młodszej z kotek buzowały wesołe ogniki.
— No nie wiem. Jestem chyba zdana na twoją łaskę, prawda? — mruknęła zalotnie, aby zobaczyć zawstydzony wzrok Brzoskwinki. Dźwignęła się lekko i liznęła ją w policzek. Kremowa uśmiechnęła się i pochyliła nad partnerką, aby... Usłyszeć pełen obrzydzenia jęk.
Dwie kotki odwróciły wzrok, zdziwione nagłym urwaniem ich chwili szczeniackich zalotów. Niebieski kocur i liliowa kotka wpatrywały się w nie z krzywymi minami.
— Fuuj — jęknął Mokry, któremu teraz Niezapominajka zatykała pyszczek. Liderka poczuła, że piecze ją cała twarz, jednak znana była ze swojej zdolności do zachowania zimnej krwii. Wyczołgała się spod zszokowanej Brzoskwiniowej Gałązki i spojrzała karcąco na maluchy.
— A wy co niby tutaj robicie? Nie mówiąc już o tym, że znajdujemy się poza obozem, co jest dla was zakazane, jestem pewna, że Sosnowa Kora nie wypuściłaby was na zewnątrz w takim zimnie. Tłumaczyć się, no, już — oznajmiła, mierząc maluchy badawczym spojrzeniem. Zdecydowanie nie powinno ich tutaj być.
< Mokry? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz