Kocur był porządnie zdziwiony. Chyba nawet w tym nielicznym, głuchym momencie, zdziwienie miało przewagę nad strachem, jaki zawsze mu towarzyszył. Czemu miałaby go słuchać i czemu on miałby jej mówić? Musiałby wrócić. On nie chciał wracać. Nigdy już nie chciał poczuć tego, co czuł w tamtych dniach. Nigdy już nie chciał widzieć ciała Ważki, tak okrutnie poturbowanego. Nigdy już nie chciał czuć, jak śmierć wyciąga ku niemu swoją chudą, kościstą, zimną łapę, jednak zamiast wziąć go - odbiera mu najbliższą osobę, ukochaną siostrzyczkę. Nie. Po prostu, nie.
Jeśli nawet istniały koty, które wiedziały, co czuł, nie mógł sobie tego wyobrazić. Był przekonany o tym, że jest jedyny. Że nie ma nikogo, niczego, kto go zrozumie. Że nikt nie siedzi wieczorami i nie rozmyśla nad tym, co się stało z jego rodziną. Czy jego rodzeństwo i matka zostało zjedzone? A może umarli z głodu? Może oba? Czy kiedyś dowiedzieli się, co się stało z Ważką? Czy myślą, że ich opuścił?
Czy go nienawidzą?
Chociaż w ułamku tego stopnia, w jakim on nienawidził siebie, swojej zgarbionej, kościstej postury i jąkającego się, wysokiego głosiku? Tego, że mimo księżyców nic się nie zmieniło? Nadal jest śmierdzącą kupą gówna?
Czemu ta kotka chciała mu pomóc? Dla niego nie było pomocy. Nic, nikt nie mógł nic zdziałać.
Spojrzał, prawie że nieobecnym wzrokiem, na Czereśnię. Była taka... Ładna. Miała kształtne, długie łapy. Pełne życia, zielone oczy. Długie, gładkie futerko, teraz troszkę sponiewierane, przez pogoń i miejsce, w jakim się znajdowali, lecz nadal zjawiskowe. Była uroczą, miłą kotką, która wyczekiwała, aż w końcu coś powie.
Jednak on nie wiedział, co powiedzieć.
W końcu z jego ust wypadło słowo, które wypowiadał zdecydowanie zbyt często.
— P-przep-prze-przepraszam. — Spuścił wzrok, aby nie czuć na sobie ciężaru jej spojrzenia. — N-nie-nie mogę.
Czereśnia przez moment milczała, a Lavik był pewny, że zaraz sobie pójdzie. Machnie ogonem i już nie wróci, widząc jego niechęć. Nie obwini jej za to. Sam pewnie by od siebie uciekł, gdyby tylko mógł. Poszedłby siną w dal. Kotka jednak nie zrobiła niczego takiego.
— W porządku — powiedziała, pochylając głowę — nie musisz mi teraz mówić. Powiesz, jak będziesz chciał. Tylko... Wyjdźmu stąd, dobrze? Okropnie tutaj śmierdzi. — Akurat, gdy unosił głowę, zmarszczyła uroczo nosek, przez co kąciki ust Lavika podniosły się.
— T-tak — powiedział. Po chwili oboje wyskoczyli ze zbiornika na brudne ubrania, w końcu oddychając (względnie) świeżym powietrzem. Przez moment milczeli, a następnie buras wydukał cicho.
— Dz-dziękuję, Cze-czereśnio.
< Czereśnia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz